Zamieszki tłumiło blisko 10 tys. policjantów. Powołano 1,5 tys. rezerwistów. Na razie, zdaniem premiera Dominique de Villepina, nie było potrzeby włączania do akcji armii. Aresztowano 1200 osób. Ponad połowa z nich nie miała ukończonych 18 lat, ale zatrzymano też 11-letniego chłopca, który rzucał butelki z benzyną. Wprowadzono szybką ścieżkę rozpraw sądowych.
Villepin uważa, że zorganizowane grupy kryminalistów są wspierane przez młodzież, która traktuje rozruchy jak zabawę, gdzie jeden stara się prześcignąć drugiego. Nie wykluczył, że w podżeganie do zamieszek włączeni są radykalni duchowni islamscy. Premier przyjął rodziców i krewnych nastolatków tragicznie zmarłych w Clichy-sous-Bois.
Francja wrzała: spotkania ministrów, wystąpienia w Zgromadzeniu Narodowym, odgrzanie prawa o stanie wyjątkowym z 1955 r. Szefowie lokalnej administracji mogli wprowadzać godzinę policyjną i zakazy ułatwiające przywrócenie porządku publicznego. Kilka miast z tego prawa skorzystało. 75 proc. Francuzów poparło wprowadzenie stanu wojennego.
Rządy kilkunastu państw (Austria, Australia, Holandia, Niemcy, Węgry, Wielka Brytania, Rosja, Japonia, Dania, Słowacja, Czechy i USA) ostrzegły swoich obywateli przed odwiedzaniem niebezpiecznych dzielnic francuskich miast. Zaapelowały, by wybierając miejsce parkowania samochodu lub autobusu, kierować się wyjątkową roztropnością. Zalecano nawet, by zatrzymywać się na postojach przy autostradach. Nie wzywano natomiast do zaniechania wyjazdów do Francji. Turyści niepokoili się, czy miejsca, w których się zatrzymają, są zlokalizowane w bezpiecznych dzielnicach.
Ocenia się, że ucierpi francuski przemysł turystyczny, choć główne symbole: wieża Eiffla, Luwr i Wersal nie są zagrożone. Kamieniami obrzucono pociąg na linii Paryż - lotnisko de Gaulle’a. Pisze się o pogorszeniu pieczołowicie kreowanego wizerunku turystycznego Francji. Branża ta przynosi 7 proc. dochodu narodowego brutto. Bezpośrednio lub pośrednio znajduje w niej pracę ponad 2 mln ludzi. W ubiegłym roku nad Sekwanę przyjechało 75 mln gości. Minister Léon Bertrand zauważył, że prasa światowa pisze tak, jakby Francja była skąpana w ogniu i krwi, a tak przecież nie jest. Niektóre gazety dawały tytuły: Wojna domowa, Płonący Paryż.
Pomóż w rozwoju naszego portalu