Zgodnie z oczekiwaniami, pierwsze dni maja przyniosły podwyżki cen wielu artykułów pierwszej potrzeby. Niezgodnie natomiast z oczekiwaniami co bardziej naiwnych euroentuzjastów, szumnie zapowiadane obniżki
cen niektórych artykułów „jeszcze się nie zrealizowały”, gorzej - artykuły te również podrożały. Według komunikatu prasowego Narodowego Banku Polskiego - zgodnie z obawami -
wzrosły ceny ryżu, odzieży dla dzieci i wyrobów cukierniczych. Nieprzyjemnym zaskoczeniem było jednak to, że zdrożały też te produkty, które miały tanieć: zboże i makarony, masło i cytrusy. Prezes NBP
Leszek Balcerowicz mętnie tłumaczył te nieoczekiwane podwyżki „działaniem sił popytu i podaży”. Zboża, które miały być tańsze, zdrożały dlatego, że „korzystne efekty regulacji unijnych
ujawnią się dopiero od trzeciego kwartału”. Także jesienią odczujemy skutki dobrych zbiorów, „na jakie się zanosi”. Cytrusy z kolei podrożały dlatego, że maj to miesiąc „tradycyjnego
wzrostu ich cen”. Zniesienie ceł, które zawdzięczamy wejściu do Unii, będzie więc widoczne dopiero w „kolejnych miesiącach”. Niestety, Balcerowicz nie wyjaśnił, dlaczego „regulacje
unijne” spowodowały podwyżki cen w trybie natychmiastowym zamiast również z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Podwyżki cen mamy więc na pewno. Obniżki - przeciwnie, być może będą, ale pod warunkiem,
że będą właściwie działały „siły popytu i podaży”, nie wzrosną ceny paliw i energii, no i będzie urodzajny rok.
W okresie PRL-u podwyżki cen artykułów pierwszej potrzeby osładzano społeczeństwu zapewnieniami, że co prawda chleb zdrożał, ale staniały lokomotywy. W wydaniu europejskim to hasło można nieco zmodyfikować:
chleb co prawda zdrożał, ale lokomotywy (może) stanieją. W przyszłości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu