Lotnicy alianccy, którzy dokonywali zrzutów z bronią, lekami i żywnością dla powstańców w Warszawie, zapisali karty historii II wojny światowej szczególnym bohaterstwem. Startując z bazy w Brindisi w południowych Włoszech, mieli do pokonania ok. 2500 km, w 85 proc. nad terytorium wroga, a ich loty trwały od 10 do 12 godzin. Po wyrzuceniu zasobników nad płonącym miastem musieli wracać do bazy, bo Stalin nie pozwolił im lądować na terytorium sowieckim. Wielu nie wróciło z tych nocnych wypraw, wielu nigdy nie odnaleziono.
Na wojskowym Cmentarzu Rakowickim w Krakowie jest kwatera lotnicza, gdzie spoczywa 122 bohaterów - Anglików, Kanadyjczyków, Polaków, Południowoafrykańczyków, Szkotów, których samoloty zostały strącone nad Polską, w tym - nad Warszawą. Jeden z nich, pod dowództwem G. D. MacRae’go, wystartował z Brindisi w dużej grupie 28 maszyn 13 sierpnia 1944 r. wieczorem. Załoga wykonała swe zadanie, ale ugodzony pociskami niemieckiej artylerii samolot rozbił się po praskiej stronie Wisły, w parku Paderewskiego. Zginęli wszyscy: MacRae, R. H. C. Scott, P. G. Coutts, J. E. Porter, A. Sharpe, H. V. McLanachan. Wszyscy... z wyjątkiem sierżanta Henry’ego Lloyda Lyne’a...
4 sierpnia 2004 r. Henry L. Lyne przybył do Krakowa, aby odwiedzić groby swej poległej załogi; wraz z nim przyjechało dwóch innych lotników uczestniczących w akcjach pomocy dla Powstania: Szkot David Lambert i Amerykanin Robert Hastie, ale siłą rzeczy uwaga zebranych podczas uroczystości skupiła się na postaci Lyne’a, po wojnie farmera w Kornwalii. Wtedy, nocą 14 sierpnia 1944 r., przeżył cudem... Na kilka sekund przed roztrzaskaniem się maszyny otrzymał rozkaz przejścia ze swego stanowiska strzeleckiego na inne i to go uratowało. Nie wie, jak to się stało, że wypadł z samolotu. Gdy się ocknął z omdlenia, stwierdził, że leży w wodzie parkowego stawu, z głową opartą o wysepkę... Zaczął wzywać pomocy. Odnaleźli go żołnierze niemieccy, przekazali do szpitala i przeżył. Do dziś cieszy się dobrym zdrowiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu