WACŁAW GRZYBOWSKI: - Czy Karol Wojtyła bardzo Was, kolegów, zaskoczył, gdy wybrał powołanie kapłańskie?
EUGENIUSZ MRÓZ: - Właściwie nie byliśmy bardzo zaskoczeni, może trochę. Kończąc naukę w szkole średniej, w zasadzie mieliśmy już skrystalizowane zainteresowania, a także kierunki dalszych studiów czy wybór pracy. Wszystko wskazywało, że Karol zostanie aktorem, ponieważ był bardzo zaangażowany w teatr, zwłaszcza w latach 1936-38. Raczej nie sądziliśmy, że poświęci się kapłaństwu. Nie wiadomo, jak by się dalsze losy potoczyły, gdyby nie wojna. Na początku okupacji Lolek rozpoczął potajemne studia humanistyczne. Wybór kapłaństwa nastąpił znacznie później. Śmierć ojca w lutym 1941 r. chyba też miała jakiś wpływ na jego decyzję. Było to dla niego kolejne dramatyczne doświadczenie. Spędził całą niemal noc, czuwając przy swoim zmarłym tacie, modląc się. Co wtedy myślał i przeżywał - jest jego tajemnicą. Został właściwie sam i sam za siebie już odpowiadał. Niewątpliwie duży wpływ na jego wybór miał Jan Tyranowski, w pewnym sensie mistyk, który skupił wokół siebie grono młodych ludzi żyjących duchem Różańca i kontemplacji. Przyjęliśmy decyzję Lolka nie tylko z aprobatą, ale i wielką radością.
- Czy na pierwszym spotkaniu w 1948 r. rozpoznaliście w Karolu Wojtyle swego dawnego kolegę?
- Właściwie tak. Z początku odnosiliśmy się do siebie z pewną rezerwą. Byliśmy trochę onieśmieleni, bo minęło przecież 10 lat. Różnie nasze losy się układały. Ale Karol był taki sam, bardzo bezpośredni i koleżeński. Zresztą wszystkich nas cechowała postawa przyjacielska. Był kapłanem, ale my traktowaliśmy go jak kolegę z naszych dawnych szkolnych lat.
- Jak Pan przyjął wybór Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową?
- To było dla nas wielkie zaskoczenie, chociaż niektórzy
twierdzą, że przypuszczali albo przewidywali. Nie wiem, czy tak było
rzeczywiście. Wprawdzie jego matka miała mówić: "Zobaczycie, że mój
Loluś wyrośnie na wielkiego człowieka", ale trudno interpretować
to jako bezpośrednie wskazanie, że zostanie papieżem.
Tego dnia, 16 października 1978 r., byłem u syna. Pracowałem
sobie, porządkowałem grządki w ogródku i słuchałem Radia Wolna Europa.
Było to gdzieś po godzinie 18.00. Podawali bieżące informacje. Słuchałem
ich. I nagle pada wiadomość, że Konklawe wybrało na papieża Karola
Wojtyłę, Polaka. Dla mnie był to wielki wstrząs. Oczy mi zwilgotniały.
Rzuciłem ten cały sprzęt. Szybko wróciłem do domu. Od razu podzieliłem
się tą wiadomością z moimi przyjaciółmi w Opolu. Dzwoniłem do kolegów...
- Czy mógłby Pan przybliżyć nam postacie Waszych profesorów?
- Na każdym spotkaniu koleżeńskim wracamy wspomnieniami
do naszych wspaniałych nauczycieli, pedagogów, wychowawców, którym
czasem płataliśmy różne figle. Profesorowi muzyki i śpiewu, Titzowi,
zwędziliśmy notes z naszymi notami. Na głowę nauczyciela greki spadł
wieszak z mapami. Często sprawialiśmy im różne kłopoty - wagary,
brak dyscypliny, palenie papierosów, brak tarcz z numerem naszego
gimnazjum itp.
Dziś, z perspektywy minionych lat, wspominamy z wdzięcznością
bardzo wymagającego, przestrzegającego pełnej dyscypliny Zygmunta
Damasiewicza - "Damazego", który wpajał nam łacinę (Gutta cavat lapidem,
non vi, sed saepe cadendo); fizyka - Mirosława Moroza, porucznika
rezerwy WP, który zginął w maju 1940 r. w Katyniu; historyka - Jana
Gebhartta - "Gebcia" (Historia magistra vitae). "Gebcio", gdy spotkał
któregoś z naszych kolegów z klasy VIII na randce, pierwszy kłaniał
się szarmancko damie serca swego ucznia. Wspominamy także Tadeusza
Szelińskiego ("Krupa"), który często przypominał nam słowa wypisane
na frontonie świątyni Apollina w Delfach: Gnothi se auton - poznaj
samego siebie, oraz drugą delficką maksymę: Maden agan - niczego
zanadto; Jana Królikiewicza - "Dyrcia"; matematyków: Adolfa Scheybala
i Jana Borowca; polonistów: Jana Klimczyka - "Maszynista" i Kazimierza
Forysia - "Kajo", założyciela i reżysera naszego gimnazjalnego teatru,
w którym główne role z wielką pasją kreował Lolek; wspaniałego nauczyciela
religii - ks. Edwarda Zachera, którego Lolek zaprosił na inaugurację
swego pontyfikatu.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu