Ciąg dalszy
Wmawiano nam, że wybory parlamentarne jesienią są dobre dlatego, że jak się je połączy z prezydenckimi, to będzie taniej. Już liczyliśmy zaoszczędzone pieniądze, a tu figa. Teraz okazało się, że publiczne pieniądze nie grają żadnej roli i wybory odbędą się jednak oddzielnie (Gazeta Wyborcza, 19 maja). Czyli - robienia w konia ciąg dalszy.
Wróci? Nie wróci?
Na marne poszły nasze łzy. Istnieje jednak możliwość, że Andrzej Celiński z SdPl wróci do komisji śledczej ds. afery Orlenu. Celiński postawił jeden warunek, że odwoła chęć rezygnacji, jeżeli komisja odwoła swoją decyzję odwołującą go z przesłuchania jednego świadka (Gazeta Wyborcza, 18 maja). Wiadomość ta nie ma specjalnego znaczenia, bo na cud w komisji liczyć nie możemy, za to na kolejne zadymy z udziałem Celińskiego jak najbardziej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Swoja sprawiedliwość
Sejmowa speckomisja chciała, aby swój wkład w wyjaśnienie afery orlenowskiej włożył minister sprawiedliwości, no i dostała za swoje. Minister przyszedł i powiedział, że nie powie nic, bo mu ustawa nie pozwala, za to krzyczeć - owszem - może, bo akurat ustawa zezwala - jak się domyślamy, chodzi o wolność słowa. Minister ponoć urządził karczemną awanturę i sobie poszedł, by dalej strzec sprawiedliwości w Polsce. Swojej sprawiedliwości.
Pora zejść
Reklama
Grunt się usuwa SLD spod nóg. Jeszcze rano 18 maja Józef Oleksy miał nadzieję, że Włodzimierz Cimoszewicz wystartuje w wyborach prezydenckich i będzie ostatnią deską ratunku dla partii. Po południu nadzieje prysły niczym bańka mydlana, bo Cimoszewicz oświadczył, że nie wystartuje (Rzeczpospolita, 19 maja). Co zostało Sojuszowi? Chyba trzeba będzie wziąć zabawki i pójść do domu. A wcześniej wyprowadzić sztandar, oczywiście.
Desperados
Ale postkomunistyczna lewica ma plan awaryjny, co prawda z rodzaju desperados, ale zawsze. Wystawi w szranki wyborcze albo Jerzego Szmajdzińskiego, albo Adama Gierka, albo Longina Pastusiaka. Przepowiadamy: pojedynczo będą grali w szóstej lidze prezydenckiej razem z Władysławem Frasyniukiem. Gdyby wystawić ich razem, mogliby uzbierać jakieś dwa i pół procent.
Namiotowy problem
Po szczycie Rady Europy, o którym wszyscy już zapomnieli, pozostał nam monumentalny namiot, który zakupiono za prawie 3 mln zł. Teraz nie wiadomo, co z nim zrobić. Najtęższe umysły w państwie zachodzą w głowę i okazuje się, że pieniądze publiczne wyrzucono w błoto, a ściślej mówiąc - w namiot.