Tydzień temu niemal w ostatniej chwili dopisałem informację
o zawetowaniu przez Prezydenta RP woli Sejmu, wyrażającej się w zakazie
pornografii jako formy poniżania godności ludzkiego ciała. Wydarzenie
to, acz czekające jeszcze na kolejną decyzję Sejmu, stwarza pole
do szerszych refleksji na temat ustalonej od wieków hierarchii wartości,
którą próbuje się różnymi sposobami zamącić albo wprost przekreślić.
To, że działanie Prezydenta staje w jawnej sprzeczności
z wolą człowieka mającego jeszcze zdrowe poczucie przyzwoitości,
potwierdza wiele źródeł, także tzw. "głosy inteligencji", którą zaprosiła
do swojego studia telewizja publiczna. Był tam także "intelektualista",
który poparł nowy periodyk, kierowany przez apostatę i człowieka
szkalującego święte dla Polaków wartości. Manipulacja i cynizm, okazane
wobec męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, zasługują na najwyższą
dezaprobatę. Ujawnia się więc pośrednio, że dawni komuniści - antyklerykałowie
nie wyjechali na Księżyc, że są wśród nas i że ciągle boją się autorytetu
Kościoła i "Solidarności", i dlatego przedwyborczą kampanię rozpoczynają
od ataków na kapłanów, których wielu zamęczyli po nieudanych próbach
deprawacji.
Mogę zrozumieć słabość, życiowe powikłania każdego człowieka.
Trudniej pojąć jednak demoniczne trwanie w perfidnej, kłamliwej zresztą,
walce z Bogiem lub subtelnie prowadzoną demoralizację. Wciąganie
do tego "chóru" ludzi postrzeganych jako autorytety staje się już
niebezpieczne i znamionuje chorobę o podłożu wybujałej ambicji albo
nawet aberracji moralnej. Dał jej wyraz głośny publicysta poczytnej
gazety, dzieląc się zachwytami wolnością, jakiej doznał przed ćwierć
wiekiem po wejściu do hamburskiej dzielnicy rozpusty. Cóż to za wolność,
która prowadzi do sprawdzenia siebie przez zanurzenie w błoto! Cóż
to za siła, która prowadzi do upokorzenia drugiego człowieka! Co
to za piękno, które lekceważy poczucie dobrego smaku!
W sytuacji, gdy przekreśliło się transcendencję Boga
- Stworzyciela człowieka, roztaczającego nad nim płaszcz swej Opatrzności,
pozostaje promocja religii rozumu, i to nie uzależnionego od siebie
samego. Dobrze to widać w programach promocji zła, którym hołdują
niektóre media - środki komunikacji społecznej. Dla człowieka wierzącego,
dla uczciwego człowieka, który nie chce chocholego tańca na grobach
tradycji kultur narodowych, rodzi to nowe wyzwania. Musimy przejąć
się słowami zapisanymi w książce Wojciecha Wencla Zamieszkać w katedrze: "...w kulturze białego człowieka w tej chwili krzyż jest na trzecim
miejscu wśród najbardziej znanych symboli współczesnej cywilizacji,
po muszli Shella i "M" McDonald´sa". Wnioski płynące z tego zestawienia
porażają na poziomie diagnozy socjologicznej, ale groźny jest już
sam fakt przeprowadzenia podobnych sondaży.
Jak bronić objawionej religii Jezusa przed religią rozumu,
której celem jest ponowne ukrzyżowanie Słowa Życia?
Pragnę odwołać się również do innej socjologii - tym
razem socjologii religii. Nauka ta, zajmująca się zewnętrznymi przejawami
wiary, wyznaczyła kilka parametrów religijności - to znaczy tych
przejawów, które na zewnątrz pokazują wewnętrzne pragnienia i przekonania
człowieka.
Pierwszym z wymienianych w tym katalogu wskaźników jest
tzw. globalne wyznanie wiary. Traktuje ono o stosunku człowieka do
znaków i symboli religijnych.
W tę niedzielę w mieście nad Sanem, a i w wielu innych
miastach naszej Ojczyzny zgromadzą się młodzi na doroczne spotkanie
w łączności z młodymi spotykającymi się na Placu św. Piotra. Będzie
to radosne świadczenie o prawdzie, że Jezus Chrystus jest Panem ich
życia. Jest Bogiem, którego pragną zabrać ze sobą na wędrówkę swojego
życia. Będzie to, jak ufam, wielkie świadectwo wiary. My, starsi,
możemy się niekiedy także czegoś nauczyć od młodych, choćby spontanicznej
szczerości albo odwagi świadectwa, którą żyły dawne pokolenia. W
tym roku trzeba dać odpowiedź, po której stronie chcemy stanąć w
tę niedzielę poprzedzającą tragiczne chwile Judaszowej zdrady i wielkopiątkowego
krzyżowania.
Wracając do wcześniejszej myśli, zachęcam do refleksji
wszystkich wierzących: czy szanuję i doceniam symbole święte, czy
noszę na swojej piersi krzyż Chrystusowy lub medalik Niepokalanej?
Wielu z nas wychowało się w tym pięknym zwyczaju, kiedy przed snem
nasze matki dawały nam do ucałowania krzyż, otrzymany z okazji Pierwszej
Komunii św. czy innej okazji. Kładł się on pieczęcią nad naszym snem,
a rano otwierał drogę całodziennego trudu. Dla wyznawców religii
rozumu trąci to staroświeckością i ciemnogrodem. Propagują intelektualne
lęki i czekają, że się im poddamy. Nie lękajmy się ich napastliwości.
Niech słowa Wieszcza, mówiące, że "krzyż postawiony na Golgocie tego
nie zbawi, kto w swoim sercu krzyża nie postawi", obligują nas do
pietyzmu wobec tego znaku. On drażni złych, a w sobie ma wielką moc
świadectwa.
Opowiadał mi jeden z katechetów o cudownym wprost nawróceniu
dzięki krzyżowi, który jeden z jego uczniów nosił na swojej szyi.
Miał w klasie ucznia, który bardzo mu dokuczał. W końcu skończył
szkołę, rozpoczął studia, został asystentem w wyższej uczelni. Już
jako adept nauki spotkał swojego katechetę. Ku jego zdziwieniu, pochwalił
Pana Boga i rozpoczęli rozmowę o życiu. Wreszcie powiedział: Uwierzy
Ksiądz, że ja już jestem wierzący? Ale proszę nie przypisywać sobie
zasługi. Pamięta Ksiądz takiego ucznia (tu wymienił jego imię) -
to on mnie nawrócił. Przed każdą lekcją wychowania fizycznego zdejmował
medalik, a potem sądząc, że nikt nie widzi, całował go, wkładając
ponownie na szyję. Wtedy przyszło moje nawrócenie. Pomyślałem: przecież
ty też jesteś ochrzczony, też otrzymałeś od babci krzyżyk na Pierwszą
Komunię św. i co się z tobą stało? Rozpoczęła się długa droga mojego
powrotu, ale cieszę się, że się udało.
Innym znakiem religijnym, któremu należałoby przywrócić
właściwe, godne miejsce, jest różaniec. Z szacunkiem patrzymy na
Ojca Świętego i Jego permanentną wprost modlitwę różańcową. Chciałbym
u końca Wielkiego Postu zapytać wszystkich o różaniec. Nawet nie
pytam, czy go odmawiacie, ale czy macie go przy sobie. Pomyślcie:
czasem, kiedy samotnie wracacie z pracy, Wasze myśli mogłyby stać
się modlitwą, a zatroskanie - uspokojeniem. Wystarczy sięgnąć do
kieszeni i zacząć odmawiać modlitwę Gabriela i odpowiedź Maryi.
Były w naszych domach kropielnice, poświęcona woda. Iluż
z nas kreśliło nią znak krzyża, wychodząc z domu. Były święte obrazy,
wśród których poczesne miejsce zajmowały portrety naszych świętych
patronów...
Można by jeszcze mnożyć te zewnętrzne znaki, którymi
zapełnialiśmy przestrzeń codziennego profanum. Znaki może niekiedy
jeszcze pozostały, ale straciły swoją wewnętrzną treść, która jest
w nas. Trzeba ją na nowo ożywić.
Chrześcijańskie pozdrowienie, którym się pozdrawialiśmy,
gest przyklęknięcia, kiedy mijało się kapłana z wiatykiem...
Nie jesteśmy bezbronni wobec wyznawców religii rozumu,
bo jak napisał wspomniany Autor - kultura "nie może istnieć bez hierarchii
wartości, nie może istnieć bez jakiegoś oparcia o coś, co jest absolutne.
To jest przyczyna, dla której sztuka rozwijała się na ogół w cieniu,
chociaż niekoniecznie była religijna, ale w cieniu, wokół religii
się rozwijała. A współczesny kryzys religijności może nasuwać myśl,
że za tym kryzysem pójdzie taki rodzaj dekadencji, jaki spotkał kulturę
antyczną na przykład".
Reklama
Problem pornografii nie jest tylko kwestią prawa. Dzieli ludzi,
oddala ich od siebie. Dla człowieka wierzącego jest wezwaniem do
udania się na Drogę Krzyżową, na jej dziesiątą stację - stację obnażenia
Jezusa z szat i otoczenia swojego Mistrza kołem miłości, żeby uchronić
Jego nagość przed pijanym żołdactwem, ciekawą gawiedzią. Dodajmy:
uchronić przed zwyrodniałymi wyznawcami religii rozumu.
Niech w tę Palmową Niedzielę popłynie w naszych świątyniach
pieśń ekspiacyjna za nas, za milczenie polskich sumień. Wołajmy:
Nie karć mnie, Panie, w Twoim gniewie
i nie karz mnie w Twej zapalczywości!
Bo winy moje przerosły moją głowę,
gniotą mnie jak ciężkie brzemię.
Cuchną, ropieją me rany
na skutek mego szaleństwa.
Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony,
przez cały dzień chodzę smutny,
bo ogień trawi moje lędźwie
i w moim ciele nie ma nic zdrowego.
Jestem nad miarę wyczerpany i złamany,
skowyczę, bo jęczy moje serce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu