Panie! Ty widzisz, nie mam już sił
Zmartwychwstawać i umierać, i żyć.
(Anna Achmatowa, Posliednaja roza)
Pielgrzymka papieska
W te słowa rozpaczy, która stała się poetycką modlitwą, wpisuje
się najważniejsze wydarzenie minionego tygodnia, jakim była pielgrzymka
Ojca Świętego na Ukrainę. Jakby odpowiadając na owe smutne słowa
rosyjskiej poetki, Ojciec Święty rozpoczął już na lotnisku od wyrazów
życzliwości i podziwu za lata wierności: " Pozdrawiam cię, Ukraino,
odważny i wytrwały świadku wierności wartościom wiary. Ileż wycierpiałaś,
walcząc w trudnych chwilach o wolność wyznania wiary!". Tak, to wiara,
zwalczana, a jednak ciągle żyjąca w sercach prześladowanego ludu
dawała siły do zmartwychwstania, a męczennikom do godnego umierania.
Wszystkim pomagała żyć.
Zanim doszło do wizyty, trzeba było pokonać wiele trudności.
Tych, o których nie wiemy, bo trwały całymi latami, i tych, które
ostatnio obserwowaliśmy w przekazach telewizyjnych, a którymi były
protesty prawosławnych z patriarchatu moskiewskiego.
Komentarze poprzedzające wizytę ujawniały nie stan tamtejszej
rzeczywistości ani nastawienie Ojca Świętego czy tamtejszego życia,
ale były dzieleniem się nadziejami albo obawami. Osobiście patrzyłem
optymistycznie na tę pielgrzymkę. Wydaje mi się, że przez nią dokonywała
się wielka przemiana myślenia. Owszem, potwierdzają się pewne rzeczy,
zdrowe intuicje, ale zasadniczo ujawniła się prawda, nawet pod tymi
pozornymi konfliktami, sprzecznościami czy protestami. Z przykrością
odczytywałem polityczne otoczki komentarzy czy protestów.
Miałem wielką nadzieję, że ta wizyta stanie się nowym
krokiem na drodze relacji między ludźmi, Kościołami. Patrzyłem też
z nadzieją, że wizyta pokaże nowe spojrzenia Polaków i ujawni je.
Ujawni stosunek Polaków do Lwowa i Wilna. Polacy pokazali, że miłość
do bogactwa historii nie pozbawia realizmu w ocenie rzeczywistości
dzisiejszej i łączy, a nie dzieli. Pokazaliśmy się z tej strony bardzo
godnie. Na szczęście przegapili ten wątek ci, którzy lubią szukać
dziury w całym i chcą mieszać. Nie było żadnych zachowań rewindykacyjnych.
Polacy i Ukraińcy okazali wielką mądrość, uznając, że to jest niezależna
od nas historia, która żyjących dziś postawiła wobec faktów, które
myśmy przyjęli.
Uczestniczyłem prawie w całej pielgrzymce. Jadąc samochodem
do Kijowa, mogłem obserwować, jak jeszcze trwa dziedzictwo minionych
70 lat niedobrego doświadczenia. Ale widać też, jak to się powoli
i nieodwracalnie zmienia. Wyzwala się spod lęku prawdziwe oblicze
Narodu, którego nie znamy. Życzliwość, gościnność, wielka pobożność,
którą trzeba teraz za wszelką cenę pogłębiać.
Podobnie jak w każdym miejscu nawiedzanym przez Ojca
Świętego, tak i tutaj potwierdziła się charyzma Piotra naszych czasów.
Jak opowiadali kijowianie, jeszcze na godzinę przed przylotem Pielgrzyma
ulice nie zwiastowały wydarzenia. Z minuty na minutę pojawiali się
ludzie. Całe szpalery ludzi, którzy chcieli zobaczyć przejeżdżającego
Jana Pawła II. To też pewien obraz obecności tych zakodowanych, niegdysiejszych
lęków, niepewności podsycanych i tutaj przez środowiska nieżyczliwe
sobie wzajemnie i wizycie. Ostatecznie zwyciężyła jednak wiara i
duch gościnności. Zimny, bo pełen deszczu Kijów tętnił gorącością
serc podczas obydwu papieskich Eucharystii. Nie możemy oceniać liczby
uczestników naszą miarą. Trzeba pamiętać, że jest to - jak mówią
tamtejsi socjologowie - kraj, w którym 50% ludzi deklaruje się jako
niewierzący, pozostali, przez lata zniewolenia, także doświadczyli
powikłań na drodze wiary. Biorąc to pod uwagę i dodatkowo wielką
biedę, frekwencja w moim odczuciu była wprost rewelacyjna.
Wizyta papieska na Ukrainie zgromadziła wielu gości.
Przybyli z Europy, Stanów Zjednoczonych, a nawet z Australii. Wszyscy
byli pełni podziwu. Wielu pozbywało się uprzedzeń i odkrywało Kraj
i ludzi, których znali dotąd jedynie z prasy, przekazów telewizyjnych.
Urzekała ich gościnność i pokora mieszkańców Kijowa, a szczególnie
Lwowa. To ważny aspekt tej wizyty - poznać siebie. Tak jak goście
mogli porzucić budowane przez lata stereotypy, tak i my winniśmy
zmienić nasze spojrzenie na ten sąsiedni Naród. Tym bardziej, że
mamy okazję spotykać się teraz często, bardzo często.
Wzywał do tej miłości Jan Paweł II, posługując się słowami
poety: "...nie będzie już nieprzyjaciół, lecz będzie dziecko, będzie
matka, będą ludzie na ziemi". Tę poetycką myśl wzmocnił Ojciec Święty
podczas Eucharystii we Lwowie, w czasie której dokonał beatyfikacji
abp. Bilczewskiego i ks. Gorazdowskiego. Snując osobisty wątek, o
pokrewieństwie w linii sukcesji apostolskiej, dodał: " Jest jeszcze
jedna okoliczność, której nie można przeoczyć przy tej okazji. Błogosławiony
abp Bilczewski został konsekrowany przez kard. Puzynę, biskupa krakowskiego.
Obok niego stali jako współkonsekrujący błogosławiony Józef Sebastian
Pelczar, biskup przemyski, i sługa Boży Andrzej Szeptycki, arcybiskup
greckokatolicki". Czyż nie było to wydarzenie niezwykłe? "Tak, ważniejsze
jest to, co łączy. A tym, co łączy, jest Chrystus - Droga, Prawda
i Życie". Nie bez powodu takie właśnie hasło towarzyszyło tej pielgrzymce.
Posługa Piotrowa Jana Pawła II ujawniła raz jeszcze, że istnieje
możliwość, więcej: konieczność drogi w jedności. Oto podczas niedawnej
pielgrzymki do Grecji zarzucano Ojcu Świętemu, że za często przeprasza.
Mimo tych głosów ponowił jeszcze raz ten gest. Odpowiedzią był podobny
gest ze strony kard. Huzara. W sposób niewerbalny podjęli wysiłek
jedności wierni. Zgromadzili się wspólnie, także prawosławni, i wspólnie
się modlili.
Jeden z profesorów uniwersytetu, prawosławny powiedział
wprost: "Pierwszy raz słyszałem, jak pięknie można mówić językiem
ukraińskim, a stało się to za sprawą Ojca Świętego".
Nieprzejednany w swych wypowiedziach patriarcha Aleksy,
już po pierwszym dniu wizyty, oświadczył jednak, że jest gotowy spotkać
się z Janem Pawłem II. A ukraiński naukowiec dodał: "Wizyta Ojca
Świętego w Rosji może nastąpić szybciej niż się spodziewamy".
Wrócę do moich spostrzeżeń z drogi do Kijowa. Zauważa
się liczne nowe domy, ale też wielką ilość pustostanów, zubożenie
przyszło gwałtownie. Ojciec Święty zwrócił na to uwagę podczas pierwszej
homilii w Kijowie, kiedy apelował: "Ty, Droga Młodzieży, bądź silna
i wolna, nie daj się zwieść złudnymi mirażami taniego szczęścia.
Idź drogą Chrystusową: to prawda, że On jest wymagający, ale dzięki
Niemu możecie cieszyć się pełnią sensu życia i duchowym spokojem"
.
Tę samą prawdę powtórzył raz jeszcze podczas spotkania
z młodzieżą, wprost odradzając opuszczania kraju i szukania spełnienia
na emigracji.
Wreszcie sprawa, która nie umknęła uwadze Pielgrzyma
- apel o poszanowanie rodziny, jej nobilitację. Szczególnie to ważne
w kraju, w którym umiera więcej ludzi niż się rodzi.
Nie sposób pominąć spotkania z młodzieżą. Wzruszało jej
trwanie w ulewnym deszczu. Z dużym skupieniem przyjmowała trudne
papieskie słowa o Dekalogu jako busoli życia.
Jakie mogą być owoce tej pielgrzymki? Sądzę, że niektóre
już się ujawniły. Wspomniałem o spotkaniu ludzi, o możliwości ich
wzajemnego poznania się. Ważne było to dla gospodarzy, jak i gości.
Czymś wzruszającym była pierwsza nieśmiałość wiernych zgromadzonych
na Liturgii. Początkowo, jakby lękliwie, niezdecydowanie kwapili
się do braw. Mógłby ktoś powiedzieć, że to dlatego, że nie rozumieli,
nie podobało się. Nic podobnego. Dla nich to pierwsze tak liczne
doświadczenie. Liturgia zawsze kojarzyła się z powagą, majestatem.
Teraz odkryli nową jakość - głębia przeżycia nie kłóci się z radością
jej okazywania, chociażby przez oklaski. To drobny fakt, ale sądzę,
bardzo znaczący. Od tej pielgrzymki młodzież i starsi ze wszystkich
Kościołów nie będą stronić od tej formy przeżycia liturgii radości.
Wierzę, że będzie dokonywać się proces zbliżania wspólnot kościelnych
żyjących na Ukrainie. Pan Bóg ma swoje drogi. Protesty, medialne
dyskusje zrodziły u ludzi ciekawość. Wielu obserwowało pielgrzymkę
dzięki mediom. Papieskie nauczanie stało się w ten sposób katechezą
nie tylko dla Ukraińców. Wszystkim ujawniło, jak bogaty w tradycję
jest ten Naród i jak głęboko zakorzeniony w chrześcijaństwie.
Powoli nastąpi ożywienie wiary, a zwłaszcza życia religijnego.
To był ważny krok w przybliżeniu Ukrainy do Europy.
Trudno o jakieś rokowania. Może nasze nadzieje zobrazuję
wydarzeniami z trudnych, bolesnych czasów głodu na Ukrainie. Maskudow
w książce Straty ludności ZSRR w latach kolektywizacji przytacza
m.in. dwie sytuacje:
"Sześcioletnia Tania Pokidko zerwała na grządce u sąsiada,
Gawriły Turki, główkę czosnku. Turka tak ją zbił, że ona, doczołgawszy
się do chaty, zmarła".
I druga scena. Dwie kobiety w pociągu z dwojgiem dzieci.
Maleńki czteroletni chłopiec prosi matkę: "Mamo jeść...Matka spojrzała
na dziecko wzrokiem przepełnionym bólem, rozwiązała węzełek, wyjęła
z niego coś czarnego, zapieczonego, odłamała po małym kęsku i dała
dzieciom. Pasażerowie ruszyli się, z walizek i toreb zaczęli wyjmować,
co kto miał. ´Patrz, mamo, chleb´ - zaczęły wołać dzieci. Obie matki
nie wytrzymały i rozpłakały się. W ślad za nimi łzy poleciały dzieciom,
a potem zapewne wszystkim kobietom w wagonie. Mężczyźni odwracali
się, wycierając łzy. To, że każdy myślał nie tylko o sobie, udzieliło
się i opanowało cały wagon".
Nienawiść zabija, jest ślepa. Odrobina dobroci w drugim
przypadku zrodziła wspólnotę. Wierzę, że taki cud może stać się i
po tej wizycie. Ludzie przestaną się nienawidzić z powodu odmienności
religii. Jadąc do Kijowa, widziałem, że oprócz kościołów powstają
nowoczesne domy modlitwy różnych wyznań. To znak wolności i wyborów.
Tego musi nauczyć się społeczność wierząca w tym kraju. Łzy wzruszenia
na papieskich liturgiach prowadzą do zbudowania wspólnoty miłości.
Zamiast nienawiści powstanie wspólnota dzielenia się darami wiary,
niezależnie od tego, w jakim Kościele zdobytymi.
Jan Paweł II po raz kolejny ujawnił swój autentyczny
humanizm i śpiewał na spotkaniu z młodzieżą Nie lej dyscu, nie lej....
Modlimy się o ten deszcz łaski Bożej i krople wspólnoty. Niech ożywią
tę ziemię.
Sprawy Kościoła w Polsce
Tuż przed papieską pielgrzymką obradowała w Łowiczu Konferencja
Episkopatu Polski. Cieszę się, że ujednolicono wreszcie tekst przykazań
kościelnych.
Inną ważną sprawą była decyzja o wprowadzeniu w Kościele
w Polsce diakonatu stałego. Możliwość tę ogłosił Sobór Trydencki,
ale wprowadzać zaczęto go po Soborze Watykańskim II. Z braku zrozumienia
niektóre media uznały to jako akt dowartościowania laikatu. Nie jest
to zgodne z prawdą. Od lat w polskim Kościele poszerza się pole ewangelizacyjnej
działalności ludzi świeckich. Diakonat stały to posługa, którą będą
mogli spełniać duchowni mężczyźni żyjący w małżeństwie lub też w
celibacie. Kościół zobowiąże się do troski o nich i ich rodziny,
a oni z kolei staną do dyspozycji wspólnoty kościelnej. Decyzja o
wprowadzeniu tej posługi pozostawiona będzie biskupom poszczególnych
diecezji.
Ze względu na katechezę odbywaną w szkole biskupi zaproponowali
przeniesienie uroczystości Wniebowstąpienia na 7. Niedzielę Wielkanocną.
Podjęto także starania o przywrócenie dnia wolnego w uroczystość
Objawienia Pańskiego i zwrócono się do Stolicy Apostolskiej z prośbą,
by święta Apostołów Piotra i Pawła, Niepokalanego Poczęcia oraz św.
Józefa nie były świętami nakazanymi, ale uroczystościami zakorzenionymi
w tradycji, obchodzonymi z pobożności. Przypomnijmy, że do tej pory
istniał obowiązek uczestniczenia w te święta we Mszy św. Wierni byli
z niego zwolnieni na mocy dyspensy.
Podczas obrad Konferencji część biskupów mieszkała w
Domu Pracy Twórczej w Nieborowie. Było to szczególne doświadczenie.
Przynosiło refleksje o wielkich ludziach, którzy tutaj przebywali,
tu zmagali się z materią słowa: Gałczyński, Staff, Dąbrowska, Zawieyski,
Andrzejewski i wielu innych. Z pewną nostalgią wspominałem tych ludzi,
którzy tutaj przeżywali także swoje życiowe dylematy, jak choćby
Andrzejewski, któremu przez wiele lat nie chciano wydać Miazgi. Wiele
razy bywała tu Dąbrowska, szukając spokoju wobec trudnej sytuacji
współpracy z władzą wrogą wolnej literaturze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu