...pójdę śladem Wielkiego Pielgrzyma
od Wadowic polskimi drogami
Bóg rozstrzygnie o losie wrogów
Co kamienie rzucają za nami.
(Kazimierz Józef Węgrzyn)
W Polityce z 13 kwietnia ukazał się artykuł Adama Szostkiewicza
- Bóle i troski Jana Pawła II - Droga krzyżowa. Już fotografia na
okładce Polityki pozwala dostrzec treść tzw. raportu z Watykanu.
Fotografia - bez podania autora - przedstawia zniekształconą twarz
największego z ludzi naszych czasów. A nawet pobieżne przeczytanie
artykułu nie budzi wątpliwości, że jad tzw. obiektywizmu jest przesłaniem
dla czytelnika. Autor wymienia wszystkie choroby, które dotykają
Jana Pawła II, zna je lepiej niż jego lekarze. Zna je z kamer, które "
chłodnym okiem rejestrują zmiany jego wyglądu i zachowania". Tym "
chłodnym okiem" jest złe oko, które dostrzega to, co dostrzec pragnie.
Nikt normalny nie dziwi się, że twarz i reakcje zmieniają się z wiekiem.
Kto patrzy dobrym okiem, widzi zmęczenie, ból, zatroskanie. Tak widzą
Papieża miliony ludzi, także bardzo młodych, którym nie przeszkadzają
nawet wiekowe przypadłości. Widzą w człowieku więcej niż tylko siłę
zewnętrzną czy reklamowe piękno. Ale publicysta Polityki i Tygodnika
Powszechnego patrzy inaczej. Ma zadanie do spełnienia według swoistego
klucza.
O zdrowiu Jana Pawła II w dzienniku niemieckim Berliner
Morgenpost z 3 kwietnia br. mówi kard. Joseph Ratzinger: "Rzeczywiście,
czasem spotykam Papieża bardzo zmęczonego. Wciąż bierze na siebie
wielkie, może nawet za wielkie obowiązki. Mówi mniej niż dawniej,
ale stawia bardzo precyzyjne pytania. Jego pamięć jest w pełni sprawna.
Trzyma on w rękach najważniejsze nici i nadal ma w sobie dość energii,
aby rozumieć swoje wielkie zadania i osobiście podejmować najważniejsze
decyzje".
Tymczasem Szostkiewicz martwi się, że "przewlekła choroba
papieża musi być problemem. ´Krzyż´ papieża staje się ´krzyżem´ Kościoła,
także w tym sensie, że kościelna machina władzy i wpływu traci sterowność"
. Razem z tygodnikiem Time martwi się: "Czy Kościół katolicki może
się sam uratować?". Przytacza wzięte z wątpliwych źródeł informacje
dotyczące spadku powołań kapłańskich i zakonnych w Kościele katolickim.
Stwierdza, że w ojczyźnie Jana Pawła II "trend jest gorszy". Gdyby
Szostkiewicz chciał szukać źródeł lepszych i pewnych, mógłby dowiedzieć
się lepiej i więcej, choćby o Polsce. Badający problem rektor Wyższego
Seminarium Duchownego w Warszawie - ks. prof. Krzysztof Pawlina stwierdza: "
Od 1995 r. liczba powołań zaczęła znów wzrastać. Obserwacja ostatnich
lat pozwala sądzić, że liczba powołań nie wykazuje tendencji zniżkowej.
O jej wahaniach, oczywiście, będą decydować zmiany demograficzne.
Pamiętajmy jednak nade wszystko, że powołanie jest łaską" (Niedziela,
nr 16/2002). "Kto może pojąć, niech pojmuje" (Mt 19, 12).
Tymczasem Szostkiewicz traktuje Kościół jak instytucję
polityczną, mówi o "centrowym kursie Jana Pawła II". Wylicza jego
porażki, także i doktrynalne. Jedną z nich jest adhortacja Dominus
Iesus, którą odczytano jako "regres i próby odbudowania prymatu Kościoła"
. Nie widać też "politycznych" owoców jego podróży, zwłaszcza do
Ziemi Świętej. "Falstartem okazał się wreszcie papieski apel do prawników,
by nie przykładali ręki do rozwodów".
Jak widać, nie wystarczy być dziennikarzem czy publicystą
lub nawet teologiem, aby rzetelnie pisać o Kościele. Trzeba najpierw
nauczyć się Boga!
Papież głosi Chrystusa i prawo moralne. Głosi nieugięcie,
mimo że sumienia ludzkie są coraz bardziej chore. Dziś człowiek rości
sobie prawo nie tylko do pouczania Papieża, którego moc płynie z
asystencji Ducha Świętego. Człowiek chce sam swobodnie określać -
co jest dobre, co złe, a nawet nadać moc prawa dewiacjom. Ale Papież,
choć nieustępliwy w dziedzinie wiary i obyczajów, nie potępia, lecz
wzywa do nawrócenia. To jednak jest próg nieprzekraczalny dla mentalności
pewnych środowisk. Owi publicyści czy nawet "myśliciele" nie odrzucają
otwarcie dogmatów i zasad, ale okradają je z istotnych treści. Dla
nich Kościół jest tylko jedną z instytucji, a więc ośrodkiem podziału
władzy.
A Papieża, rzecz jasna, należałoby pozbawić uczestnictwa
w tajemnicy wynikającej z jego wyboru i będącej fundamentem jego
wielkości i autorytetu. Trzeba więc zrobić wszystko, wszystkimi dostępnymi
metodami (nie jest to jedyny artykuł o podobnej wymowie w polskiej
prasie z ostatnich dni), aby odrzucić jego nauczanie. Jak najszybciej
pozbawić go władzy nad Kościołem, "bo kościelni pragmatycy i kościelni
liberałowie z coraz większym niepokojem patrzą na piętrzące się dziś
przed Kościołem kłopoty". Szostkiewicz widzi też "obiektywnie" "wielbicieli"
Jana Pawła II, dla których "dorobek papieża jest niezastąpiony, a
pontyfikat niezwykły". I konkluduje: "Ale ceną za tę miłość jest
odsuwanie trudnych pytań o kłopoty, porażki, o kształt Kościoła w
dalszej przyszłości".
Jan Paweł II nie broni się przed nawet podłymi oszczerstwami
czy atakami, których jest przedmiotem. Nie stosuje też repliki ani
nawet aluzji w stosunku do tych, którzy tę drogę krzyżową jemu przygotowują.
A nam zostaje: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy
naszym winowajcom" - pewność wiary, że droga krzyżowa kończy się
Zmartwychwstaniem!
Pomóż w rozwoju naszego portalu