Komitet dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów to nadzieja, że uda się ocalić od zapomnienia ważną cząstkę naszej historii. Ostatni żyjący świadkowie składają relacje. Są wśród nich również Czytelnicy "Niedzieli".
LIDIA MOLAK: - W jaki sposób doszło do powstania Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów?
PROF. TOMASZ STRZEMBOSZ: - Komitet powstał mniej
więcej trzy lata temu, co jest w głównej mierze zasługą pani Anny
Poray-Wybranowskiej, mieszkającej na stałe w Kanadzie, ale wywodzącej
się z Warszawy. Komitet ma dwa zadania - pierwsze: zebranie możliwie
dużej ilości świadectw dotyczących ratowania Żydów przez Polaków
w okresie 1939-45; po drugie: upamiętnienie osób ratujących Żydów
przez stworzenie monumentu. Jego istotną częścią byłyby tablice,
na których znalazłyby się imiona i nazwiska osób zweryfikowanych
przez Komisję Historyczną Komitetu oraz nazwy miejscowości, w których
akt ratowania miał miejsce. Więcej na tablicy by się nie zmieściło,
ale uzupełnieniem byłyby opracowania na piśmie, w których można by
było znaleźć informacje, że dana osoba wtedy a wtedy, w takich a
takich okolicznościach tę rzecz realizowała.
Byłyby trzy segmenty monumentu. Jedna z tablic zawierałaby
nazwiska osób zweryfikowanych przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie
- to jest około 5,5 tys. Polaków. Druga wymieniałaby osoby zamordowane
przez Niemców za ukrywanie Żydów - specjalna komórka Głównej Komisji
Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Polsce zidentyfikowała 705 takich
osób, obecnie wiemy już o dalszych kilkudziesięciu. Trzecia tablica
byłaby poświęcona osobom zweryfikowanym przez nasz Komitet.
Pomnik stanie na terenie kościoła Wszystkich Świętych
w Warszawie. Teren jest znakomicie wybrany, bo kościół ten graniczył
z gettem, a jego ówczesny proboszcz - ks. prał. Godleski był jedną
z najbardziej zasłużonych w tym zakresie osób. Uratował on setki
ludzi - czy to przez wydawanie nieprawdziwych metryk, czy też przez
ukrywanie Żydów "po aryjskiej stronie".
- Komitet jako pierwszy zajął się sprawą ratowania Żydów przez Polaków w sposób systematyczny...
- Pod koniec lat 60. Władysław Bartoszewski i Zofia
Lewinówna wydali książkę Ten jest z ojczyzny mojej, poświęconą akcji
pomocy Żydom organizowanej przez podziemne struktury, przede wszystkim
przez Radę Pomocy Żydom o kryptonimie "Żegota". Książka ta, zawierająca
wiele setek faktów i nazwisk, dotyczyła akcji o charakterze zorganizowanym,
obejmującej przede wszystkim wielkie miasta na terenie Generalnej
Guberni: Warszawę, Kraków, Lwów, od schyłku 1942 r. do końca okupacji.
Inicjatywa Bartoszewskiego i Lewinówny jest niezwykle cenna, m.in.
dlatego, że wczesna i podjęta wtedy, gdy bardzo wielu działaczy "
Żegoty" żyło - chociaż objęła tylko pewną część kraju w pewnym okresie
czasu. Tymczasem represje w stosunku do Żydów zaczęły się już jesienią
1939 r., getta były zamykane w 1940 r., a w 1941 r. wyjście z nich
było karane śmiercią. Aktywność zaś społeczeństwa polskiego, jak
dzisiaj to już dobrze wiemy, ogarniała nie tylko GG.
Poza tym były indywidualne prace o charakterze badawczym
albo wspomnieniowym, ale jako inicjatywy rozproszone i podejmowane
wycinkowo. Ideą p. Wybranowskiej było przystąpienie do tego w sposób
systematyczny, zorganizowany, tak by ostatni świadkowie - dziś już
najczęściej dzieci ratujących, a jednocześnie osoby w wieku 70 lat
- przekazali informacje.
- Jaki materiał udało się Wam dotychczas zgromadzić?
- Otrzymaliśmy ponad 500 relacji, w których występuje ponad 2 tys. osób biorących udział w ratowaniu Żydów. Jest to minimalna liczba osób występujących w związku z ratowaniem konkretnych osób.
- Co to znaczy?
- Najczęściej to, że jeden Żyd był przechowywany w różnych miejscach przez różne osoby. Jeśli więc był on u pana A, B, C, i D, a my mamy relację pana C, to wiemy tylko, że uczestniczył w tym on, jego żona i dwoje jego dorastających dzieci. Natomiast być może wcześniej i później w ratowaniu danego człowieka brało udział dalszych 10 osób, ale o tym na ogół już się nie dowiadujemy.
- W jaki sposób świadectwa napływające do Komitetu są potwierdzane?
- Otrzymujemy informacje wsparte dokumentacją w postaci fotografii, listów otrzymywanych po wojnie, czasem oświadczeń stowarzyszeń żydowskich z 1945-46 r. Relacja może się potwierdzać również przez to, że dostajemy ją nie tylko od osoby przechowującej Żydów, ale także od innych. Są też informacje osób tak wiarygodnych i tak wiarygodne, że nie potrzebujemy ich sprawdzać.
- Ilu Polaków ratujących Żydów udało się Wam zweryfikować?
- Do tej pory - około 300 osób, z reguły nowych w stosunku do tego, co wiedziano do tej pory.
- To dużo i mało...
- Proces trwa dość długo. Bardzo często - i jest to rzecz, na którą trzeba by zwrócić uwagę osób, które do nas piszą - otrzymujemy informacje następującej treści: brał w tym udział mój ojciec, Jan Kowalski, i moja mama; bardzo aktywny był Franek, mniej Zosia. I teraz musimy korespondować - co jest żmudne i mamy pod tym względem ogromne opóźnienia - dopytując: jak miała na imię mama, jak nazywała się z domu, czy brat Franek był małym dzieckiem, czy człowiekiem świadomie biorącym w tym udział? Czasem prosimy o dodatkowe dokumenty, które są zapowiadane, ale nie przysyłane.
- Kto pisze do Komitetu?
- Najciekawsze, że są to osoby z całej II Rzeczypospolitej.
A więc z Ziem Wschodnich zajętych przez Związek Radziecki w 1939
r.; ziem włączonych do Rzeszy niemieckiej, np. ze Śląska, Poznańskiego,
Łódzkiego; z terenów, które nie były nigdy objęte aktywnością "Żegoty",
i tych, gdzie "Żegota" działała, ale z tymi akurat osobami nie miała
nic wspólnego. Jednym słowem jest to materiał w 90% zupełnie nowy.
W ogromnym procencie piszą do nas ludzie z małych miasteczek, z wiosek.
Należy dodać, że mamy - niedużo, ale jednak - relacje od osób ratowanych,
i to sobie specjalnie cenimy.
Bardzo często otrzymujemy relacje ludzi, którzy już wcześniej
zgłaszali się do Żydowskiego Instytutu Historycznego (ŻIH) w Warszawie
i przez niego do Yad Vashem, występując o uzyskanie honorowego tytułu
Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Niektórzy albo nie uzyskali tego
tytułu, albo nie dostali w ogóle żadnej odpowiedzi.
- Dlaczego?
- Takie pisanie dla Yad Vashem nie ma najmniejszego znaczenia. Instytut stosuje bowiem kryteria, które wyłączają 99% osób - co mówię z pełną odpowiedzialnością - które brały udział w ratowaniu Żydów.
- Jakie to kryteria?
- Po pierwsze, musiał przeżyć ratowany. Jeżeli więc
ukrywało go 20 osób, a z ostatnią rodziną ratujących zginął, to taka
sprawa w ogóle nie istnieje. Po drugie, osoba taka musiała się przedostać
na Zachód, nie są ważne zeznania uratowanych mieszkających w Polsce.
Przykładem jest przypadek p. Barbary Krajewskiej, Żydówki uratowanej
na warszawskim Żoliborzu. Jej relacje, pisma i prośby, ażeby uhonorować
jej wybawców, nie były brane pod uwagę. Po trzecie, dla Yad Vashem
miarodajne jest oświadczenie w formie ustalonej pewnym protokołem,
złożone osobiście przed odpowiednim sędzią w Instytucie w Jerozolimie
albo - mniej chętnie - w Ambasadzie Izraela, w którymś z państw,
przede wszystkim na Zachodzie.
A zatem osoba, która miałaby złożyć oświadczenie, musiałaby
przedostać się na Zachód, dożyć momentu, kiedy Yad Vashem zaczął
funkcjonować (to był, zdaje się, koniec lat 50.), wreszcie - chcieć
złożyć zeznanie. A przecież mogła nie chcieć, nie móc albo w ogóle
nie wiedzieć o wymaganych procedurach. Jest jeszcze kolejna trudność:
osoba uratowana musi dokładnie wiedzieć, kto jej pomógł i gdzie.
A przecież było to zjawisko pewnej konspiracji.
Barier jest zatem wiele. I dlatego wśród materiałów,
które mamy, duży procent stanowią relacje tych, którzy przesłali
już wcześniej materiały do ŻIH i do Yad Vashem, gdzie nie zostały
uznane. Ci ludzie przekazują tę dokumentację nam, a dla nas jest
ona miarodajna.
- Jakie motywy kierowały ratującymi Żydów?
- Jest to najtrudniejsze do sprawdzenia, ale motywy,
jak wynika z naszych materiałów, miały głównie charakter humanitarny
i chrześcijański. "Moja matka była katoliczką, jakże mogła nie przygarnąć
głodnej, zmarzniętej dziewczyniny". "Zgłaszał się do nas sąsiad ukrywający
się w lesie, jakże można mu było nie dać chleba". Warto przypomnieć,
że za danie posiłku Żydowi groziło to samo, co za ukrywanie go u
siebie w domu, jak i za każdy nieujawniony wobec Niemców kontakt.
Oczywiście, musiały istnieć również motywy finansowe,
tzn. osoba ratowana się opłacała. Ale weźmy pod uwagę, że jest zasadnicza
różnica między pieniędzmi a życiem.
- Życiem, które trzeba było położyć na szali ryzyka...
- Jest to kwestia, o której koniecznie należy powiedzieć: podstawową barierą w podjęciu się ratowania Żyda było to, że przyjmując obcego, ryzykowało się życie nie tylko swoje, ale i swoich najbliższych. Jak słusznie zaś stwierdził Władysław Bartoszewski, zna on przypadki, że ktoś strzelał do Niemców, dostał się do obozu koncentracyjnego i przeżył, natomiast nie zna przypadku, żeby przeżył ktoś, kto ratował Żydów.
- Co jeszcze wiadomo o ludziach, którzy ratowali Żydów?
- Bardzo wielu z nich to byli ludzie ubodzy, dysponujący
np. jedną izbą z kuchnią. Często nie mieli pieniędzy na wykarmienie
własnej rodziny. Zdarzało się, że siedem osób utrzymywała jedna kilkuosobowa
rodzina robotnicza. Ratujący pokonywali ogromne trudności praktyczne.
Nie można było np. kupować żywności w jednym sklepie. W małym środowisku,
gdzie wszyscy się znają, budzą się od razu podejrzenia: "Jak to,
jest was trójka i tyle wam wszystkiego trzeba? I to od wczoraj?".
Przede wszystkim trzeba się jednak było zmagać ze stałym,
potwornym, długotrwałym napięciem. Mamy np. relację, że rodzina żydowska
została przyjęta na kilka dni, a mieszkała 20 miesięcy, do końca
wojny. Bojowiec biorący udział w akcji zbrojnej jest zagrożony realnie
przez kilkanaście minut. A tu jest stan nieustannego zagrożenia,
w dzień i w nocy. Przypadkowa rewizja, za długi język sąsiada, jakakolwiek
aktywność Niemców, np. wyrzucanie ludzi z domów na wsi w sytuacji
przyfrontowej - może spowodować śmierć. Nie można przyjmować gości,
trzeba nauczyć dzieci milczenia, trzeba bać się ratowanego, który
może nie wytrzymać siedzenia w piwnicy i wyjść, trzeba stale obserwować
podwórko... Jednym słowem - permanentny stan gotowości bojowej. Moim
zdaniem, jest to bohaterstwo najwyższej próby.
- Jak wielu podejmowało to bohaterstwo?
- Według mojego odczucia, chodzi tu o dziesiątki tysięcy ludzi, dotychczas wiemy o małej garstce. Jeden z historyków ruchu ludowego twierdzi - nie wiem, na jakich materiałach się opiera - że na wsi w ukrywaniu Żydów brało udział 100-150 tys. osób. Powiada się, że skoro na terenie Warszawy ukrywało się kilkanaście tysięcy Żydów, to pewnie w ich ratowaniu brało udział około 100 tys. ludzi. Ale są to szacunki, nie fakty.
- Dlaczego trzeba było czekać ponad 50 lat na podjęcie takiej inicjatywy, jak Komitet?
- Ja bym zadał to pytanie przede wszystkim ŻIH-owi.
Jest to istniejący w Polsce od dziesiątków lat duży instytut naukowy,
powołany do opracowywania historii Żydów w Polsce. Dlaczego akurat
tym się nie zajął? Holocaustem interesuje się od początku, a to jest
istotny wycinek historii związanej z holocaustem. Oczywiście, ŻIH
gromadzi różne materiały, ale gromadzenie materiałów a opublikowanie
dzieła, które by oddawało honor ludziom ukrywającym Żydów w czasie
wojny - to są dwie zupełnie inne sprawy.
Jednak jest to także część polskiej historii, nie tylko
historii Żydów...
W naszej historii jest bardzo wiele pól nieopracowanych.
Weźmy ziemie zajęte przez Związek Radziecki w 1939 r. Stanowiły one
52% obszaru Polski. I przez czterdzieści kilka lat nie było historyka,
który by się zajmował tymi terenami w czasie okupacji sowieckiej.
Narodowymi Siłami Zbrojnymi dopiero teraz zajęło się paru młodych
historyków. Jest dla mnie oczywiste, że trzeba na nowo napisać historię
PPR, Gwardii i Armii Ludowej... Nie jest więc tak, że ten jeden temat
był omijany. Temat na pewno niezwykle ważny, ale nie podjęty jak
wiele innych.
- Jakie są szanse na ocalenie od zapomnienia tej część historii?
- Jest już pięć po dwunastej. Ale ciągle dostajemy
materiały. Co najmniej kilka relacji otrzymaliśmy w odpowiedzi na
apel zamieszczony w Niedzieli.
W tej chwili zajmujemy się zbieraniem świadectw ostatnich
świadków, lecz istnieją dziesiątki wspomnień, książek, artykułów
zawierających interesujące nas materiały. Kopalnia informacji na
ten temat znajduje się w archiwach, gdzie nikt jeszcze nie szukał.
Ale to odkładamy na później. Na razie skupiamy się na tym, co jest
ulotne, umiera - a tamto, miejmy nadzieję, nie zginie.
- Dziękuję za rozmowę.
Wszelkie informacje, relacje, kserokopie dokumentów, zapytania,
sugestie można przysyłać pod adresem: Archiwum Akt Nowych w Warszawie,
ul. Hankiewicza 1, 02-103 Warszawa, z dopiskiem: "Dla Komitetu Upamiętnienia
Polaków Ratujących Żydów". Możliwy też jest kontakt pocztą elektroniczną:
Pomóż w rozwoju naszego portalu