Skłębione chmury mknęły szybko po niebie, gnane zachodnim wiatrem.
Gawrony oraz biała mewa, która nie wiadomo skąd się wzięła tak daleko
od morza, bezskutecznie próbowały pokonać silne podmuchy. Ptaki spychane
były w powietrzu z obranego kierunku silnymi porywami. Pierwsza zrezygnowała
mewa, która usiadła zmęczona na asfalcie i nastroszywszy pióra, przycupnęła
pod kołem dużego TIR-a z wymalowanym jaskrawą farbą na burcie kontenera
napisem: "ITERCONTINENTAL". Natychmiast obok mewy wylądowały trzy
czarne gawrony. Podeszły do niej, kołysząc się na krótkich nogach
i dziobiąc ptaka w głowę, wypędziły spod koła na otwartą przestrzeń.
Pod samochodem było wiele wolnego miejsca, gdzie ptaki mogły schronić
się przed wiatrem i zacinającym nieprzyjemnie deszczem, jednak gawrony
wybrały sobie dokładnie to miejsce, które wcześniej zajął przybysz
znad morza.
- To się nazywa porządek dziobania - skomentował zajście
mężczyzna w średnim wieku.
- Co to znaczy? - zapytał młody chłopak.
- To jest takie określenie, które wprowadzili psychologowie,
obserwując zachowanie kur. Silniejsze ptaki dziobały słabsze według
ściśle określonego porządku, tworząc w ten sposób w kurniku hierarchię
siły. Termin "porządek dziobania" został przyjęty także do opisu
ludzkich zachowań, które nie różnią się pod tym względem od kurzych.
W niektórych grupach, jak np. w pracy, tak samo jak w kurniku, silniejsi
dokładają słabszym, a ci najsłabsi, znajdujący się z reguły najniżej
na drabinie władzy, odbijają to sobie najczęściej w domu na swoich
dzieciach albo żonach, bo to i powód zawsze można znaleźć i nie zrewanżują
się pięknym za nadobne, bo za słabe - wyjaśnił mężczyzna.
- Ciekawe - zdziwił się chłopak. - Wśród moich kolegów
w szkole albo na podwórku jest dokładnie tak samo. W tym przypadku
nawet łatwiej znaleźć słabszego. Zawsze przecież na ulicy można zgarnąć
jakiegoś małolata z podstawówki, postraszyć, zabrać parę złotych
na piwo i wyjść przy tym na twardziela.
- E, bystrzak jesteś - zaśmiał się mężczyzna.
- Niech pan popatrzy na te ptaki - chłopak wskazał na
mewę i dwa gawrony, które zbliżały się do przystanku, utrzymując
między sobą stały dystans. - Ta mewa z daleka wygląda całkiem biało,
a te gawrony z kolei całkiem czarno. Jednak kiedy zbliżyły się do
nas, zauważyłem, że mewa w zasadzie w większości jest szara, a nie
biała, a gawrony też są bardziej szare niż czarne. Właściwie tylko
skrzydła mają całkiem czarne.
- Bo to tak samo jak u ludzi - odezwał się znowu mężczyzna.
- Bardzo rzadko można znaleźć ludzi wyłącznie dobrych albo złych.
Czarne i białe charaktery zdarzają się tylko na filmach, życie jest
bardziej skomplikowane.
- O, patrz pan - przerwał chłopak, wskazując na mewę.
Ptak pogonił właśnie niewielkie stadko wróbli, które w niczym mu
nie przeszkadzały. Po prostu znalazły się w pobliżu.
- A nie mówiłem? - zaśmiał się mężczyzna. - Kryształowego
charakterku to ona nie ma - dodał po chwili.
- Ale to jest tragiczne - zmartwił się chłopak. - Przecież
w ten sposób każdy musi mieć kogoś do kopania, z wyjątkiem najsłabszych,
którzy już nie mają komu dokopać, choć pewnie też by chcieli. Czy
nie ma z tego wyjścia? - zapytał z goryczą w głosie, nie oczekując
pozytywnej odpowiedzi.
- Nadzieję zawsze można mieć, tylko niewiele z tego wynika
- odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się cynicznie.
- A jeśli na kimś ten łańcuch dziobania się zakończy,
to znaczy ktoś dziobnięty nie znajdzie sobie słabszego do oddania
- to co wtedy? Ci następni nie będą musieli już być poniewierani
ani sami nie będą musieli nikogo gnoić. Czyż nie tak? - twarz chłopca
pojaśniała, a w oczach pojawił się jasny błysk.
- A chciałbyś być tym kimś? - zapytał mężczyzna badawczo.
- No, nie wiem, ale chyba warto - odpowiedział chłopak
niepewnie.
- I co będziesz z tego miał? - mężczyzna nie dawał za
wygraną.
- Ma pan dzieci? - chłopak skierował nieoczekiwanie rozmowę
na inny tor.
- Mam - odpowiedział zdziwiony mężczyzna. - Ale co to
ma do rzeczy?
- Jak się znajdzie parę osób, które same doświadczywszy
zła, nie będą szukały słabszych, aby się odegrać, to jest mniejsze
prawdopodobieństwo, że pana dziecko nie dostanie na ulicy po głowie.
W przeciwnym razie strach dzieci z domu wypuszczać - odpowiedział
chłopak pewnym siebie głosem.
- Filozof z ciebie - odparł mężczyzna złośliwie.
- To nie filozofia, to konieczność, proszę pana - odpowiedział
chłopak.
W tym momencie obaj zwrócili wzrok w stronę TIR-a, skąd
dobiegł wrzask ptaka. To mewie udało się wreszcie dopaść jakiegoś
wróbla, najmniejszego z całego stada. Widać było tylko fruwające
pierze, a w chwilę później napastnik pastwił się już nad nieżywą
ofiarą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu