Modlitwa Pańska - oprócz jej pierwszych słów, czyli wzmianki o tym, że Bóg jest Ojcem naszym i że przebywa w niebie - jest zbiorem samych próśb. Żadnego w niej
aktu uwielbienia, żadnej adoracji. Same prośby. Modlitwa typowo błagalna.
Kiedy mówimy "Ojcze nasz", to warto się zastanowić: Czy nam nie wydaje się czasem, że On nie jest Ojcem muzułmanów, żydów, pogan, buddystów, świadków Jehowy, satanistów i wszystkich innowierców
oraz heretyków? Czasami przyłapuję się wręcz na pragnieniu, żeby był nawet Bogiem tylko "moim", nawet nie "naszym" w ramach tego samego Kościoła Jego Syna Jednorodzonego. Warto więc zaraz na
początku zastanowić się, czy On jest w moim osobistym życiu Bogiem "naszym", Bogiem dla wszystkich, dla całej ludzkości, a nie tylko "moim", dla mojego prywatnego dobra. Tak zwany
święty egoizm to wada wcale nierzadko spotykana również wśród ludzi prawdziwie wierzących.
Mówimy następnie o Bogu naszym, że jest "w niebie". Otóż właśnie. Ojciec Święty też niedawno mówił, że wiele ludzi żyje dziś tak, jakby Boga nie było na tym świecie, jakby Go nie było na
naszej człowieczej ziemi; jakby ta ziemia i mieszkający na niej ludzie wcale Go nie obchodzili. Bóg skazany na wygnanie do nieba. Czy nie zdarza mi się czasem nie tylko myśleć, ale i żyć
tak, jakby Bóg był tylko w niebie, jakby sfera Jego wpływów nie sięgała ziemi? Czy dla mnie nasz Bóg nie jest tylko w niebie?
"Święcić imię Boże" to znaczy rozsławiać, czynić znanym Boże imię. Trzeba by się natychmiast zastanowić, jak to rozsławianie Bożego imienia ma się do ludzkiej troski o utrwalenie naszych
nazwisk i życiowych osiągnięć tu, na ziemi.
Jakże wielu ludziom, zwłaszcza różnego rodzaju twórcom i osobom publicznym, zależy na tym, żeby było o nich głośno, żeby mówiono o ich dziełach; nawet niechby źle
mówiono, byle mówiono i pisano, bo najgorsze jest to, gdy milczą. Tak bardzo bywamy zajęci "święceniem" naszego imienia. I przez to zaniedbujemy się w święceniu imienia
Bożego. Dobrze tedy, że choć prosimy Boga, by pomógł nam święcić Jego imię.
A teraz zapytajmy, czy my jesteśmy tak do końca świadomi tego, o co prosimy, gdy mówimy: "przyjdź Królestwo Twoje". Jak się u nas walczy o zdobycie władzy? Dlaczego
tak duży procent ludzi garnie się do władzy?
Królestwo, o którego przyjście prosimy, ma być królestwem sprawiedliwości, miłości i prawdy. Czy na takim królestwie zależy naszym rodakom sprawującym władzę? To dobrze, że nasze
ludzkie systemy panowania chcemy zamienić na królestwo sprawiedliwości, miłości i prawdy. Ojcze nasz, niech przyjdzie Królestwo Twoje.
Prośba o wypełnianie się woli Bożej zakrawa na samobójstwo. Człowiek nie jest bowiem do niczego przywiązany tak bardzo, jak do własnej woli. Zrezygnować z wolnej woli albo być
pozbawionym możności z jej korzystania to znaczy prawie przestać być sobą. Po dzień dzisiejszy wielu osobom składającym trzy śluby życia konsekrowanego trudność największą sprawia - sami to
wyznają - ślub posłuszeństwa, traktowany z całą powagą, a polegający, jak wiadomo, na rezygnacji z własnego chcenia. Czegoż to ludzie nie dokonują, żeby tylko czynić wolę
własną, a nie innych ludzi czy nawet Boga samego... Dzieje się tak między innymi dlatego, że o czyniących wolę własną mówi się czasem z uznaniem, iż to ludzie, którzy
wiedzą, czego chcą, że na nich można polegać, że oni swojemu uporczywemu i skutecznemu chceniu zawdzięczają niejeden sukces. A jednak ludziom tym należy współczuć. Im chyba bardzo
trudno modlić się o to, żeby wola Boża działa się tak w niebie, jak i na ziemi.
Mówimy też: "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Ale przecież jest powiedziane gdzie indziej, że my mamy sami, w pocie własnego czoła, pracować na kawałek codziennego chleba.
Jakiż jest ten etos naszej pracy, zwłaszcza tej w większej zbiorowości ludzi pracujących: Czy wskutek naszego oszczędzania się ktoś inny nie musi podejmować podwójnego wysiłku? Czy w ciągu
dnia myśl o wielkości zapłaty za pracę nie dominuje nad troską o jakość oraz ilość wykonywanej pracy? Czy mimo zmiany systemów polityczno-gospodarczych nie tęsknimy za głośnym
w swoim czasie postulatem: Czy się stoi, czy się leży...?
Co my, lepiej lub dobrze się mający, czynimy, żeby każdy człowiek miał kawałek codziennego chleba? Kiedy więc proszę, mówiąc: "Chleba daj nam", nigdy nie powinienem myśleć tylko o sobie
samym. Mam się modlić o chleb dla innych. Czy i jak często mi się to zdarza? Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...
Najwięcej powodów do rachunku sumienia zawiera się w prośbie: "odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Przede wszystkim należy zauważyć, że tylko przy
tej jednej prośbie znajduje się jej uzasadnienie. To najbardziej rozbudowana prośba o odpuszczenie nam naszych przewinień. Poza tym, co jest jeszcze bardziej godne uwagi, to już nawet nie tyle
prośba, co raczej próba przekonania Pana Boga, że powinien nam przebaczyć.
Wszyscy wiemy, jak to jest z tym odpuszczaniem w życiu nie tylko jednostek, lecz także całych społeczności ludzkich. Stwierdzili już dawno historycy, że dotychczas nie było w dziejach
świata nawet jednego dnia, żeby gdzieś nie toczyła się jakaś wojna. Bo i my odpuszczamy... Tak próbujemy przekonać Boga. I to ma być modlitwa? To biedna mała ludzka próba oszukania
Pana Boga. Ciągle najwięcej mamy do zrobienia w związku z tą prośbą Modlitwy Pańskiej. Zabierzmy się czym prędzej do przebaczania. Tak jak to czyni obecny Ojciec Święty, który nie
tylko ustawicznie przebacza, lecz także prosi o przebaczenie. Bo i my odpuszczamy... Czy naprawdę odpuszczamy? Jak odpuszczamy? Czy nie okłamujemy samego Boga?
Z "wodzeniem nas na pokuszenie" trudność polega przede wszystkim na pogodzeniu się z myślą, że Bóg chciałby sprowadzać na nas pokusy. Chodzi raczej o prośbę, żeby Bóg nie dawał
pokusom zbyt łatwego dostępu do nas. Ale ileż razy my sami, całkiem świadomie i dobrowolnie, wystawiamy się na działanie pokus? I tak np. ktoś uzależniony od alkoholu nie dokłada
starań, by unikać towarzystwa zmuszającego go do napicia się razem. Nie unika miejsc, które wciągają go do swojego wnętrza. A ileż ludzi wypracowało już sobie tak naprawdę własną metodę walki
z pokusami do złego... To nie Pan Bóg wodzi nas na pokuszenie. To my sami dobrowolnie wystawiamy się na pokusy. Ciągle nie wystarcza nam sił na zwalczanie pokus. Ojcze nasz... nie dopuszczaj
do nas pokus do złego.
Bardzo uzasadniona jest ta ostatnia prośba Modlitwy Pańskiej: "zbaw nas ode złego". Dokładniej chodzi o wyzwolenie nas z więzów zła albo spod mocy Złego, który, po grzechu pierworodnym,
ciągle ma nad nami swoje niebłahe władztwo. Ale to wyzwolenie nas z mocy zła nie dokona się bez naszego udziału. Nawet Pan Bóg sam tego nie dokona. Jak więc współdziałam z Bogiem
w wydobywaniu się spod zła?
Wszystkie prośby Modlitwy Pańskiej są wypowiadane w liczbie mnogiej. W tym też zawiera się określone przesłanie: żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Nigdy, nawet na modlitwie,
a może przede wszystkim na modlitwie, nie powinno nam być obojętne to, co dzieje się z naszymi bliźnimi.
Zaproponowany w tych rozważaniach "inny" sposób odmawiania Modlitwy Pańskiej polega na uczynieniu z niej rachunku sumienia. Dobry rachunek sumienia kończy się mocnym postanowieniem
poprawy. Jest to swoiste, przynajmniej częściowe, uporządkowanie naszego wnętrza, co daje nam jakby większe prawo do kierowania ku Bogu naszych próśb, składających się na Modlitwę Pańską.
Pomóż w rozwoju naszego portalu