Słabość militarna Unii Europejskiej
W konserwatywnym dzienniku niemieckim Die Welt został opublikowany 22 listopada artykuł Andreasa Middela, przedstawiający krytyczne wystąpienia, z jakimi w Parlamencie Europejskim spotkały się prace Unii Europejskiej nad tworzeniem i postawieniem w stan gotowości zjednoczonych sił zbrojnych, które miałyby wkraczać do akcji w przypadku kryzysów międzynarodowych. Zjednoczona armia, licząca teoretycznie 60 tys. żołnierzy, nie dysponuje wystarczającymi środkami transportowymi ani rozpoznawczymi. W swych głosach krytycznych deputowani podkreślali, że wojsko to nie będzie gotowe do skutecznego działania co najmniej do roku 2003. Mówiono także o tym, że sumy przeznaczane na tę europejską armię są zdecydowanie za małe. Głównym celem ataków w tej debacie stały się Niemcy: ich "czerwono-zielony" rząd nie finansuje armii europejskiej na poziomie, do jakiego się zobowiązał. Krytykowano również sposób podejmowania decyzji strategicznych. Jeden z posłów porównał obecną sytuację Europy Zachodniej do antycznego imperium rzymskiego: "Ośrodek centralny, czyli Stany Zjednoczone, decyduje o tym, gdzie ma nastąpić uderzenie, a sprzymierzeńcy mogą tylko wystawiać armie pomocnicze". Mówiono także o tym, że Stanom Zjednoczonym wydaje się dzisiaj bardziej zależeć na strategicznym zbliżeniu z Rosją niż na europejskich partnerach z NATO. Znawcy problematyki wojskowej w Parlamencie Europejskim uważają, że dla nadania armii europejskiej właściwego wymiaru potrzebne byłyby co roku inwestycje wojskowe rzędu 120 miliardów dolarów.
Sojusz rosyjsko-amerykański
W lewicowo-liberalnym tygodniku niemieckim Die Zeit, wychodzącym w Hamburgu, ukazał się 23 listopada artykuł Josefa Joffego pt. Miodowy miesiąc rywali. Autor zajął się sprawami polityki Niemiec na tle obecnej sytuacji międzynarodowej. Dla czytelnika polskiego najciekawsza jest środkowa część artykułu, gdzie mowa jest o aktualnym stanie stosunków między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Josef Joffe uważa, że na naszych oczach dokonuje się proces znany z minionych epok historycznych jako odwrócenie sojuszów. Wojna w Afganistanie doprowadziła - zdaniem autora - do układu do niedawna uważanego za niemożliwy: dotychczasowi rywale, USA i Rosja, przeobrazili się w sojuszników. Sojusz ten jest dziś ważniejszy dla Ameryki niż nawet jej historyczne związki z Anglią. Bez zgody Rosji Amerykanie nie mogliby założyć swych baz w Uzbekistanie i Tadżykistanie. Rosjanie po cichu, lecz skutecznie wyposażyli antytalibski Sojusz Północny w sprzęt wojskowy i amunicję. Dostarczyli też wywiadowi Stanów Zjednoczonych cennych wiadomości o świecie islamskim. Prezydent Putin zadeklarował się manifestacyjnie jako stojący w walce z terroryzmem po stronie prezydenta Busha i potwierdził szczerość swojej nowej polityki, zamykając stację obserwacyjno-nasłuchową na Kubie i bazę marynarki wojennej w Wietnamie. Doprowadził też w bezpośrednich rozmowach na szczycie do nadającego się do przyjęcia przez obie strony porozumienia w sprawie broni jądrowej i rakietowej. Wspólny przeciwnik, jakim dla Rosji i Ameryki jest wojujący islam, okazał się - pisze Joffe - najlepszym spoiwem nowego sojuszu. I tu też można mówić o analogiach historycznych.
Obniżanie się poziomu wiedzy
W artykule ogłoszonym 20 listopada w miarodajnym dzienniku amerykańskim The Washington Post Michael A. Fletcher uskarża się na obniżanie się poziomu wiedzy w zakresie nauk ścisłych wśród uczniów szkół podstawowych i średnich w Stanach Zjednoczonych. Niedawno przeprowadzono tam sprawdzian obejmujący całe terytorium kraju. Poprzedni taki test odbył się w 1996 r. Organizatorem tych badań jest instytucja pod nazwą "Narodowa Ocena Postępu Edukacyjnego" (National Assessment of Educational Progress). Wyniki tegorocznego sprawdzianu okazały się gorsze od tych sprzed pięciu lat. W artykule jest wiele danych liczbowych, dających się sprowadzić do stwierdzenia, że ok. 70 procent uczniów nie było w stanie wykazać się umiejętnością stosowania posiadanej wiedzy do sytuacji nieprzewidzianych w podręcznikach; ich wiedza jest martwa, ogranicza się do elementarnych faktów, zapamiętanych tak, jak są zapisane w książkach szkolnych. Autor zwraca przy tym uwagę, że u uczniów należących do głównych mniejszości etnicznych: Murzynów i Latynosów (w artykule używa się określeń: Czarni i Hiszpanie) wyniki sprawdzianu okazały się wyraźnie gorsze niż u pozostałej młodzieży ( tzn. u białych związanych z kulturą anglosaską - przyp. J.W.S.). Członek zarządu "Narodowej Oceny", Edward Donley, uważa, że jedną z ważnych przyczyn tego stanu jest niechęć zdolnych absolwentów wyższych uczelni do pracy w szkole. Wolą oni lepiej płatne zajęcia w firmach i instytucjach, gdzie utrzymuje się zapotrzebowanie na pracowników z wykształceniem w zakresie nauk ścisłych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu