Łebski facet
W rządzie i jego okolicach ludzie są strasznie zapracowani. Ciągną na dwóch albo na jeszcze więcej etatach. Wszystko po to, żeby związać koniec z końcem. I trzeba powiedzieć, że się udaje. Najświeższy przykład rządowej zaradności przyniosła nam - obibokom na jednym etacie - Najwyższa Izba Kontroli, która sprawdziła, jak sobie w naszej trudnej rzeczywistości dawał radę szef Gospodarstwa Pomocniczego Kancelarii Premiera. Nie można powiedzieć złego słowa. Radził sobie świetnie, pracując na dwóch etatach: państwowym i prywatnym. Do tego szybko, co znaczy - wydajnie. Firma prywatna, w której pracował, otrzymała pieniądze od instytucji państwowej, w której też był zatrudniony, zanim jeszcze podpisano stosowną umowę. Dokładnie chodziło o ubezpieczenia rządowych samochodów (Rzeczpospolita, 5 maja). NIK co prawda stwierdził, że to niezgodne z prawem, ale przecież oni się wszystkiego czepiają.
Wolna amerykanka
NIK jak już nie ma czego, to się nawet Wiatra czepia. Kontrolerzy ośmielili się stwierdzić, że publiczne pieniądze na kampanię europejską, przygotowywaną przez Sławomira Wiatra, były wydawane wberw prawu (Trybuna Śląska, 8 maja). Jacyś nieżyciowi ludzie w tym NIK-u pracują. Nie wiedzą, że w sprawie UE wszystkie chwyty dozwolone?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mają w nosie Geremka
No i mamy kolejną aferę. Wydaje się, że nawet większą od Rywingate. Jej mechanizmy wyjawił Władysław Frasyniuk. Szef Unii Wolności doniósł, że dziennikarze mają w nosie wszystko, co powie prof. Bronisław Geremek, i nawet pies z kulawą nogą nie zagląda na konferencje prasowe z jego udziałem. Fe! Rzeczywiście obrzydliwe, żeby tak lekceważąco żywy pomnik traktować (Tygodnik Powszechny, 11 maja). Proponujemy powołać w trybie nagłym nadzwyczajną parlamentarną komisję śledczą dla wyjaśnienia tej brudnej sprawy.
Desperados
Reklama
Nie wiedzieliśmy - a tu Andrzejowi Lepperowi groźny konkurent wyrósł. Lider UW Władysław Frasyniuk wyprężył mięś-nie i zadeklarował: "Zapewniam, że potrafię używać wszystkich słów, którymi posługuje się Lepper, a znam też kilka, które są mu całkiem obce. Zaręczam, że lepiej niż on radzę sobie w trakcie ulicznych demonstracji czy strajków" (Tygodnik Powszechny, 11 maja).
Była szansa
Zniknęła szansa, aby liderzy Sojuszu Lewicy Demokratycznej złotymi zgłoskami zapisali się w historii eksploracji kosmosu. A było tak: 1 maja przedstawiciele Marsjan - pewnie socjaldemokraci - przybyli do Poznania na pochód pierwszomajowy i oficjalnie zaprosili Leszka Millera, Krystynę Łybacką i Michała Tobera na Marsa. Zielone Ludziki z czółkami na głowach zaoferowały bezpłatny bilet w jedną stronę, a wcześniej przyśpieszony kurs gulgotania, który jest oficjalnym językiem na Marsie. Niestety, ochroniarze strzegący skarbu polskiego ludu, czyli działaczy SLD, okazali się okropnie niegościnni i pobili Marsjan (Gazeta Polska, 7 maja). I nie będzie polskiego wkładu w eksplorację kosmosu.