Wreszcie przyszła chwila, w której się otworzyła dla mnie furta
klasztorna - było to pierwszego sierpnia 1925 r., wieczorem w wigilię
Matki Bożej Anielskiej. Czułam się niezmiernie szczęśliwa, zdawało
mi się, że wstąpiłam w życie rajskie. Jedna się wyrywała z serca
mojego modlitwa dziękczynna.
Jednak po trzech tygodniach spostrzegłam, że tutaj jest
tak mało czasu na modlitwę i wiele innych rzeczy, które mi przemawiały
do duszy, żeby wstąpić do zakonu więcej ściślejszego. Myśl ta bardzo
się utrwaliła w duszy, ale jednak nie było w tym woli Bożej. Jednak
myśl, czyli pokusa, wzmagała się coraz więcej, że postanowiłam sobie
w pewnym dniu opowiedzieć się matce przełożonej i stanowczo wystąpić.
Ale Bóg tak kierował okolicznościami, że nie mogłam się dostać do
matki przełożonej. Wstąpiłam do małej kapliczki przed pójściem na
spoczynek i prosiłam Jezusa o światło w tej sprawie, ale nic nie
otrzymałam w duszy, tylko jakiś dziwny niepokój mnie ogarniał, którego
nie rozumiałam. Jednak pomimo wszystkiego postanowiłam sobie, że
rano po Mszy św. zaraz się zwrócę do matki przełożonej i powiem o
powziętym postanowieniu.
Przyszłam do celi, siostry już się położyły - światło
zgaszone. Ja weszłam do celi pełna udręki i niezadowolenia. Nie wiem,
co [z] sobą robić. Rzuciłam się na ziemię i zaczęłam się gorąco modlić
o poznanie woli Bożej. Cisza wszędzie jak w tabernakulum. Wszystkie
siostry, jak te hostie białe, odpoczywają zamknięte w kielichu Jezusowym,
a tylko z mojej celi Bóg słyszy jęk duszy. Nie wiedziałam o tym,
że bez pozwolenia nie wolno się w celi po dziewiątej modlić. Po chwili
jasno się zrobiło w mojej celi i ujrzałam na firance oblicze Pana
Jezusa bolesne bardzo. Żywe rany na całym obliczu i duże łzy spadały
na kapę mojego łóżka. Nie wiedząc, co to wszystko ma znaczyć, zapytałam
Jezusa: Jezu, kto Ci wyrządził taką boleść? - A Jezus odpowiedział,
że: Ty mi wyrządzisz taką boleść, jeżeli wystąpisz z tego Zakonu.
Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej, i przygotowałem wiele łask
dla ciebie. Przeprosiłam Pana Jezusa i zmieniłam natychmiast powzięte
postanowienie.
Na drugi dzień była nasza spowiedź. Opowiedziałam wszystko,
co zaszło w duszy mojej, a spowiednik mi odpowiedział, że jest w
tym wyraźna wola Boża, że mam zostać [w] tym Zgromadzeniu, i nie
wolno mi ani nawet myśleć o innym zakonie. Od tej chwili czuję się
zawsze szczęśliwa i zadowolona.
W krótkim czasie potem zapadłam na zdrowiu. Droga matka
przełożona wysłała mnie razem z dwiema innymi siostrami na wakacje
do Skolimowa, kawałek poza Warszawę. W tym czasie zapytałam się Pana
Jezusa: Za kogo jeszcze mam się modlić? Odpowiedział mi Jezus, że
na przyszłą noc da mi poznać, za kogo mam się modlić.
Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą.
W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem,
a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo
gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą.
Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż
nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie
ich jest największe cierpienie? I odpowiedziały mi jednozgodnie,
że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Widziałam
Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję "Gwiazdą
Morza". Ona im przynosi ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać,
ale mój Anioł Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego
więzienia cierpiącego. [Usłyszałam głos wewnętrzny], który powiedział:
Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe. Od tej
chwili ściślej obcuję z duszami cierpiącymi.
Koniec postulatu [29 kwietnia 1926]. Przełożeni wysłali
mnie do Krakowa do nowicjatu. Radość niepojęta panowała w duszy mojej.
Kiedyśmy przyjechały do nowicjatu, siostra... była umierająca.
Za parę dni siostra... przychodzi do mnie i każe mi iść
do matki mistrzyni i powiedzieć, żeby matka prosiła jej spowiednika,
księdza Rosponda, żeby za nią odprawił jedną Mszę św. i trzy akty
strzeliste. W pierwszej chwili powiedziałam, że dobrze, ale na drugi
dzień pomyślałam sobie, że nie pójdę do matki mistrzyni, ponieważ
niewiele rozumiem, czy to sen, czy jawa. I nie poszłam. Na przyszłą
noc powtórzyło się to samo wyraźniej, w czym nie miałam żadnej wątpliwości.
Jednak rano postanowiłam sobie, że nie powiem o tym mistrzyni. Dopiero
powiem, jak ją zobaczę wśród dnia. Zaraz się z nią spotkałam na korytarzu,
robiła mi wyrzuty, [że] nie poszłam zaraz, i napełnił duszę moją
wielki niepokój, więc natychmiast poszłam do matki mistrzyni i opowiedziałam
wszystko, co zaszło. Matka odpowiedziała, że tę sprawę załatwi. Natychmiast
spokój zapanował w duszy, a na trzeci dzień owa siostra przyszła
i powiedziała mi: "Bóg zapłać".
W chwili obłóczyn Bóg dał mi poznać, jak wiele cierpieć
będę. Widziałam jasno, do czego się zobowiązuję. Była to jedna minuta
tego cierpienia. Bóg znowu duszę moją zalał pociechami wielkimi.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu