Dzień był ciepły, choć niebo przykrywała gruba warstwa chmur,
przez którą nie mógł się przebić najsilniejszy nawet promień. Powietrze
było wilgotne, a brak wiatru sprawiał, że ubranie kleiło się do ciała.
Ludzie oczekujący na autobus wachlowali się gazetami, starszy pan
rozluźnił krawat pod szyją, ale nie rozpiął guzika, bo byłoby to
zbyt nieeleganckie.
Kilka kobiet z zakupami dyskutowało o czymś zawzięcie,
a młody chłopak w podkoszulce z napisem "heavy metal" podrygiwał
w takt muzyki z walkmana. Pod parasolami z reklamą renomowanego piwa
siedziała grupka dobrze ubranych ludzi, którzy, sądząc po zaparkowanym
nieopodal nowoczesnym komfortowym autobusie z napisem "air condition",
wyglądali na zagranicznych turystów. Obok w bramie odrapanej kamienicy
kilku mocno wstawionych mężczyzn w milczeniu raczyło się tanim winem.
Kiedy trunek skończył się, jeden z mężczyzn bez namysłu wyrzucił
butelkę przed siebie. Do uszu przystankowiczów doszedł brzęk tłuczonego
szkła i przekleństwa pijanych kompanów z powodu wyczerpania się drogocennych
zasobów. Wtedy dopiero mężczyźni zaczęli zachowywać się hałaśliwie.
Zaczepili nawet kilku przechodniów z prośbą o finansowe wsparcie
na głodujące w domu dzieci i chore żony. Nikt jednak nie dał się
na to nabrać. Pozbycie się natrętów sprawiło jednak niektórym przechodniom
sporo kłopotu. Inni, widząc co się dzieje pod bramą, przechodzili
wcześniej na drugą stronę Rynku. Scenę obserwowali z zainteresowaniem
zachodni turyści, oddzieleni od ulicy metrowym płotkiem, dającym
im przynajmniej subiektywne poczucie bezpieczeństwa.
- Co za scena - oburzyła się kobieta w średnim wieku.
- Aż wstyd, że ludzie z zagranicy muszą na to patrzeć. Jaką później
będą mieli opinię o Polakach.
- Pani się martwi o turystów, a ja tu mieszkam i muszę
ich bez przerwy wysłuchiwać i to od samego rana - mówił zdenerwowany
starszy pan.
- No to dlaczego nie zgłosił pan tego do straży miejskiej?
- spytała starsza pani. - Przecież przyszliby i zrobili porządek,
od tego są.
- Myśli pani, że nie chciałem - odparł starszy pan -
tylko powiedzieli mi w straży miejskiej, że będę musiał podać swoje
dane personalne, które później, w czasie postępowania, będą udostępnione
oskarżonym. Mój znajomy tak zrobił i do dzisiaj mu szyby w oknach
wybijają. Ja nie mam zamiaru się na to nabrać. Wolę codziennie słuchać
tych bandytów pod oknem i mieć okna całe.
- No coś podobnego - zdenerwowała się kobieta w średnim
wieku - to nie może pan po prostu powiedzieć w straży, że pod wskazanym
adresem codziennie ktoś zakłóca porządek publiczny? Musi pan jeszcze
podawać swój adres, który w dodatku będzie udostępniony tym bandytom?
To przecież prawa bandytów w tym kraju są lepiej chronione niż prawa
ofiar.
- Żeby pani wiedziała - odparł mężczyzna. - O jakiej
tu sprawiedliwości mówić, kiedy różne takie męty czują się bezpieczniej
niż uczciwy człowiek.
- Bezpieczny kraj, tylko że dla bandytów i pijaków, a
nie dla uczciwych - dodała starsza pani.
- A może by tak wynająć prywatnego szeryfa, jak na westernach
- wtrącił się nieoczekiwanie chłopak, który zdjął słuchawki i od
dłuższego czasu był skupiony na rozmowie.
- Dobry pomysł - odparła kobieta w średnim wieku - tylko
że przecież płacimy podatki między innymi na to, żeby czuć się bezpiecznie.
Nie wystarczy, że trzeba dzieciom załatwiać korepetycje, żeby się
na studia dostały, bo szkoła dobrze do tego nie przygotowuje, albo
że trzeba prywatnie do lekarza chodzić, bo na ubezpieczalnię leczą
tak, że szkoda gadać, to jeszcze teraz trzeba będzie sobie samemu
prywatną policję na ulicy opłacać. To może całe państwo sprywatyzować?
- Ma pani rację - powiedział starszy pan - ale szeryf
by się przydał.
Pomóż w rozwoju naszego portalu