Ojciec-Prymas bardzo kochał dzieci, a dzieci kochały jego.
Mimo jego majestatycznej postaci dzieci się go nie bały, przeciwnie
- garnęły się do niego serdecznie, z całym zaufaniem i dziecięcą
prostotą. A oto kilka obrazków:
Kiedyś, podczas uroczystego nabożeństwa w warszawskiej
archikatedrze św. Jana, gdy Ojciec już siedział na swoim arcybiskupim
tronie, mała dziewczynka, lat około sześciu, przecisnęła się do prezbiterium,
zaczęła krążyć wokół Ojca bez żadnego lęku i nieśmiałości, i pilnie
się Ojcu przypatrywała. Ojciec ręką przywołał ją do siebie. Podeszła,
dygnęła i powiedziała:
- Wiesz, Ty mi się bardzo podobasz, bardzo!
Ojciec jej odpowiedział:
- Ty mi się także bardzo podobasz.
Dziecko ośmielone ciągnęło dalej:
- Wiesz, ja będę miała niedługo nową sukieneczkę.
Ojciec na to:
- Jak będziesz miała nową sukieneczkę, to przyjdź do
mnie na Miodową, aby mi się w niej pokazać.
Dziewczynka zachwycona odrzekła:
- Przyjdę na pewno.
Po tych słowach "pofrunęła" w tłum.
Po jakimś czasie w domu prymasowskim zjawiła się mała
dziewczynka. Brat furtian zdumiony zapytał:
- Czego chcesz, dziewczynko? Czy przyszłaś sama, tak
bez opieki?
- Nie, babcia jest na ulicy, bo wstydziła się przyjść.
- Ale po co przyszłaś?
- Ksiądz Prymas kazał mi przyjść, jak będę miała nową
sukieneczkę, to przyszłam.
Brat chwycił za słuchawkę i zadzwonił do mnie (pracowałam
na pierwszym piętrze), pytając, co ma robić. Pobiegłam do Ojca z
zapytaniem, co począć z tą maleńką, która przyszła pokazać nową sukieneczkę.
Ojciec przypomniał sobie historyjkę z katedry warszawskiej i kazał
przyprowadzić dziecko na hol przed kaplicą. Uczyniłam to z największą
radością, serdecznie rozbawiona. Gdy dziewczynka zobaczyła Księdza
Prymasa, rzuciła mu się w ramiona bez żadnego zażenowania. Zaczęła
tłumaczyć, że przyszła pokazać swoją nową sukieneczkę, tak jak jej
Ojciec kazał. Rozpostarła spódniczkę rączkami, obróciła się w prawo,
w lewo i dookoła, jak prawdziwa modelka. Ojciec rozbawiony wyrażał
swój zachwyt i zainteresowanie. Dziecko nie posiadało się ze szczęścia.
Ojciec usiadł na krześle, otoczył je po ojcowsku ramieniem i rozmawiał
dokładnie 20 minut. A ja patrzyłam z podziwem na ten wzruszający,
niecodzienny obrazek.
Nadszedł czas pożegnania. Dziewczynka zarzuciła Ojcu
ręce na szyję, a Ojciec tkliwie tulił ją do serca. Potem nakreślił
jej krzyżyk na czole, dał cukierki i odprawił do babci.
Ojcu całe to niezwykłe spotkanie głęboko zapadło w serce,
bo wiele razy nam o tym opowiadał. Po odprowadzeniu dziewczynki wróciłam
na górę, do kaplicy i serdecznie dziękowałam Bogu za takiego Ojca
dla naszego Instytutu i za takiego Prymasa dla Polski. Nie darmo
mówił, zaczynając swoje kazanie: "Najmilsze dzieci Boże, dzieci moje"
. To był prawdziwy Ojciec dla dzieci Bożych, żyjących zwłaszcza na
polskiej ziemi i powierzonych przez samego Boga jego pasterskiej
opiece.
Reklama
* * *
A oto następny obrazek: Do domu prymasowskiego na Miodowej
przyszedł konsul amerykański z żoną i małą córeczką. Właśnie kończyła
się jego misja dyplomatyczna w Polsce. Po oficjalnej części spotkania
Ojciec poprosił mnie, abym zrobiła pamiątkowe zdjęcie. Gdy weszłam
z aparatem, Ojciec wziął dziecko na ręce i zaczęła się prawdziwa
zabawa. Dziewczynka dobrała się do piuski, zdjęła ją z głowy Ojca
i włożyła na swoją główkę uradowana, że Ksiądz Prymas na to pozwala.
Mała się tak rozochociła, że temu zdejmowaniu i wkładaniu piuski
nie było końca. Dziewczynka śmiała się do rozpuku. Rodzice byli uszczęśliwieni,
a Ojciec rozbawiony pozwalał jej na wszystko. Jeszcze raz ujawniła
się dobroć, serdeczność i miłość do dzieci Prymasa Polski, nie mówiąc
już o staropolskiej gościnności. Cała rodzina konsula wyszła z domu
prymasowskiego głęboko wzruszona.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
* * *
Kiedyś w jednej z parafii warszawskich, podczas wizytacji
pasterskiej, do tronu Ojca podszedł mały chłopiec i przyglądał się
uroczystym strojom pontyfikalnym. Ojciec właśnie wstawał, aby iść
na ambonę. Chłopiec zapytał: "Co Ty teraz będziesz robił?". Padła
odpowiedź: "Będę przemawiał" i żartobliwie dodał: "A może Ty byś
za mnie wygłosił kazanie?". Malec z całą powagą odrzekł: "O nie,
przecież to nie wypada!" - i odszedł z godnością.
* * *
A we Wrocławiu było tak: Ojciec wśród ogromnych tłumów
szedł w uroczystej procesji do ołtarza na zewnątrz kościoła. Nagle
na jego drodze stanęła strasznie zapłakana dziewczynka, która się
zagubiła. Ojciec wychylił się z procesji, wziął dziecko za rękę i
razem szli dalej. Ludzie oszaleli z zachwytu. Dziecko, przerażone
jeszcze bardziej, rozszlochało się na dobre. Wtedy Ojciec, trzymając
je mocno za rączkę, nachylił się lekko i powiedział: "Nie płacz,
to na mnie krzyczą, nie na ciebie". Maleńka się uspokoiła i tak zbliżyli
się do ołtarza. Gdy Ojciec wchodził po schodach, matka zobaczyła
przy nim swoją córeczkę. Tłum ją natychmiast przepuścił i uszczęśliwiona
zgłosiła się po swoją najdroższą "zgubę". Ksiądz Prymas nakreślił
dziecku krzyżyk na czole i oddał je w ramiona uradowanej matki. Po
Wrocławiu rozeszła się wieść: Jaki ten Prymas jest dobry! Jaki dobry
i kochany! Po prostu cudowny, nadzwyczajny!