Ostre słońce z trudem przebijało się przez brudne szyby przystankowej
wiaty, mimo to lekki mróz ściął rozległe kałuże, pokrywające sporą
część Rynku. Lód był świeży i wyglądał niczym lustro. Chodzące po
nim ptaki stawiały ostrożnie nogi, które niekiedy rozjeżdżały się
w dziwacznym rozkroku. Nawet kot, który przyczaił się za kołem stojącej
na parkingu ciężarówki i wyskoczył znienacka, by zapewnić sobie śniadanie
nie utrzymał się na nogach i wpadł ślizgiem na brzuchu w sam środek
stadka wróbli. Ptaki wzbiły się z hałasem w powietrze i usiadły na
nagich gałęziach starej topoli rosnącej na obrzeżu parkingu.
- Zima nie chce ustąpić - powiedział wysoki chłopak ubrany
w drogie dżinsy marki Diesel i sportową kurtkę Alpinusa. Na nogach
miał najnowszy cud techniki - turystyczne buty z nieprzemakalnego,
ale oddychającego goreteksu.
- Szkoda, mogłoby już zrobić się ciepło, na spacer można
by pójść za miasto albo w piłkę pograć z chłopakami na boisku - odpowiedział
mu kolega ubrany w spodnie z bazaru, dżinsową kurtkę z wytartym kołnierzem
i znoszone podróby adidasów. - A tak to chłopaki siedzą przed telewizorem
albo piwsko w knajpie ciągną.
- Piwsko? Telewizja? - zdziwił się wysoki chłopak, zakładając
fantazyjnie na czubek głowy okulary przeciwsłoneczne. - Trzeba zdrowy
styl życia prowadzić - dodał po chwili. - Na Zachodzie coraz mniej
ludzi pali, w ogóle palenie staje się wstydliwe.
- Nie wiem, nigdy nie byłem na Zachodzie, ale u nas,
na Rynku, wszystkie chłopaki i dziewuchy palą i piją. No bo co tu
innego robić? - pytał chłopak w adidasach.
- Nie byłeś nigdy za granicą? - zdziwił się kolega. -
Tyle czasu cię znam, ale o to bym cię nie posądzał.
- A za co mam niby jechać, skoro mój ojciec jest bezrobotny,
a matka na rencie? - chłopak spytał ni to ze smutkiem, ni to z wyrzutem
w głosie.
- Ja to przynajmniej dwa razy w roku jadę na wczasy z
rodzicami. Zimą i latem - odparł kolega nieco zmieszany. - U nas
w domu też się przecież nie przelewa i rodzice korzystają zawsze
z oferty last minute, bo mają znajomą w biurze turystycznym. W lecie
gdzieś nad Morze Śródziemne albo do Grecji, bo tam jest najtaniej,
a w zimie to w Alpy. Ale tylko do Austrii, żadna tam Szwajcaria,
bo strasznie droga. Bardzo lubię na nartach jeździć. Ostatnio kupiłem
sobie, bo uskładałem z kieszonkowego, nowiutkie rossigniole.
Chłopak w znoszonych adidasach wyciągnął z kieszeni paczkę
tanich papierosów, zapalił, zaciągnął się i odpowiedział ze złością:
- Moje kieszonkowe akurat wystarcza na piwo i papierosy.
Czasem, jak dorobię sobie trochę u sąsiada w warsztacie, na czarno,
to wtedy mogę pojechać z kumplami w Polskę na kilka dni. No, ale
to musi być lato. Najdalej zajechaliśmy nad morze. Ale było odjazdowo.
Nawet kumpel wziął gitarę. Raz poszliśmy na dyskotekę, to zrobiliśmy
taką zadymę, że długo nas będą miejscowi pamiętali.
- Ja w zeszłym roku widziałem Ateny - wtrącił chłopak
w dieslach, zupełnie nie rozumiejąc ironii w głosie kolegi. - Ojciec
pokazał mi Akropol. Słyszałeś o Akropolu? To taka świątynia greckich
bogów. Kolebka naszej cywilizacji.
- Znalazł się cywilizowany człowiek - powiedział ze złością
w głosie kolega w dżinsowej kurtce, która wydawała się trochę za
lekka jak na tak chłodny dzień.
Na przystanek podjechał właśnie nowy citroen, na dół
zjechała elektrycznie opuszczana szyba i ze środka wychylił się elegancki
mężczyzna w średnim wieku:
- Piotrek, wsiadaj szybko, bo nie mogę tutaj długo stać.
- No to cześć, muszę już lecieć, umówiłem się tutaj z
ojcem - chłopak wskoczył kocim ruchem na siedzenie obok kierowcy,
zatrzasnął za sobą drzwi, szyba zasunęła się i samochód odjechał
z piskiem opon.
- Janek! Janek! Krzyczę do ciebie już od minuty, a ty
nic, jakbyś głuchy był czy co? - wrzeszczał z okna pobliskiej kamienicy
mężczyzna w trudnym do ustalenia wieku. Wyglądał jakby dopiero co
wstał z łóżka, oczy miał małe, zapuchnięte, twarz pomarszczoną, na
głowie rozczochrane włosy, a na sobie pidżamę nieokreślonego koloru.
- No, skoczże, baranie, po piwo, bo mnie strasznie suszy
i już nie mogę wytrzymać.
Chłopak, nie reagując na głos mężczyzny, wsiadł do pierwszego
autobusu, który podjechał, i zajął miejsce przy oknie z drugiej strony
pojazdu. Nie oglądając się za siebie, kontemplował jakiś odległy
widok. Trudno powiedzieć, co by to mogło być, ponieważ poza przeciwległą
stroną Rynku nic innego nie było widać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu