W ostatnich dniach w różnych kręgach wiele dyskusji toczy się
wokół tego, czy okres Wielkiego Postu jest, czy nie jest czasem,
w którym można urządzać zabawy, dodajmy - huczne. A może jednak "
wbrew przykazaniom" należy zachować wstrzemięźliwość od tego typu
praktyk? Wszak przeżywany okres liturgiczny w naszej rodzimej kulturze
jest traktowany jako czas umartwienia, ascezy i pokuty.
Prawdą jest, że nowy Katechizm Kościoła Katolickiego
nie zawiera przykazania kościelnego w brzmieniu: "W czasach zakazanych
zabaw hucznych nie urządzać". Ale chrześcijaninowi, któremu nieobcy
jest duch wyrzeczenia i który nie chce li tylko legalistycznie patrzeć
na rzeczywistość, nasuwa się pytanie: czy należy dopuścić w tym świętym
czasie pokuty i nawrócenia organizowanie zabaw, tańców i innych imprez?
Myślę, że problem jest znacznie głębszy i nie da się go zbyć jednym "
można" lub "nie wolno".
Co zatem robić: tańczyć czy nie tańczyć? Obecne przykazanie
czwarte: "W dni pokuty wyznaczone przez Kościół wierni są zobowiązani
powstrzymać się od spożywania mięsa i zachować post" zabezpiecza
okresy ascezy i pokuty chrześcijańskiej, jednocześnie usposabiając
chrześcijan do zdobywania panowania nad popędami. Do charakteru pokuty
chrześcijańskiej przyjdzie nam powrócić nieco później. W tym miejscu
jednak warto zauważyć, że oprócz kazusów moralnych, chrześcijan obowiązują
także kanony prawa kanonicznego, które ściśle określają dni pokuty
oraz obowiązki chrześcijan w tym względzie.
Jedynie ten, kto na normy moralne i powinności chrześcijan
patrzy przez pryzmat prawa, może domagać się, aby konkretne nakazy
lub zakazy moralne wyprowadzać tylko z prawa pisanego, prawa stanowionego.
Jeśli zastosujemy tu zwykłą kazuistykę, to odpowiedź na postawione
wcześniej pytanie wydaje się być oczywista. Trzeba jednak zauważyć,
że życie chrześcijan jest zbyt bogate, aby je w całości wpisać jedynie
w konkretne nakazy lub zakazy. Nie zaprzeczy temu nikt, dla kogo
obcy jest duch minimalizmu moralnego i relatywizm. To relatywizm
właśnie jest jedną z podstaw zagubienia moralnego. Nie tyle odrzuca
on przykazania, co pozwala na dowolną ich interpretację. Przypomina
o tym Ojciec Święty, gdy pisze: "Wewnątrz samej społeczności chrześcijańskiej
ukształtowała się bowiem nowa sytuacja, w której wobec nauczania
moralnego Kościoła rozpowszechniane są coraz liczniejsze wątpliwości
i zastrzeżenia natury humanitarnej i psychologicznej, społecznej
i kulturowej, religijnej, a także w ścisłym sensie teologicznej.
Nie jest to już krytyka częściowa i doraźna, ale próba globalnego
i systematycznego zakwestionowania dziedzictwa doktryny moralnej,
opartej na określonych koncepcjach antropologicznych i etycznych.
U źródeł tej krytyki można dostrzec mniej lub bardziej ukryty wpływ
nurtów myślowych, które prowadzą do rozerwania istotnej i konstytutywnej
więzi między ludzką wolnością a prawdą. W ten sposób odrzuca się
tradycyjną doktrynę o prawie naturalnym, o powszechności i niezmiennej
ważności jej nakazów; uważa się, że niektóre elementy nauczania moralnego
Kościoła są po prostu nie do przyjęcia; że Magisterium może się wypowiadać
w kwestiach moralnych tylko po to, by ´zachęcać sumienia´ i ´proponować
wartości´, z których każdy będzie sam czerpał inspirację dla autonomicznych
decyzji i wyborów życiowych" (Veritatis splendor, 4).
Kościół początku XXI wieku nie może się bać głosić Chrystusa.
Nie może orędzia moralnego zafałszowywać tylko dlatego, by zyskać
sobie więcej zwolenników. Nawet jeśli głoszenie takich, a nie innych
przekonań jest niewygodne i jakby nie na miarę naszych czasów.
Powróćmy na chwilę do zagadnienia pokuty chrześcijańskiej.
Wspomniany już Kodeks Prawa Kanonicznego pokutę ujmuje w sposób następujący: "
Wszyscy wierni, każdy na swój sposób, obowiązani są na podstawie
prawa Bożego czynić pokutę. Żeby jednak wszyscy przez jakieś wspólne
zachowanie pokuty złączyli się między sobą, zostają nakazane dni
pokuty, w które wierni powinni modlić się w sposób szczególny, wykonywać
uczynki pobożności i miłości, podejmować akty umartwienia siebie
przez wierniejsze wypełnianie własnych obowiązków, zwłaszcza zaś
zachowywać post i wstrzemięźliwość" (kan. 1249).
Owo "podejmowanie aktów umartwienia", ze szczególnym
uwzględnieniem wstrzemięźliwości, pozwala nam patrzeć na ascezę chrześcijańską
przez pryzmat dyskutowanego przykazania. Wszak "nie samym chlebem
żyje człowiek" (Mt 4, 4). Asceza wiąże się z umartwieniem. W potocznym
rozumieniu umartwienie zwykło się postrzegać negatywnie - jako zakazy
i nakazy. Nie jemy mięsa, dajemy jałmużnę, wystrzegamy się zabaw...
Czy tylko dlatego, że tak nakazuje (nakazywało) przykazanie? Czy
miłość okazuje się tylko przez respektowanie zakazów lub nakazów?
Umartwienie ma chrześcijaninowi pomóc zadać w sobie śmierć temu,
co w nim jest egoistyczne i małostkowe, co nie pozwala mu być w pełni
uczniem Jezusa Chrystusa. Ma pomóc ożywić w sobie pragnienie miłości,
pragnienie oddania się Bogu. Kto w duchu miłości spojrzy na czas
Wielkiego Postu, ascezę i umartwienie, to dla praktykowania odpowiednich
wyrzeczeń nie będzie stawiał pytań, czy istnieje tu taki lub inny
nakaz czy zakaz. Wprost przeciwnie, zapyta siebie w sercu: czy potrafię
czterdzieści dni wytrzymać bez tańców i hucznej rozrywki? Tylko człowiek
zdolny do ofiary jest równocześnie zdolny do miłości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu