W Środę Popielcową, kiedy rozpoczynał się w tym roku Wielki
Post, na ludzi wychodzących z wielu kościołów czyhali tu i ówdzie
dziennikarze z mikrofonami i kamerami i zarzucali ich pytaniami.
Chcieli usłyszeć odpowiedź, czy wierni pamiętają, jakie jest piąte
przykazanie kościelne, jak ono brzmi w starym katechizmie i jak w
nowym, by z dumą obwieszczać tym, którzy przed chwilą mieli posypane
głowy popiołem na znak pokuty, że bawić się w Wielkim Poście nie
jest grzechem. A potem pokazywali to jeszcze w telewizji, szukając
wsparcia autorytetów kościelnych, których - takie odniosłem wrażenie
- odpowiedź musiała być bardzo skrócona, bo nie mogę sobie inaczej
tego wyobrazić. To niemal sensacyjne "odkrycie" (o czym wiedzą dzieci
na katechezie) podawane było jako zachęta do korzystania z zabaw
i rozrywek w Wielkim Poście. Wymowa tych migawek telewizyjnych była
wyraźna: chrześcijanie, nie ma już dla was tego grzechu; na razie
tego grzechu... W domyśle było prawie powiedziane: jeszcze trochę
poczekamy i też znikną inne grzechy z waszego życia... To Kościół
nazywa coś grzechem, co grzechem wcale nie jest... Jeszcze trochę,
a wszystko się zmieni...
Jak dobrze, że Chrystus Pan przestrzegał nas, byśmy nie
ulegali złudzeniu, ale szukali Prawdy. Zapowiedział też, że przyjdzie
Duch Święty, który przekona świat o grzechu (por. J 16, 8). Dokonuje
się to w życiu każdego pokolenia i każdego człowieka. Zacieranie
granicy między dobrem a złem jest najgroźniejszym niebezpieczeństwem,
co - jak czytamy w encyklice Veritatis splendor - uniemożliwia budowę
i zachowanie porządku moralnego jednostek i społeczności (por. n.
93). Nie tylko u chrześcijan, ale i u ludzi różnych kultur jest pewna
wrażliwość moralna wskazująca na wewnętrzne i tajemnicze działanie
Ducha Świętego: mówi, co jest dobrem, a co złem. Kształtowanie prawa
Kościoła katolickiego, a więc i przykazań kościelnych, wymaga oddzielnego
artykułu historyka prawa kanonicznego. Obserwujemy pewną modyfikację
w tej dziedzinie, choćby np. w zakresie postu eucharystycznego, kiedy
dawniej przystępujący do Komunii św. od północy wstrzymywali się
od jedzenia i picia, potem trzy godziny, a teraz godzinę przed Komunią
św. Wystarczy powiedzieć, że nie każdy przepis prawa kościelnego
związany jest z sankcją grzechu, zwłaszcza grzechu ciężkiego, że
jest to najczęściej wskazanie, w jakim kierunku powinno iść postępowanie
ludzi wierzących, że nieraz jest podane również to, przed czym Kościół
przestrzega.
Jako duszpasterz chciałbym tylko zwrócić uwagę na jeden
aspekt tej sprawy: jak powinien zachować się chrześcijanin w okresie
Wielkiego Postu? Posłużę się najpierw porównaniem. Gdy w domu choruje
ojciec lub matka, gdy ktoś z członków rodziny cierpi, gdy ktoś bliski
jest w więzieniu, gdy trwa jego proces, gdy umiera, gdy jest jego
pogrzeb, to przecież nie urządzamy hucznego wesela, ale jesteśmy
przy nim, otaczamy jego łoże. Nie w głowie zabawa. Chyba tylko by
to zrobił wyrodny syn lub podła córka, nie dbając, że w domu ból
i żałoba. Spotkałoby się to ze społeczną dezaprobatą, z ujemną oceną
ze strony opinii publicznej, z jakąś naganą środowiska. I czy trzeba
to prawem określać? Chyba tylko małym dzieciom, ludziom niedojrzałym
trzeba to tłumaczyć, ale nad nimi czuwają starsi. A nawet i dzieci
odczuwają ból po stracie najbliższych. Dojrzałość człowieka polega
między innymi również na tym, że wie, co jest przyzwoite, a co nie
jest przyzwoite, co przystoi czynić, a czego zrobić nie wypada. Nie
wszystko jest bowiem prawem określone. Są sytuacje, dla których nie
trzeba przepisów prawa, ale pewnej przyzwoitości moralnej, obyczajowej,
towarzyskiej.
Okres Wielkiego Postu jest wspominaniem historii naszego
zbawienia. A więc jeszcze raz przechodzimy myślą poszczególne jej
etapy, rozważając, jak dobry i miłosierny potrafi być Bóg dla człowieka.
Szczególnie drogi jest nam okres męki i śmierci Jezusa Chrystusa.
W tradycji chrześcijańskiej, która w ciągu wieków miała większe lub
mniejsze rygory obyczajowe, utrzymał się zwyczaj pewnej wstrzemięźliwości
co do pokarmu i picia oraz korzystania z rozrywek. To jest wyraz
duchowej łączności ze Zbawicielem, pewnym uczestnictwem w Jego męce
i śmierci. To przecież Chrystus za nas cierpi, za nas umiera. Czy
byłoby czymś przyzwoitym oddawać się w tym czasie zabawom i rozrywkom?
Gdy w latach szkoły średniej mieszkałem w katolickim
internacie im. ks. Jana Długosza we Włocławku, a pojawiały się wtedy
tzw. pogrzeby czerwone, to znaczy niekatolickie, bez księdza, najczęściej
członków ówczesnej partii, to wychowawca nam mówił, że gdy taki pogrzeb
spotkamy na ulicy, należy zdjąć nakrycie głowy, bo spotykamy się
z majestatem śmierci, że należy uszanować każdego zmarłego, niezależnie
od jego przekonań. I tak było. Ale też jako pewną nieprzyzwoitość
odebrałem to, że podczas procesji Bożego Ciała, kiedy wierzący mieszkańcy
miasta ze czcią klękali przed Najświętszym Sakramentem, na płaskim
dachu jednego z domów grupa młodych ludzi (mówiono, że zetempowców),
podczas błogosławieństwa, głośno zachowując się i komentując klękanie
uczestników procesji, opalała się w negliżu. I to jest problem przyzwoitości.
Można więc, nawiązując do zmienionej wersji przykazań
kościelnych, powiedzieć, że przede wszystkim miłość do Chrystusa,
wdzięczność wobec Kościoła za wychowawczy trud kształtowania wrażliwego
sumienia i choćby zwykła przyzwoitość, a nie już wyraźne przepisy
prawne, żądają od nas, chrześcijan, byśmy inaczej traktowali Wielki
Post i inaczej inne okresy roku kościelnego. Dla ludzi dojrzałych
nie wszystko musi być prawem określone. Nie tyle zakazy są granicą
dopuszczalności bezgrzesznego życia, ile wyzwaniem są wymogi moralne.
Nie chodzi tylko o to, by grzechem nie splamić życia, ale przede
wszystkim wypełnić je dobrem, przeniknąć ideą i jej realizacją, by
nie było ono puste, bez treści. Czy człowiek, który nie zrobił nic
złego, ale i prawie nie zrobił nic dobrego, nie angażując swoich
sił w promocję dobra, nie jest podobny do ewangelicznego sługi, co
swój talent zakopał w ziemi, by oddać go swemu panu, gdy wróci z
podróży i zażąda zwrotu? Idąc za głosem liturgii, mamy pogłębiać
rozumienie daru zbawienia. Pewna wstrzemięźliwość, wyciszenie wewnętrzne
i zewnętrzne, skupienie uwagi na rozważaniu Pisma Świętego, promocja
dzieł miłosierdzia - ma pomóc w odczytaniu naszych zadań. Tego czasu
nie wolno zmarnować. To czas dany od Boga. Czas łaski. Kiedy Kościół
nam przypomina o męce i śmierci naszego Jezusa, kiedy setki ludzi
uczestniczą w nabożeństwie Drogi Krzyżowej czy Gorzkich żali, kiedy
tysiące słucha nauk rekolekcyjnych i klęka przy konfesjonale, kiedy
czciciele Chrystusa całują Krzyż i rany Zbawiciela, kiedy składają
kwiaty przy Jego grobie, kiedy ten okres został wybrany przez Kościół
na czas nawrócenia, pokuty i żałoby - to nie tylko miłość do Boga,
ale zwykła przyzwoitość nam mówi, jak mamy się w takim czasie zachować,
a nie tylko to, czy coś jest prawem zakazane, czy nie. Zresztą nie
tylko nam. Również tym, którzy nie wierzą w Chrystusa, ale obserwują,
jakie są granice naszej wrażliwości. Jaka jest nasza przyzwoitość.
I czy my pozwalamy sobie naruszać jej granice. Jak my szanujemy nasze
najwyższe wartości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu