Reklama

Historie nieznane z archiwum IPN

Przeżyli własną śmierć

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z redaktorami publikacji „Księga świadectw. Skazani na karę śmierci w czasach stalinowskich i ich losy” - Krzysztofem Madejem, Janem Żarynem i Jackiem Żurkiem z Instytutu Pamięci Narodowej - rozmawia Jan Ośko

Jan Ośko: - Po lekturze „Księgi świadectw” trudno mówić o tym, że do Polski wraz z Armią Czerwoną przyszło wyzwolenie. Czym dla Polski był okres po 1945 r.?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jacek Żurek: - Była to nowa okupacja. Było to, oczywiście, także wyzwolenie spod okupacji niemieckiej zarówno dla narodu polskiego, jak i dla niedobitków narodu żydowskiego. Trudno wtedy mówić o wyzwoleniu dla narodu ukraińskiego czy litewskiego. Jest spore grono historyków uważających, że była to wojna domowa. Ze świadectw zawartych w książce wynika jednak co innego: była to walka z obcą okupacją. Komuniści wówczas mieli prawie zerowe poparcie w społeczeństwie polskim.

Krzysztof Madej: - Nie można mówić o wojnie domowej, ponieważ zakłada to pewną równorzędność stron. W Polsce po 1945 r. nie było równorzędności stron. Za jedną stała bowiem największa armia w ówczesnej Europie. To, co działo się w Polsce, nazwałbym pacyfikacją społeczeństwa, a wobec części społeczeństwa była to fizyczna eksterminacja.

- „Wyrok miał być wykonany natychmiast. Pluton egzekucyjny już czekał. Po odczytaniu wyroku - po rosyjsku - ustawili nas wszystkich w rzędzie” - jest to wspomnienie żołnierza AK, któremu cudem udało się przeżyć...

Jan Żaryn: - To wspomnienie Wiktora Dygasa. Niewątpliwie władza, która była instalowana, nie byłaby w stanie przeżyć nawet pięciu minut, gdyby nie czynnik zewnętrzny, czyli Związek Sowiecki. To widoczne jest nie tylko w naszej książce, ale także w wielu dokumentach sowieckich, w dokumentach NKWD. Sowieci pacyfikowali legalne struktury podziemnego państwa polskiego. Nie były to struktury bezosobowe, byli to konkretni ludzie. Pacyfikowana była cała klasa polityczna, centralna i lokalna, wszyscy, którzy nie zostali zniszczeni przez okupanta niemieckiego. Dylemat polega na tym, że obok nowej okupacji można było mówić także o wyzwoleniu. Nowa władza komunistyczna pozorowała normalność. Komuniści początkowo uciekali od terminologii ideologicznej. W pierwszych miesiącach zgodzili się na restaurację wybranych segmentów II Rzeczypospolitej, np. na wprowadzenie religii do szkół. Był to niejako symbol ciągłości przedwojennego państwa polskiego.

- Czy można powiedzieć, że była to taka łagodniejsza okupacja?

Jan Żaryn: - Nie. Nie była łagodniejsza dla polskiego państwa podziemnego, dla ludzi pragnących suwerennej Polski.

Krzysztof Madej: - Okupacja po 1945 r. nie miała na celu eksterminacji całego narodu. Jej celem była likwidacja jego elit.

- Ale podajecie Panowie w swojej pracy, że 6 mln osób było represjonowanych...

Jan Żaryn: - Tyle osób było represjonowanych prawdopodobnie w dłuższym okresie, w latach 1944-56. Te 6 mln ludzi podanych przez prof. Andrzeja Paczkowskiego - to są zarówno więźniowie, jak i osoby inwigilowane, a także osoby wyrzucone z pracy lub np. tacy, którzy nie wyrazili zgody na kolektywizację.

- Tylko w 1953 r. UB zapoznało się z 16 mln prywatnych listów.

Krzysztof Madej: - Czytanie korespondencji mogło prowadzić do dalszych działań. Jeśli np. przeczytano, że młodzi ludzie zajmują się historią Szarych Szeregów, to już ta lektura mogła prowadzić do założenia sprawy sądowej. Zależało to m.in. od tego, jak bardzo machina śledcza była rozpędzona, lub też od wytycznych politycznych dotyczących młodzieży.

Jacek Żurek: - Przypomnę tylko, że gdyby nie kontrola korespondencji w Związku Sowieckim, to nie powstałby Archipelag Gułag Aleksandra Sołżenicyna. Sołżenicyn trafił do łagru w ten sposób, że z frontu pisał listy do kolegi, a zawierały się w nich akcenty krytyczne.
Obecnie w IPN mamy oryginalne listy, które nigdy nie dotarły do adresatów. Oprócz tego, że listy kontrolowano, to także je konfiskowano.

Jan Żaryn: - Przy czym przejmowano także listy niezagrażające bezpieczeństwu żadnego państwa, nawet totalitarnego. Cała sfera życia człowieka, który został uznany za potencjalnego wroga, podlegała orwellowskiej inwigilacji. Lustrowano także życie prywatne. Widać to choćby przy czytaniu sprawy o kryptonimie „Alfa”, gdzie kontrolowano nawet pracowników Instytutu Zachodniego z Poznania mających cokolwiek wspólnego z organizacją „Ojczyzna”.

- Jednak najbardziej dotkliwa była działalność sądów, gdzie zapadały wyroki śmierci.

Jan Żaryn: - W książce, którą przygotował IPN, najważniejsze jest to, że ustaliliśmy, iż sądy powszechne, a przede wszystkim wojskowe sądy rejonowe, które działały w latach 1946-55, skazały na karę śmierci minimum 8080 osób. Skazywane one były z różnych przyczyn, nie zawsze były to przyczyny polityczne. Trudno jest ustalić jednoznacznie, ilu z tych skazańców trafiło na szafot z powodu działalności niepodległościowej. Obawiamy się, iż nigdy się tego nie dowiemy, ponieważ wielu działaczy niepodległościowych było skazywanych z artykułów, które dodatkowo miały zniszczyć ich moralnie w opinii publicznej - byli pomawiani o przestępstwa kryminalne, zarzucano im rabunki itp.
Z tych ponad 8 tys. orzeczeń kary śmierci połowa została wykonana.

- Przedstawiacie Panowie w swoim raporcie niezwykle sensacyjne historie ludzi, którzy uciekli z szafotu najpierw Niemcom, potem komunistom. Przeżyli gehennę, a jednocześnie mieli wielkie szczęście - udało im się ocalić życie.

Jacek Żurek: - W tych życiorysach widać wyraźnie kontynuację walki rozpoczętej w 1939 r., czyli w latach okupacji niemieckiej oraz pierwszej sowieckiej. Sztandarowym przykładem jest tutaj Stefan Ignaszak, który był żołnierzem Armii Krajowej, brał udział w rozpracowaniu słynnej niemieckiej broni V2, po czym, pracując w kontrwywiadzie Komendy Głównej AK, w komórce znanej pod kryptonimem „Lombard”, został aresztowany w 1945 r. Głównym zarzutem było to, że nie ujawnił swojej działalności po ogłoszeniu tzw. amnestii. Aresztowano go razem z żoną. Został skazany na karę śmierci de facto za walkę w czasie wojny przeciwko Niemcom. Na szczęście przeżył.

Krzysztof Madej: - Podobny w jakiejś mierze życiorys miał Włodzimierz Kołaczkiewicz. Nie zajmował tak eksponowanego stanowiska jak S. Ignaszak, był mieszkańcem Pińczowa, który uciekł Niemcom z robót; wstąpił do partyzantki, do Narodowych Sił Zbrojnych, był w Brygadzie Świętokrzyskiej. Po wojnie został aresztowany, mimo że nie zdążył podjąć żadnej działalności przeciwko komunistom. Zdążył za to przejść z oddziałem pieszym z Czech do kraju.

Jan Żaryn: - Przypadek Hermana Dąbrowskiego pokazuje szerzej ówczesną rzeczywistość. Zaczął on konspirować później, w 1948 r. Był członkiem Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” - organizacji, podobnie jak całe Polskie Stronnictwo Ludowe, działającej do pewnego momentu suwerennie. W 1947 r. struktury tej organizacji zostały przez komunistów ostatecznie zniszczone w ten sposób, że zostały - jak to wówczas nazywano - „zdemokratyzowane”. W efekcie straciły swoją tożsamość. Część młodych ludzi zeszła do podziemia, chcąc tam realizować politykę Mikołajczykowską. W 1948 r. powstała w podziemiu organizacja, która z czasem przybrała nazwę Polska Szturmówka Chłopska. Liczyła 500 osób. W 1952 r. znaczna ich część została aresztowana, m.in. jej pomysłodawca - Henryk Bąk skazany został na czterokrotną karę śmierci; Herman Dąbrowski także otrzymał karę śmierci. Obydwu ich ułaskawiono. Razem z nimi do więzienia trafił Stefan Pietrusiński, na którym wyrok śmierci wykonano. Różnica między nimi była taka, że Stefanowi Pietrusińskiemu udowodniono posiadanie broni.

- „Światło - Żyd z pochodzenia, mając pistolet w ręku, oświadczył mi, że jeżeli nie podam im swego miejsca zamieszkania, strzeli mi w łeb!” - wspomina Mieczysław Grygorcewicz. Kim byli oprawcy? Czy byli to ideowi komuniści, czy zwykli karierowicze? Czy byli to Rosjanie, Polacy, czy Żydzi?

Jan Żaryn: - To zależy od instytucji. Jeżeli chodzi o Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego i znajdujący się w nim departament śledczy, który zajmował się aresztowanymi „przestępcami”, to niewątpliwie na stanowiskach dowódczych, dyrektorskich, były często osoby pochodzenia żydowskiego. O tyle do nich należał głos decydujący, że oficerowie prowadzący poszczególne sprawy mieli obowiązek konsultować z nimi przebieg śledztwa. To dyrektorzy i naczelnicy decydowali, w którym kierunku szło śledztwo. Często wydawano bardzo drobiazgowe instrukcje, tzw. pytajniki, co do przebiegu śledztwa. Natomiast wykonawcy poleceń byli zazwyczaj pochodzenia polskiego. Zapisywali się oni w pewnym sensie najobrzydliwiej, to oni bili i wymuszali zeznania. Choć wśród nich także skład narodowościowy był różny, to, niestety, większość z nich to byli Polacy chłopskiego pochodzenia.

Krzysztof Madej: - Byli to często towarzysze broni, którzy razem walczyli w oddziałach partyzanckich w czasie wojny. Zdarzały się też takie przypadki, że cały oddział Gwardii Ludowej wstępował do UB i gnębił żołnierzy z Narodowych Sił Zbrojnych.

- Jak zachodziły na siebie relacje między NKWD a UB?

Jan Żaryn: - Wiadomo, że sam minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz był przeszkolony przez NKWD. Spośród dyrektorów MBP chodzących w polskich mundurach znaczna część funkcjonowała w strukturach NKWD; byli to Rosjanie z pochodzenia, niemający nic wspólnego z polskością. Osobną kategorię stanowili tzw. doradcy. Byli to Rosjanie występujący w mundurach sowieckich.

Jacek Żurek: - Doradcami byli obywatele sowieccy. Natomiast wśród dyrektorów MBP było sporo Rosjan, którzy mieli obywatelstwo polskie. Usytuowani byli oni na poziomie wojewódzkich organów bezpieczeństwa, a zdarzało się także, że na poziomie powiatów.

- Osoby, które bezpośrednio prowadziły przesłuchania, charakteryzowały się często niskim poziomem umysłowym, miały trudności z pisaniem i czytaniem.

Jacek Żurek: - Istniały całe schematy pytań, które zadawano, i kiedy nie otrzymywano odpowiedzi - bito. Bywało tak, że bite, zdesperowane ofiary pomagały przesłuchującym pisać protokoły.

Jan Żaryn: - We wspomnieniach Leszka Proroka znalazła się opowieść o tym, jak nieudolny oficer, notabene Żyd, nie potrafił spisać jego zeznań. Leszek Prorok zaproponował, że sam opisze swoje zeznania. Dostawał więc formularze i wypełniał je, a tamten w tym czasie spał.

- Życiorysy bohaterów zawarte w opracowaniu pokazują, że odwilż w 1956 r. nie przyniosła im spokojnego życia, nadal byli inwigilowani przez Służby Bezpieczeństwa.

Reklama

Jan Żaryn: - Nie wszyscy wyszli do 1956 r., część odzyskała wolność w roku 1957 czy 1958. Wiktor Wlazło wyszedł warunkowo dopiero 1962 r. Kolejną kwestią jest to, że byli oni w dalszym ciągu inwigilowani na różne sposoby. Jeszcze w latach 70., gdy powstawała opozycja niepodległościowa, oficerowie śledczy nadal interesowali się skazanymi na karę śmierci w czasach stalinowskich. Sprawdzali, czy nie są zaangażowani w działalność opozycyjną. Zawsze byli traktowani jako osoby podejrzane. Byli blokowani przy egzaminach na studia wyższe, nie mogli awansować w pracy, co było spowodowane interwencjami SB.

Krzysztof Madej: - Dla Służby Bezpieczeństwa w późniejszych latach rozpracowywanie podziemia z okresu początku PRL było materiałem instruktażowym i edukacyjnym. W szkole MSW w Legionowie pisano prace magisterskie i doktorskie oparte na aktach z tamtych lat. Budowano w ten sposób także swoistą tradycję resortu. Tworzono również tzw. charakterystyki organizacji, oddziałów zbrojnych, w końcu kwestionariusze osobowe żołnierzy i działaczy politycznych z lat 1939-56. To trwało do końca - do 1989 r.

- Cytujecie Panowie we wstępie swojej pracy Krzysztofa Kozłowskiego, byłego ministra spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który twierdził, że w PRL wszyscy byli uwikłani, że nie można oddzielić bohaterów od zdrajców. To opracowanie pokazuje, że jest między nimi wyraźna granica.

Jan Żaryn: - Misją historyka jest, aby nie pozostawał bezradny wobec zadania oddzielenia zła od dobra. Trudno jest dotrzeć do prawdy, zwłaszcza gdy ma się do czynienia z pokrętnym materiałem źródłowym, czasem z konkretną osobą, która niesie w sobie pierwiastki zła i dobra, bohaterstwa i słabości. Nie jest jednak prawdą, że nie można odróżnić kata od ofiary. Opinia min. Kozłowskiego zaciera odpowiedzialność za ludzkie czyny.

Krzysztof Madej: - Nie można zgodzić się z opinią min. Kozłowskiego. Widać to na przykładzie ludzi, którzy w czasie wojny byli w tych samych środowiskach, a w nowej rzeczywistości zachowywali się zupełnie inaczej. Jedni poszli na współpracę z komunistami i mogli żyć w miarę normalnie, inni, którzy tego nie zrobili, zapłacili za to życiem, zdrowiem czy rozpadem rodzin, stali się obywatelami niższej kategorii.

- A ich prześladowcy, poza nielicznymi wyjątkami, nie zostali ukarani.

Jacek Żurek: - Kary, które niektórzy otrzymali, są w zasadzie symboliczne. Świadczy o tym przykład Adama Humera, który jako jeden z nielicznych trafił na krótko do więzienia. Wydaje się, że on i kilku pozostałych to były kozły ofiarne. Wiadomo, że większość oprawców, tych, którzy bezpośrednio torturowali, czy tych zza biurka, nie poniosła kary. Co więcej - oprawcy, którzy żyją, twierdzą, że nie mogą ponosić żadnej kary, ponieważ działali zgodnie z obowiązującym wtedy prawem. Dokładnie tak samo argumentowali zbrodniarze hitlerowscy. W ten sposób bronił się np. Eichmann.

- Dziękuję za rozmowę, która niech będzie zachętą do sięgnięcia po „Księgę świadectw” ludzi usiłujących poprawnie myśleć i postępować w czasach stalinowskich.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ostatnie pożegnanie ks. Jana Kurconia

2024-04-18 17:04

Ks. Paweł Jędrzejski

Grób księdza Jana Kurconia

Grób księdza Jana Kurconia

Przeczów: W kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa odbyła się ceremonia pogrzebowa ks. Jana Kurconia. W ostatniej ziemskiej drodze zmarłemu kapłanowi towarzyszyło 35 kapłanów, delegacje OSP, a także reprezentanci kół łowieckich oraz wierni parafii.

Eucharystii pogrzebowej przewodniczył ks. Adam Łuźniak, wikariusz generalny metropolity wrocławskiego. We wstępie zaznaczył, że każdy człowiek posiada swoją historię życia i taką też miał zmarły ks. Jan Kurcoń, a ponieważ posługiwał i mieszkał przez wiele lat pośród wiernych w Przeczowie, to każdy miał jakąś część swojego życia związaną z historią życia ks. Kurconia. Homilię wygłosił ks. Piotr Oleksy, obecny proboszcz przeczowskiej parafii. Zaznaczył, że uroczystość pogrzebowa jest przejściem do życia wiecznego. Podkreślił też, że dom ks. Jana był zawsze otwarty dla ludzi, chętnie ich gościł, słuchał, interesował się ich życiem i dbał o życie sakramentalne parafian. - Dziś ks. Jan niesie nam przesłanie: “Obyś nigdy nie zgubił Jezusa - mówił ks. Oleksy, podkreślając, że zmarły kapłan był miłośnikiem przyrody, kochał las i dostrzegał obecność Boga w przyrodzie.

CZYTAJ DALEJ

Radio TOK FM odpowie finansowo za język nienawiści

2024-04-19 13:50

[ TEMATY ]

KRRiT

Tomasz Zajda/fotolia.com

Urząd skarbowy ściągnie z kont należącego do Agory radia Tok FM 88 tys. złotych. To kara, jaką na stację nałożył przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za używanie języka nienawiści.

Krajowa Rada ukarała Tok FM za sformułowania znieważające, poniżające i naruszające godność najważniejszych osób w państwie, w tym Prezydenta Rzeczypospolitej. KRRiT ukarała kwotą 80 tys. złotych tę samą rozgłośnię za pełne nienawiści wypowiedzi na temat podręcznika prof. Wojciecha Roszkowskiego „Historia i Teraźniejszość”. Pracownik stacji stwierdził na antenie, że książkę „czyta się jak podręcznik dla Hitlerjugend”. Autor tych słów pracuje obecnie w TVP info.

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie najemnikiem!

2024-04-19 22:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Archiwum bp Andrzeja Przybylskiego

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

21 Kwietnia 2024 r., czwarta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję