"Czy Polska wie, co robi?" - tak nas pyta niemiecka posłanka w wywiadzie dla jednej z polskich gazet. Choć od dawna śledzę polską politykę zagraniczną, to odpowiadam, że nie wiem. Dokładniej
mówiąc, nie wiem, jaką wizję polskiej obecności w świecie ma rząd Millera. Obawiam się, że żadnej. Że decyzje podejmowane są od przypadku do przypadku, pod presją wydarzeń. Jeszcze kilka kroków w tę
stronę, a były premier Miller zostanie "wicekrólem" Iraku.
Już symboliczny udział polskich żołnierzy w wyprawie przeciwko Saddamowi Husajnowi budził spore wątpliwości. Pytałem, czy nie wybieramy się z motyką na Bagdad? Jednak zwycięzców się nie
sądzi. Saddam został obalony szybciej, niż się spodziewano. Nikt z naszych nie zginął. Koszta były niewielkie, a potencjalne kontrakty gospodarcze są obiecujące. Początkujący gracz w polityce
światowej po takim nieco przypadkowym sukcesie powinien czym prędzej skasować zyski i wycofać się z gry.
Niestety, rząd Millera gra dalej. Co więcej - gra na nasz rachunek i za nasze (oraz amerykańskie) pieniądze. Polska będzie administrować jedną ze stref stabilizacyjnych. W Europie i w
Iraku mówią: okupacyjnych. Dzięki Millerowi Polska jest po raz pierwszy "okupantem" kraju, który jej nie zagraża. Polska, która ma interesy regionalne, zaangażowała się bardzo daleko od swych granic.
Rządowa telewizja podbija propagandowy bębenek, pokrywając polską flagą jedną trzecią terytorium państwa, którego mieszkańcy mogą się pochwalić trzy razy starszą od naszej kulturą. Postkomuniści nie
pamiętają, że jeszcze nie tak dawno temu na naszych ziemiach rysowano flagi z sierpem i młotem oraz swastyką. Liga Morska i Kolonialna w eseldowskim wydaniu. Obrzydliwość.
Podejmując tak brzemienną w potencjalne skutki decyzję, rząd Millera z nikim jej nie konsultował. Nie było debaty publicznej i parlamentarnej, nie było konsultacji z naszymi europejskimi
partnerami. Nic więc dziwnego, że jesteśmy zaniepokojeni. Nic dziwnego, że staliśmy się przedmiotem kpin ze strony niemieckiej prasy: "Byli grzeczni, więc teraz dostaną cukierka". I ostrzeżeń:
"Jeśli wysługujecie się Ameryce, to nie liczcie, że za nasze pieniądze uzdrowicie swoje rolnictwo".
Być może i tym razem fortuna nam będzie sprzyjać. Być może nasza "okupacja" zakończy się z korzyścią i dla Iraku, i dla nas. Być może nasi europejscy partnerzy przełkną nasze mocarstwowe
zapędy. Ale czy na "być może" można budować polską politykę zagraniczną? Retoryczne pytanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu