Zanosiło się na ciepły dzień, ale poranek był chłodny. Niedaleko
przystanku, w okolicach słupa ogłoszeniowego, stało kilku mężczyzn.
Mieli na sobie jedynie marynarki lub cienkie dżinsowe kurtki, o tej
porze dnia było im więc jeszcze zimno. Postawili kołnierze, ręce
włożyli do kieszeni i lekko przygarbieni, a niektórzy nawet skuleni,
dreptali w miejscu, zaciągając się papierosami przyklejonymi w kącikach
ust. Na słupie znajdującym się za plecami mężczyzn widniał plakat
reklamujący wczasy na Seszelach. Słońce i niebo były takie same jak
nad Rynkiem Wieluńskim, ale szmaragdowe morze i złocista plaża odróżniały
się wyraźnie na tle rynkowego otoczenia. W rogu zdjęcia piękne, roześmiane
dziewczyny w strojach bikini zachęcały do wizyty w biurze podróży.
U dołu podany był adres, telefon, fax, a nawet e-mail. "Ceny przyjazne.
Oferty ´last minute´ dostępne nawet dla średnio zarabiających. Niezapomniane
wrażenia, gwarantowana słoneczna pogoda i miła obsługa. Nasi klienci
są dla nas najważniejsi na świecie, wszystko dla ich komfortu" -
głosiły slogany reklamowe u dołu plakatu.
- Co by tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? -
spytał jeden z mężczyzn. Był znacznie młodszy od pozostałych. Jako
jedyny miał na sobie kurtkę ze skóropodobnego materiału. Uwagę zwracała
fryzura sztywno ustawiona oraz modne okulary przeciwsłoneczne z odblaskowymi
szkłami, podniesione fantazyjnie na czoło i opierające się na wydatnych
łukach brwiowych.
- Może piwko? - spytał mężczyzna w marynarce w kratę.
- Z rana to dobrze robi.
- No, ale gdzie? Zobacz, bar jest jeszcze w remoncie
- odparł mężczyzna w okularach.
- To może jakiego jabola byśmy obalili? - spytał mężczyzna
z papierosem. - Najbliższy monopol jest za cmentarzem.
- Do roboty byś poszedł, a nie wałkonił się tak - odparł
mężczyzna w marynarce w kratę. - Myślisz tylko o tym, co by tu wypić.
- Ty też na kuroniówce siedzisz już trzeci miesiąc -
odpowiedział bez namysłu mężczyzna z papierosem.
- Ale ja nie mogę znaleźć roboty, a ty nie chcesz - kolega
nie pozostawał mu dłużny.
- No i co z tego - odpowiedział mężczyzna z papierosem
- skoro efekt jest ten sam. Oba jesteśmy wolni jak te ptaki.
- Tylko że my mamy rodziny, a ty jesteś sam - wtrącił
mężczyzna w marynarce w kratę.
- A kto wam się chajtać kazał? - młody spoważniał. -
Ja tam wiem, że nie mam szmalu na żonę i dzieci, to się nie pcham
do żeniaczki. Tak se bede żył, trochę z ´kuroniówki´, trochę z kasy
starych, a bo to mi źle?
Mężczyzna w marynarce groźnie spojrzał na kolegę, aż
się kumpel z papierosem przestraszył i powiedział: - Dosyć tego,
chłopaki, po co język strzępić po próżnicy, jak i tak nic nie zmienicie.
Zrzućmy się lepiej na tego jabola, ja daję złoty pięćdziesiąt. Jak
pójdziemy na nogach, a nie autobusem, to może nam nawet na 2 jabole
wystarczy - powiedział.
- No dobra - przytaknął szybko kolega, aż się wszyscy
zdziwili, że on nagle taki zgodny, bo zwykle trudno go było odwieść,
jak już sobie raz coś umyślił. - Ja dzisiaj stawiam. Mówię wam, chłopaki.
Bez roboty też można żyć. Ja się przyzwyczaiłem.
Jeden z mężczyzn zwrócił uwagę na małe ogłoszenie przyklejone
u samego dołu słupa ogłoszeniowego:
- Tu piszą, że jest robota, nawet adres podają, gdzie
się trzeba zgłosić. To nawet gdzieś niedaleko. Może byśmy tam poszli?
- E, pewnie to jakaś kiepska robota. - skwitował kolega.
- A może by tak spróbować? - zauważył drugi.
Grupa podzieliła się na pół. Część poszła do monopolu,
a druga poszła szukać pracy z ogłoszenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu