Żadna debata o bezrobociu nie poprawi sytuacji osób pozostających bez pracy - to prawda, ale też nie można milczeć, kiedy oczekujący na poparcie polityczne rząd Marka Belki nie ma pomysłu na utworzenie
nowych miejsc pracy. Spolegliwe media trąbią wszem i wobec o wzroście gospodarczym, ale jak dotąd nie przełożyło się to na obniżenie bezrobocia. Nadal co piąty dorosły Polak nie ma zatrudnienia. Stąd,
jak się wydaje, obecny wzrost PKB może okazać się tylko incydentalny, związany czy to ze zmianą kursu euro, czy też z większymi zakupami towarów przed wejściem do Unii. Jak się uważa, obecny wzrost gospodarczy
rozłoży na łopatki ogromna, spekulacyjna podwyżka paliw, wykalkulowana po to, aby już na starcie nowe państwa Unii pozbawić konkurencji. Obym się mylił.
O bezrobociu najlepiej wiedzą ci, którzy utracili pracę. Oni też mogliby dokładnie powiedzieć, dlaczego ich zakład padł, kto przyłożył do tego rękę, kto na tym zarobił, a kto stracił. Do ich słów
zabarwionych goryczą trzeba byłoby dodać jeszcze kilka czynników obiektywnych, takich jak: nadprodukcja wszelkich dóbr na świecie, dominacja wielkich firm, co nazywa się mądrze globalizacją, a także fakt
szybkiego rozwoju techniki, co wpływa na wzrost wydajności, a w efekcie powoduje nadwyżkę rąk do pracy.
Na pewno bezrobocie jest złem moralnym, powodującym nieobliczalne szkody. Bóg, stwarzając człowieka, powołał go do współpracy w dziele stworzenia. Stąd praca ma człowieka ubogacać i rozwijać. Od czasu,
gdy w XIX wieku pojawił się problem bezrobocia, głos na ten temat zabierał i Kościół. Papież Leon XIII w encyklice Rerum novarum (1891 r.) przypomniał ludzkie prawo do pracy, potrzebę godnego traktowania
robotnika, domagał się płacy rodzinnej tzn., takiej, „która by zapewniła utrzymanie pracownikowi i jego rodzinie”. Wszyscy kolejni papieże zabierali głos w tzw. kwestii społecznej. Jan Paweł II
pierwszą swoją encyklikę poświęcił właśnie pracy (Laborem exercens, 1981 r.). Papież-Polak ukazał pracę jako powołanie, współuczestniczenie w dziele stwórczym. Ojciec Święty określił bezrobocie jako
coś przeciwnego prawu do pracy, które posiada każdy człowiek. Przypomniał, że człowiek ma prawo nie tylko do pracy, ale i do godziwej płacy: takiej, która pozwala na godziwe życie, ale i zabezpiecza dobra
materialne rodziny. Wymienił także prawa do strajków, świadczeń społecznych, odpoczynku, ubezpieczeń zdrowotnych... I co ważne - Jan Paweł II wyraźnie napisał, że kwestia tworzenia miejsc pracy
spoczywa na pracodawcy pośrednim, czyli państwie, choć szukać jej powinien każdy pracownik.
Pamiętam, jak w poprzedniej kadencji Sejmu niektórzy posłowie SLD słusznie, aczkolwiek złośliwie, powoływali się na encyklikę Laborem exercens, aby wytknąć rządowi Jerzego Buzka, że przyjmuje w Sejmie
Papieża, ale nie realizuje jego nauczania. Próbowano w ten sposób obarczyć solidarnościowy rząd całkowitą odpowiedzialnością za polskie bezrobocie. W takim stylu szef SLD Leszek Miller na łamach Trybuny
w 2000 r. wypowiadał się, że problem bezrobocia urósł już do rangi racji stanu (było wtedy 12,5 proc. bezrobotnych). Tłumaczył słusznie, że wielkość bezrobocia jest barometrem kondycji gospodarki.
I chełpliwie dodawał: „Program walki z bezrobociem mamy już gotowy”. A Krzysztof Janik, jego zastępca, wtórował mu słowami: „To jest nasz priorytet”.
Przypominam o tym bez satysfakcji, ponieważ bezrobocie znacznie wzrosło od tamtego roku liczba bezrobotnych zwiększyła się o ponad milion osób, w tym - w wieku przedemerytalnym o ok. 250 tys.
Tymczasem w tzw. planie Jerzego Hausnera, wymyślonym przez rząd SLD i akceptowanym przez premiera Marka Belkę, niewiele mówi się o bezrobociu, co więcej - planuje się je zwiększyć. Taki będzie efekt
np. weryfikacji rent i emerytur. Nie wystarczą programy pilotażowe, tu należy uchwalić dobre prawo dla zwalczania bezrobocia. Szczególnie ważne jest prawo podatkowe, w tym obniżenie podatków obciążających
pracę. Przypomnę, że do każdego 1000 zł wypłacanego pracownikowi „na rękę” pracodawca musi dopłacić państwu 850 zł. Wiele przedsiębiorstw nie jest w stanie znieść takiego obciążenia. Z tego
powodu bardzo często zamykane są firmy, likwidowane miejsca pracy.
Oczywiście, nasza gospodarka z pewnością miałaby się lepiej, gdyby nie obłędne kierowanie się w okresie tzw. transformacji doktryną, że wszystko trzeba prywatyzować, czyli sprzedawać obcemu kapitałowi.
O wiele bardziej sprawiedliwą metodą byłoby upowszechnienie idei pracowniczej własności kapitału, czyli uchwalenie ustawy ułatwiającej nabywanie zakładu pracy przez pracowników. Można wspomnieć, że akcjonariat
pracowniczy w Stanach Zjednoczonych obejmował w 2000 r. 18 mln pracowników i dotyczył wszystkich sektorów gospodarki USA. Jak wykazują badania, przedsiębiorstwa z własnością pracowniczą są o 30 proc.
bardziej wydajne, także bardziej dochodowe niż podobne zakłady zorganizowane bez tej własności. Na liście 100 najlepszych firm amerykańskich - opracowanej przez pismo Fortune - znajduje się
47 firm z udziałem własności pracowniczej. Taki akcjonariat pracowniczy funkcjonuje od lat m.in. w Niemczech, Francji, Hiszpanii.
Ponad 3 miliony bezrobotnych Polaków przekonało się na sobie, że kapitalizm nie stał się cudownym lekarstwem na całą nędzę komunizmu, ale nadal są tacy, którzy w to wierzą. Ich wiara zapewne opiera
się na tym, że to właśnie oni są beneficjentami przemian. Jeżeli chcemy uratować polską gospodarkę, jeżeli chcemy zatrzymać kolejną falę emigracji najbardziej wartościowych Polaków, jeżeli chcemy być
w Unii Europejskiej liczącym się partnerem - to musimy mieć rząd, który problem bezrobocia uczyni najważniejszą sprawą do rozwiązania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu