Reklama

Chwała Bogu - wyszło!

Niedziela Ogólnopolska 28/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA CICHOBŁAZIŃSKA: - Czytając biogram Księdza Prałata, nie mogłam się nadziwić, że starczyło 60 lat kapłaństwa na dokonanie tylu dzieł. Kiedy Ksiądz Prałat poczuł, że służba Bogu i ludziom to powołanie, które chciałby realizować w życiu?

- KS. PRAŁ. JERZY PAWLIK: - Ukształtowała mnie rodzina, szkoła i środowisko, w którym wzrastałem. Urodziłem się w Katowicach, w rodzinie majstra huty cynku. Miałem trzy siostry. W 10. roku mojego życia umarła nasza mama. Przed śmiercią mama powiedziała do ojca: " Po ćwierci roku żałoby, przed pierwszą niedzielą Adwentu ożeń się, żeby dzieci miały matkę na święta". I tak się stało. W moje 13. urodziny umarł tata. Szedłem więc przez życie jako pełny sierota. Wychowywała mnie nowa mama. Wychowała czwórkę nie swoich dzieci. W każdą niedzielę prowadziła nas na grób rodziców. Mam dla niej wiele szacunku.
Ukończyłem 8-letnie gimnazjum typu klasycznego. Przystępując do matury, musiałem załączyć zaświadczenia, że ukończyłem kurs tańca towarzyskiego, że chodziłem do filharmonii i uczęszczałem na sztuczny tor łyżwiarski. Te umiejętności były wówczas równie ważne jak wiedza. W klasie maturalnej prowadzono nas, uczniów, na obrady Sejmu Śląskiego. Wówczas nie do pomyślenia było, by maturzysta nie znał zasad życia publicznego. Uczono nas bycia w społeczeństwie. Do tej pory jestem członkiem Sejmiku Województwa Śląskiego.
W gimnazjum uczył mnie religii ks. dr Józef Jelito - jedyny w Polsce specjalista od pisma klinowego. Uczył respektu dla Pisma Świętego, dla Objawienia Bożego i dla tego, co byśmy dzisiaj nazwali "życiem po Bożemu" - nie nabożnie, ale po Bożemu. Ks. dr Jelito potrafił połączyć życie człowieka stojącego na ziemi dwiema nogami z inspiracją Bożą. Był autorytetem z zakresu biblistyki. W naszym gimnazjum było 56 uczniów wyznania mojżeszowego. Gdy przed lekcją religii na korytarzu szkoły rabin pokazywał naszemu katechecie artykuł o najnowszych wykopaliskach w Palestynie, ks. Jelito kontynuował temat wykopalisk w Ziemi Świętej, dzieląc się z uczniami najnowszą wiedzą na ten temat, zdobytą przed momentem od rabina. Potrafił nas zachęcić do zainteresowania się ojczyzną Jezusa Chrystusa. Uczył nas również respektu dla rabina, podkreślając życzliwość rabina dla katolickiego kapłana. Ks. Jelito oddziaływał na moją osobowość. Poszedłem na teologię. W 1937 r. wstąpiłem na Wydział Teologiczny Uniwersytetu Jagiellońskiego i zamieszkałem w Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie.
Po święceniach w 1942 r. pracowałem w parafii św. Wojciecha w Radzionkowie. Wielu Polaków było wywiezionych na roboty przymusowe, wielu do obozów koncentracyjnych. Przydały się wówczas moje doświadczenia z harcerstwa i Sodalicji Mariańskiej - organizacji, do których należałem w gimnazjum. Zorganizowaliśmy "Wartę narodową harcerzy", która wysyłała paczki do obozów koncentracyjnych. Harcerze odznaczyli mnie za tę działalność najwyższym odznaczeniem - Krzyżem Zasługi ZHP z Rozetą i Mieczami.

- Koniec wojny nie oznaczał początku wolności. Przed Polakami, także polskimi księżmi, stanęło trudne zadanie odnalezienia swojego miejsca w trudnej rzeczywistości zniewolonej ojczyzny. Jak potoczyły się dalsze losy Księdza Prałata?

- Posłano mnie do Gimnazjum i Liceum im. Jana III Sobieskiego w Piekarach Śląskich, gdzie zacząłem uczyć katechezy. Tam nostryfikowałem dyplom, później obroniłem doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mój dyrektor w szkole powiedział: "Niech się ksiądz nie łudzi, z komuną nie będzie łatwo. Proszę zrobić jeszcze inne studia". Zapisałem się na Wydział Humanistyczny i ukończyłem studia z geografii i historii na UJ. Później zrobiłem jeszcze w Warszawie podyplomowe studia z archiwistyki. Jestem pracownikiem naukowym Państwowej Sieci Archiwalnej. Nauczono mnie tam dokumentacji naukowo-technicznej - diecezja katowicka jako pierwsza miała zmikrofilmowane wizytacje z XVI wieku.
Studiowałem do 1958 r., jednocześnie ucząc w szkole. Wprawdzie byłem w koloratce, ale "zaszalikowanej". Ponieważ miałem nakaz pracy i uprawnienia nauczyciela marksizmu-leninizmu (które też zrobiłem w "zaszalikowanej" koloratce), miałem bardzo silną pozycję w szkole. Jeszcze przed wojną zdobyłem uprawnienia instruktora harcerstwa. Posiadałem więc wiedzę z pedagogiki harcerstwa, studia humanistyczne, doktorat z teologii i uprawnienia nauczyciela marksizmu-leninizmu - dawało mi to wiele możliwości oddziaływania na młodzież. Mogłem prowadzić szkolną drużynę harcerską i pracować w Komendzie Chorągwi ZHP w Katowicach. Udało nam się w 1947 r. zorganizować zlot młodzieży harcerskiej ze Śląska i ponownie powiesić harcerski krzyż przy Cudownym Obrazie Matki Bożej Piekarskiej. Tę harcerską pracę zakończyłem wraz z przemianowaniem ZHP na Organizację Harcerstwa Polski Ludowej, ale doświadczenia harcerskie jeszcze nie raz przydały mi się w życiu.

- Proszę nam o tym opowiedzieć...

- W 1958 r. bp Stanisław Adamski przeniósł mnie do Krakowa. W Śląskim Seminarium Duchownym uczyłem historii Kościoła i metodologii pracy naukowej. Bp Adamski zaprosił mnie kiedyś na rozmowę i powiedział, że komuna będzie atakowała wszystko, zostaje tylko rodzina. Zlecił mi wówczas prowadzenie trzyletnich kursów katechetycznych dla dziewcząt po maturze. Prowadziłem je w Rybniku, Bielsku, Katowicach i Piekarach Śląskich. Jasno mówiłem tym młodym kobietom, że nie uczą się na katechetki, lecz na matki. W 1958 r. wezwał mnie na rozmowę Ksiądz Prymas Stefan Wyszyński i powiedział, że nasza młodzież zaczyna nabierać kompleksu religijności, że trzeba jej pomóc, szczególnie młodym kobietom, które niedługo będą matkami. Wiedział, że wychowywałem się z siostrami, że mam doświadczenia harcerskie i nakaz pracy. W tym momencie byłem konkretnym kandydatem. 1 czerwca 1958 r. przyprowadziłem na Jasną Górę 150 tys. żeńskiej młodzieży pracującej. Tam Ksiądz Prymas ogłosił, że zostałem mianowany krajowym referentem pracującej młodzieży żeńskiej. Od tego czasu uczyłem studentów seminarium duchownego i działałem w duszpasterstwie żeńskiej młodzieży pracującej.

- Skierowanie uwagi Episkopatu na młode kobiety to niezwykle trafne posunięcie. One bowiem przygotowywały się do ról matek, do funkcji wychowawczej w rodzinie. Jaki wzór rodziny był wówczas propagowany przez komunistyczną propagandę, wiedzą może starsi, ale nie młodzi...

- To prawda. Nikt w Polsce nie zajmował się telefonistkami, konduktorkami, krawcowymi, fryzjerkami..., a przecież były to grupy zawodowe bardzo opiniotwórcze. Ileż to czasu kobiety spędzają w gabinetach kosmetycznych czy fryzjerskich, gdzie toczą się rozmowy, wymiana myśli, uwag. Uważałem, że kobietom tym, pracującym po ukończeniu techników i szkół zawodowych, bardzo potrzebne jest duszpasterstwo. A przecież w komunistycznej Polsce tych szkół było co niemiara. Rokrocznie dziesiątki tysięcy młodych kobiet w ramach równouprawnienia podejmowało pracę jako traktorzystki, przy uboju bydła i w wielu innych zawodach, dawniej uważanych za męskie. Propaganda komunistyczna była tak silna, że same nie zdawały sobie sprawy z faktu, iż tracą w ten sposób to, co mają najcenniejsze - kobiecość. Nikt im tego nie wytłumaczył, wszyscy bali się tego tematu, był jak gorące żelazo. To stało u podstaw decyzji kard. Stefana Wyszyńskiego o powołaniu duszpasterstwa żeńskiej młodzieży pracującej.

- Praca z młodzieżą licealną i w duszpasterstwie żeńskiej młodzieży pracującej przydała się w następnych zadaniach zleconych Księdzu przez Kościół.

- Te doświadczenia doprowadziły mnie do funkcji członka Papieskiej Rady ds. Laikatu. Z Karolem Wojtyłą znaliśmy się z czasów krakowskich. Już jako papież powiedział mi, że w 1984 r. w Rzymie odbędzie się Światowy Dzień Młodzieży, w nawiązaniu do włoskiej tradycji - w Palmową Niedzielę. W Polsce panował wówczas stan wojenny. Przy ul. Koszykowej w Warszawie był Wydział Paszportowy. W czasie rozmowy z generałem poprosiłem o 450 paszportów dla młodzieży, argumentując, że są już zamówione trzy samoloty. Spotkanie w Rzymie było niezwykłe. Rok później UNESCO ogłosiło Światowy Dzień Młodzieży. Wówczas Papież zdecydował, że musimy organizować kościelne Światowe Dni Młodzieży. W grudniu 1985 r. na Konsystorzu Kardynalskim ogłosił ustanowienie ŚDM. Co drugi rok z papieżem, a co drugi z własnym biskupem. W taki oto sposób wszedłem do Papieskiej Rady ds. Świeckich - sekcji młodzieżowej. W tym samym roku powołałem przy Episkopacie Polski Komisję ds. Duszpasterstwa Młodzieży. Po Rzymie w 1984 r. był Rzym 1985 r. i ponownie 450 osób pojechało tam z Polski. W 1987 r. - Argentyna - Buenos Aires. Powiedzieli mi wtedy, bym wziął tam młodzież polonijną, bo dla młodzieży z Polski bilety są za drogie. W 1989 r. już licho brało komunę i Papież wymyślił Santiago de Compostela. W 1991 r. była Częstochowa. Od tego momentu jestem w wielkiej zażyłości z częstochowską policją. Miałem samochód służbowy "001" i jeżeli trzeba było, to jeździłem po chodnikach. W 1993 r. udałem się z młodzieżą do Denver.

- Pielgrzymowanie z młodzieżą rozpoczął Ksiądz jednak znacznie wcześniej?

- W 1968 r. kard. Stefan Wyszyński ustanowił w Episkopacie Komisję Maryjną i powołał mnie do niej jako szefa sekcji sanktuarów maryjnych i pielgrzymek. Od tego czasu oficjalnie zajmuję się pielgrzymkami. Oczywiście, z pielgrzymkami chadzałem przez wiele, wiele lat, od 1956 r., i wówczas nie było to w lecie, lecz zimą, z plecakami, na sankach. Jeszcze jako profesor spędzający wakacje z młodzieżą tak układałem trasy wędrówek, żebym i ja sam mógł się uczyć. Znałem sanktuaria maryjne Polski nie z opowiadań, ale z autopsji. Wiedziałem, jak prowadzony jest w nich kult, jak pomóc pielgrzymom najpełniej spędzić pielgrzymi czas, jak chronić święte obrazy, by nasza niewiedza czy głupota nie doprowadziły do ich zniszczenia, choćby przez wystawianie na działanie promieni słonecznych. Tak znalazłem się w Papieskiej Radzie ds. Sanktuariów Maryjnych, uczestnicząc w sympozjach europejskich i pozaeuropejskich.

- Nazywany jest Ksiądz "ordynariuszem RWPG". Nie wspomnieliśmy jeszcze o tym okresie działalności na rzecz Kościoła.

- W latach 70. moja praca nabrała wymiaru międzynarodowego. W tym czasie wielu Polaków zaczęło wyjeżdżać do pracy do krajów bloku komunistycznego - Niemiec, Czechosłowacji, Związku Radzieckiego... Potrzebowali opieki duszpasterskiej. Kard. Karol Wojtyła poprosił mnie o przygotowanie raportu na ten temat. W 1972 r. udało mi się ustanowić duszpasterstwo Polaków pracujących w krajach RWPG. Na podstawie delegacji watykańskiej zostałem mianowany delegatem Episkopatu Polski na te kraje. Aby móc pracować w tym obszarze Europy, musiałem doskonale znać prawo kraju, do którego się udawałem, obchodzić ustawy, ale ich nie przekraczać, gdyż mogliby mnie wówczas potraktować jak persona non grata i wyrzucić. Cokolwiek miałem do załatwienia w Rumunii, na Łotwie, Węgrzech czy w NRD - w państwie najgorszym, bo frontowym - nigdy nie nocowałem w hotelu czy u rodziny. Noce spędzałem w podróży, nie chciałem nikogo narażać. Wiedziałem, że jestem permanentnie pilnowany przez służby bezpieczeństwa tych krajów. Zakładałem duszpasterstwa, ustanawiałem spowiedników, w NRD nawet mianowałem proboszczów. Byłem zdany tylko na siebie. Do Strasburga, gdzie jestem ekspertem ds. emigracji w Radzie Europy, trafiłem nie z Warszawy, ale przez Watykan, z Papieskiej Rady Ludzi w Drodze, zajmującej się migrantami i emigrantami. Zostawiłem swoich uczniów w Erfurcie, Dreźnie i wielu innych miejscach. Pierwszą transmisję Mszy św. radiowej dla "tych, co na morzu" i za granicą pracują, przeprowadziliśmy w 1981 r.; raz na kwartał sam ją odprawiałem.

- W tym roku mija 60. rocznica święceń kapłańskich Księdza Prałata. Odbyło się już wiele uroczystości, padło wiele dobrych, wdzięcznych słów, składanych przez dostojników Kościoła i świeckich. Władze miasta Katowice zorganizowały wystawę pt. "Katowiczanin", przybliżającą dzieło Księdza Prałata. 13 lipca na Jasnej Górze odprawiona zostanie uroczysta Msza św. z okazji tej pięknej rocznicy, wszak od 40 lat jest Ksiądz Prałat konfratrem Zakonu Paulinów. Co mógłby Ksiądz na zakończenie tej rozmowy przekazać młodym księżom, którzy rozpoczynają dopiero kapłańską służbę?

- Sporo w życiu doświadczyłem, wiele widziałem, żyłem w czasach obfitujących w doniosłe wydarzenia, miałem wiele zadań. Ze spokojem mogę dziś powiedzieć: "Chwała Bogu - wyszło!", ale zawsze najważniejsze dla mnie było poczucie bycia potrzebnym. Bez względu na rolę, którą przyszło mi pełnić, to poczucie bycia potrzebnym dodawało sił, mobilizowało, otwierało na nowe doświadczenia. Dzisiaj są już inne czasy i inne zadania, ale każdy z nas - i kapłan, i świecki - ma pole, na którym może realizować swoje powołanie. Owszem, zaszczyty, medale, odznaczenia są bardzo miłe, przychodzą z wiekiem, lecz w codziennym życiu ta wartość - bycie potrzebnym - jest najcenniejsza.

- Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę jeszcze wielu lat "bycia potrzebnym" Kościołowi i nam wszystkim. Szczęść Boże!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Konkurs fotograficzny na jubileusz 900-lecia

2024-04-24 19:00

[ TEMATY ]

konkurs fotograficzny

diecezja lubuska

Bożena Sztajner/Niedziela

Do końca sierpnia 2024 trwa konkurs fotograficzny z okazji jubileuszu 900-lecia utworzenia diecezji lubuskiej. Czekają atrakcyjne nagrody.

Konkurs jest przeznaczony zarówno dla fotografów amatorów, jak i profesjonalistów z wszystkich parafii naszej diecezji. Jego celem jest uwiecznienie śladów materialnych pozostałych po dawnej diecezji lubuskiej, która istniała od 1124 roku do II połowy XVI wieku.

CZYTAJ DALEJ

Legenda św. Jerzego

Niedziela Ogólnopolska 16/2004

[ TEMATY ]

święty

św. Jerzy

I, Pplecke/pl.wikipedia.org

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Św. Jerzy - choć historyczność jego istnienia była niedawnymi czasy kwestionowana - jest ważną postacią w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie.

Św. Jerzy, oficer rzymski, umęczony był za cesarza Dioklecjana w 303 r. Zwany św. Jerzym z Liddy, pochodził z Kapadocji. Umęczony został na kole w palestyńskiej Diospolis. Wiele informacji o nim podaje Martyrologium Romanum. Jest jednym z czternastu świętych wspomożycieli. W Polsce imię to znane było w średniowieczu. Św. Jerzy został patronem diecezji wileńskiej i pińskiej. Był także patronem Litwy, a przede wszystkim Anglii, gdzie jego kult szczególnie odcisnął się na historii. Św. Jerzy należy do bardzo popularnych świętych w prawosławiu, jest wyobrażany na bardzo wielu ikonach.

CZYTAJ DALEJ

Abp Gądecki: chrześcijaństwo zawsze wysoko ceniło męstwo

2024-04-24 20:12

[ TEMATY ]

abp Stanisław Gądecki

Karol Porwich / Niedziela

„Chrześcijaństwo zawsze wysoko ceniło męstwo i ze szczególnym szacunkiem odnosiło się do najwyższych jego postaci, czyli do bohaterstwa, heroizmu i męczeństwa za wiarę” - mówił abp Stanisław Gądecki podczas Mszy św. w kościele pw. św. Jerzego z okazji 25. rocznicy konsekracji poznańskiej świątyni.

W Eucharystii uczestniczyli m.in. gen. w stanie spoczynku Piotr Mąka, dowódca Oddziału Prewencji Policji insp. Jarosław Echaust, naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej Kinga Fechner-Wojciechowska i wicenaczelnik Paweł Mikołajczak oraz kompania honorowa Policji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję