Szydłowiec co prawda leży przy głównej trasie wiodącej z Warszawy
do Krakowa, ale dziś jest miastem "na poboczu". Nie tętni życiem,
jakie przynoszą wyzwania XXI w., nie widać tam pędzących mercedesów
ani hałaśliwych dyskotek. Oczywiście, są to spostrzeżenia przybysza,
który woli zachwycać się tym, czym warto, co jest silniejsze od przemijających
mód. A właśnie Szydłowiec ma się czym pochwalić. I to w większym
stopniu aniżeli wiele "nowoczesnych" miast. Wystarczy wymienić zamek (
jedna z najpiękniejszych wczesnorenesansowych rezydencji magnackich)
i farę św. Zygmunta, której późnogotycka bryła nie zapowiada wrażeń,
jakie przynosi wystrój wewnętrzny świątyni) niezwykły, rzadko spotykany
strop z polichromią patrona kościoła). I jest jeszcze jedno zjawisko.
Na imię mu Europa, tolerancja, humanizm - a więc to wszystko, do
czego obecnie zmierzamy, aby się ekonomicznie i politycznie z Zachodem
zjednoczyć.
Wszystko zaczęło się przed 600 laty od Krzysztofa Szydłowieckiego
- kanclerza wielkiego koronnego. Nie tylko wspiął się ku niebu piękny
zamek i dzisiejsza fara. Przede wszystkim powstała na tych ziemiach
Europa. Bliskim przyjacielem kanclerza był Erazm z Rotterdamu, więc
pewnie duch humanizmu i tolerancji rodził się z tej przyjaźni, ale
nadto musiała jej towarzyszyć zgoda innych. A ci inni, czyli mieszkańcy
tej ziemi, otwierali ramiona - w mieście osiedlali się: Włosi, Niemcy,
Żydzi, Szkoci (przed wojną Żydzi stanowili 60 proc. mieszkańców Szydłowca)
.
Nie jest to jeden "rodzynek w cieście". Kilkanaście kilometrów
dalej na południe, za Skarżyskiem, leży 10-tysięczny Suchedniów (
tu w czasie ostatniej wojny szła podziemna produkcja pistoletów,
automatycznych "sten" dla partyzantów, w ogóle tereny te były bardzo
bojowe i patriotyczne; AK-owcy mieli co prawda sojusznika w głębokich
lasach, ale potrzebni byli szaleńcy, jak działający bliżej Szydłowca
słynny Hubal, czyli "Szalony Major").
Suchedniów dziś to głównie życie przy kościele. Bujne
i międzynarodowe. A więc działa tu dom polsko-włoski, a w samej świątyni
mamy włoską kaplicę, zaś w parafii pracują siostry zakonne z Ameryki
Łacińskiej i Afryki. Nic zatem dziwnego, że miasto odwiedzają włoscy
hierarchowie i zwykli turyści, a zakonnice afrykańska i peruwiańska
już potrafią nauczyć dzieci katechizmu po polsku.
Te obrazki są może sielskie-anielskie, może są to bardziej
rodzynki "w polskim cieście" aniżeli przeciętna. Wszak raz jeszcze
widać, że Europa nie jest nam obca. Nie jest wrzodem na polskim ciele.
Jesteśmy z nią zrośnięci od wieków. Ważne, aby tego z przeszłości,
co dobre, nie zagubić. Aby ducha humanizmu i tolerancji nie niszczyć
szowinizmem i głupotą, nienawiścią i nacjonalizmem i aby patriotyzm
zrósł się z chrześcijańską wizją Europy. To są prawdy oczywiste.
Aby się nie rozmywały potrzebni są ludzie. Tacy, jakich spotkałem
między Radomiem a Kielcami, z ks. inf. Józefem Wójcikiem z Suchedniowa
i ks. kan. Adamem Radzimirskim z Szydłowca na czele.
Pomóż w rozwoju naszego portalu