Decyzję wyjazdu do Jedwabnego podjąłem dość nagle, po załatwieniu
spraw w Łomży. 10 lipca 2001 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski
przepraszał naród żydowski za zbrodnię popełnioną tutaj sześćdziesiąt
lat temu. Obecnych było około sześciuset Żydów przybyłych z zagranicy
jedenastoma autokarami, lewicowi politycy polscy i dziennikarze.
Środowiska prawicowe krytykowały otwarcie uroczystość i i odcięły
się od niej. Biskup łomżyński Stanisław Stefanek stwierdził, że prezydent
dobrze wykonał zadanie, jakie mu rok wcześniej przygotowano: odebrać
Polakom dobre imię, zabrać im pieniądze.
Poprzednio byłem w Jedwabnem kilka miesięcy temu. Jak
bardzo zmieniło się teraz miejsce spoczynku kilkuset ofiar! Wtedy
było dla mnie cichym miejscem modlitwy za zmarłych. Dzisiaj kojarzy
mi się raczej z rozdrapaną raną. Samo założenie architektoniczne
miejsca tragedii uczyniło z niego po prostu obronny bastion. Wielkie
bloki granitu otaczają miejsce, na którym stała stodoła, miejsce
kaźni. Wewnątrz niewielki monument z napisem w języku polskim i hebrajskim
oraz modlitwą za zmarłych w języku hebrajskim. W dwóch miejscach
niewielkie powierzchnie obsadzone krzewami, pod którymi znajdują
się szczątki pomordowanych. Gładki trawnik, przywieziony w zrolowanych
taśmach, musi się dopiero zakorzenić. Tymczasem nieodparcie przywodzi
skojarzenia czasów minionych, akcyjnego upiększania okolicy na przyjazd
przedstawicieli władzy. Przy obelisku - macewie kilka wieńców ze
wstęgami.
Na blokach skalnych poustawiano liczne lampki nagrobne.
Przywiezione z Izraela, posiadają wszystkie cechy masowo produkowanego
i dobrze sprzedawanego towaru: kolorowy obrazek Ściany Płaczu w Jerozolimie,
opis towaru - "lampki upamiętniające" w językach hebrajskim, francuskim
i angielskim; kod cenowy, zapewnienie o paleniu się przez 24 godziny
i o koszerności towaru. Poukładano także kamyki - wapienne z Góry
Oliwnej (o czym zaświadcza porzucony w pobliżu firmowy worek foliowy
z Jerozolimy) i polne, granitowe miejscowe. Dookoła leżą porozrzucane
na ziemi kartki z tekstem modlitwy odczytanej przez rabina w czasie
uroczystości. Tekst po hebrajsku i w transkrypcji alfabetem łacińskim,
także w języku polskim, z pouczeniem szczegółowym: Ukłoń się i cofnij
się trzy kroki. Pochyl się w lewo na OSE SZOLOM BIMROMOW; w prawo
na HU JASSE SZOLOM OLEJNU; do przodu na WEAL KOL ISROEL WEIMRU, OMEN.
Kirkut, porośnięty wysoką leszczyną, odgrodzono podobną
barykadą z bloków wapiennych. Na terenie cmentarza wykarczowano ścieżki,
umożliwiające dojście do nielicznych macew, polnych głazów z niezbyt
wyraźnymi inskrypcjami hebrajskimi. Różnią się one od macew kirkutu
krakowskiego czy łódzkiego. Dla mnie osobiście są biedniejsze, a
przez to bardziej polskie. Za pracę wykonaną na kirkucie należy się
podziękowanie. Szkoda tylko, że przybyli z zagranicy goście nie uszanowali
ani miejsca, ani samych modlitw, porzucając ich teksty wśród śmieci,
których nikt jakoś nie posprzątał.
W pobliże pomnika i kirkutu ciągle podjeżdżają samochody.
Przybywają mieszkańcy Łomży i turyści z całej Polski, jadący na Mazury
i do Suwałk. Przychodzą także, choć pojedynczo, mieszkańcy Jedwabnego.
Przysłuchuję się rozmowom. Nikt nie nawiązuje do wczorajszej uroczystości.
Wszyscy zachowują się powściągliwie, z szacunkiem dla zamordowanych.
Kilka razy słyszę: W telewizji wyglądało to zupełnie inaczej. Inaczej,
to znaczy jak? Czy miejsca męczeństwa wielu ludzi nie sprowadzono
przypadkiem do roli turystycznej atrakcji?
Przy pomniku stoi młody mężczyzna z kilkuletnią dziewczynką.
Jest ubrany w kolorową koszulkę z napisem Jesus inside. Pytam, czy
wie, co to znaczy. Odpowiada twierdząco. Czy pod koszulką ma rzeczywiście
Jezusa? Uspokaja mnie natychmiast, jest kapłanem. Dziewczynka - to
jego siostrzenica, mieszkająca w Jedwabnem. Sam pochodzi z niedalekiej
Wizny. Jest powściągliwy w wypowiadaniu opinii o zbrodni. Najwyraźniej
rozpatruje przeszłość i dzień dzisiejszy tych ziem w łasce neoprezbiteriatu,
jakiej tak niedawno doświadczył w łomżyńskiej katedrze.
Pani Zofia, emerytka z Wrocławia, dotarła tu specjalnie
ze Piszu, gdzie spędza wakacje. Przed kamerą niemieckiej telewizji
mówi zdecydowanym głosem: Przyjechałam tu, aby poznać prawdę. Kiedy
pytam: Jaka jest ta prawda? Nie chce odpowiedzieć, rozgląda się dookoła,
najwyraźniej boi się stojącego obok młodego policjanta. Nie pomaga
nawet zachęta ks. Krzysztofa, że prawdy nie można chować pod kocem.
Umawia się na telefon, ale ja wiem, że tej rozmowy nie będzie.
Dużo wie o Jedwabnem dziennikarz z Bydgoszczy. Podkreśla
konieczność świadomości sytuacji, jaka zapanowała w miasteczku w
czasach pierwszej okupacji bolszewickiej w latach 1939-41. Jednym
tchem wymienia: radosne przywitanie wkraczającej Czerwonej Armii
przez Żydów, ich udział w sporządzaniu list Polaków dla wysyłek na
Sybir, o zbudowanym tutaj w tym czasie, jedynym na ziemiach polskich,
pomniku Włodzimierza Ilicza. Wprowadza nas w nastrój powszechnego
dnia IV rozbioru Polski. Z przekonaniem mówi: "Trzeba bezwzględnie
dotrzeć do całej prawdy". Zastanawia się, czy działania Instytutu
Pamięci Narodowej mogą dać taką gwarancję?
Naszym rozmowom zaczynają przysłuchiwać się inni. Mężczyzna
w wieku ok. 40 lat, mieszkaniec Jedwabnego, nie zaprzecza udziałowi
mieszkańców Polaków w tej tragedii. Twierdzi jednak, że prawda, jaką
znają tu wszyscy mieszkańcy, i tak jest inna od podawanej przez nich
w wypowiedziach publicznych. Pytany o szczegóły, nie chce jednak
kontynuować rozmowy. Powiada: Jak przeczytam to, co pan napisze o
dzisiejszym spotkaniu, to ewentualnie skontaktuję się z panem. Zostawiam
więc swój numer telefonu.
Sześćdziesięcioletni rolnik z okolic Jedwabnego widać
przyjechał tu bezpośrednio z obejścia, wspomina dobre stosunki pomiędzy
Polakami i Żydami przed wojną. Jego ojciec uczył się zawodu u szewca-Żyda.
Jak przyszli Ruskie - powiada - wszystko się zmieniło. Trzeba rozumieć
tamte czasy.
Okazuje się, że pani Zofia z Wrocławia niepotrzebnie
bała się młodego policjanta. Pełni służbę w trosce o zapobieżenie
ewentualnej profanacji miejsca. Kiedy głośno zastanawiam się, któżby
mógł to uczynić? - podpowiada: Z różnych stron mogą takich nasłać.
Jest głęboko przekonany, że należy uszanować miejsce tragedii i pamiętać
o warunkach życia Polaków w czasie wojny, szczególnie na tych terenach.
Zaskakuje znajomością historii Żydów, szczególnie w czasach starożytnych.
Okazuje się, że tę wiedzę posiadł w liceum. Zapewnia, że przed uroczystością
nie było żadnego szkolenia.
Wyjeżdżając z Jedwabnego, zastanawiam się, dlaczego większość
moich rozmówców nie miała odwagi powiedzieć do końca tego, co myślą
o "sprawie Jedwabnego". Pomimo że znajomość problemu opierają na
przekazie telewizyjnym, a więc niejako oficjalnym, to jednak bali
się rozmawiać. Z czego wynika ten strach? Czy nie zostali już tym
samym zmanipulowani? Czy właśnie to nie jest głównym sukcesem kłamstw
profesora Grossa?
A samo Jedwabne w dzień po uroczystości?! Nieliczni mieszkańcy
na ulicach z uwagą przyglądają się każdemu "obcemu" samochodowi.
Kościół zamknięty, a tak chciałbym pomodlić się w nim za spokój zmarłych,
za pokój mieszkańców Jedwabnego. Prosić Pana o łaskę ujawnienia całej
prawdy. O łaskę szczerości przebaczania. Wreszcie zastanawiam się,
kto przełamałby się ze mną chlebem, jaki kupiłem w sklepiku w Jedwabnem.
W dzień po...
Pomóż w rozwoju naszego portalu