Jeszcze do niedawna termin „inteligencja” pojawiał się często w dyskusjach na temat państwa, historii, przemian politycznych. Ujmował, w zależności od kontekstu, albo ogół ludzi z wyższym wykształceniem, albo tylko przedstawicieli środowisk opiniotwórczych - z racji ich dostępu do mediów - albo szerokie kręgi społeczeństwa opozycyjnie nastawione wobec władz komunistycznych i dające w tej sprawie czytelne świadectwo swym codziennym zaangażowaniem. W ostatnich kilkunastu latach nikt już prawie na inteligencję się nie powołuje ani o niej nie rozprawia, z wyjątkiem przypadków ewidentnych nadużyć tego terminu, gdy na przykład uzurpatorsko uznaje się poprawne politycznie partie i ich medialne zaplecze (UW, ostatnio PO) za polityczne ucieleśnienie polskiej inteligencji, gdy mówi się - nieprecyzyjnie i ogólnikowo - że „inteligencja zdradziła” (w domyśle - „zdradziła naród”) czy ostatnio, gdy krzyk medialny podniósł się w obronie zagrożonej rzekomo przez politykę podatkową PiS warstwy „twórców i artystów”, czyli „samego kwiatu polskiej inteligencji”. Prof. Bogusław Dopart, prowadzący na UJ Katedrę Historii Literatury Oświeceniowej i Romantycznej, w interesującym wywiadzie w Gazecie Polskiej - wielkie brawa za znakomite odrodzenie się tego pisma po zmianie redaktora naczelnego! - porządkuje terminologię i wyjaśnia, co się działo z inteligencją polską w ostatnich dziesięcioleciach. Ten tekst - zwięzły, precyzyjny w każdym słowie wykład współczesnej historii społecznej - powinien stać się jak najszerzej znany w Polsce, pokazuje bowiem, jak mity pojęciowe, niechlujstwo myślowe i językowe służą propagandowym kliszom. Jak „inżynieria mentalna”, sprawnie i bez oporu ze strony opinii publicznej, nadużywa terminologii zarezerwowanej dla historii.
Prof. Dopart jest zdania, że „terminu «polska inteligencja» używać można dziś tylko w znaczeniu historycznym. Ostatnią pokoleniową formacją inteligencką było tzw. pokolenie wojenne. Roczniki urodzone ok. 1920 r. Były one prowadzone przez całe młode życie w niepodległej Polsce według specjalnie skonstruowanego programu wychowania państwowego. Pokolenie to sprawdziło się w sytuacji wojny. Stworzyło wielkie dzieła literatury, filozofii, sztuki. Wreszcie wydało Papieża. Po wojnie to pokolenie, w dużym stopniu młodzież akowska, stało się ofiarą inwazji totalitarnej ze Wschodu. Pamiętajmy, że w jej wyniku okres zagłady narodowej trwał mniej więcej do 1956 roku”. I od tego czasu zaczyna się zamieszanie wokół terminu „inteligencja” oraz próby zastąpienia tej faktycznej elity Polaków przez grupy będące w znacznej mierze produktem systemu komunistycznego. Prof. Dopart wyjaśnia, że PRL zastąpił inteligencję, którą wyniszczał i eliminował - także fizycznie - biurokracją partyjno-państwową („partokracją”). „Oprócz niej system wytwarzał też liczne rzesze najemnych pracowników umysłowych z awansu społecznego. Połączenie partokracji z owymi pracownikami nazwano inteligencją pracującą”. Ta grupa społeczna „nie miała nic wspólnego ze znanym nam z historii inteligenckim zespołem wartości. W polskich warunkach był on nierozerwalną syntezą tradycji romantycznej i pozytywistycznej. A więc ojczyzna, ale i cywilizacja. Wykształcenie, ale i praca. Racjonalność, ale i idealizm moralny. Aktywność twórcza, ale i służba społeczna”. Inteligencja polska wykrystalizowana w drugiej poł. XIX wieku, stale zasilana przez faktyczne ówczesne elity ziemiańskie, nie zamykała się w swoim kręgu - polską świadomość narodową budziła i pielęgnowała wśród chłopów i robotników. Prowadziła walkę o niepodległość i rekonstrukcję państwa po 1918 r. Była „nośnikiem pamięci, tożsamości, odpowiedzialności za dobro wspólne, ład społeczny, a także kreatywność cywilizacyjną”. Losy powojenne ludzi przynależących do tej szerokiej elity polskiego państwa powinny być zebrane, opisane i omawiane, stanowiłyby bowiem najbardziej przejrzysty podręcznik współczesnej historii, ujawniłyby, do dziś nieprzedstawione do końca, zamysły kreatorów nowego ładu społecznego. Nie jest jednak prawdą, że po inteligencji polskiej nie został ślad. Ludzi już nie było, „zostały inteligenckie tradycje - mówi prof. Dopart - przekaz rodzinny, dorobek edukacyjny, kulturalny, religijny. W czasach PRL nieustannie próbował on wydostać się na powierzchnię życia zbiorowego”. Pytanie, co dalej z tą tradycją, w jaki sposób odradzająca się Polska poradzi sobie z manipulowaniem nią, w jaki sposób nawiążą do niej środowiska i ludzie rozumiejący ją, ceniący, wyposażeni w umiejętność i chęć pełnienia bezinteresownej służby społecznej, niepozbawieni przy tym daru samokrytyki, pewnej szlachetnej skromności, niepopadający w pychę - zawsze tak umiejętnie rozbudzaną przez komunistów i ich następców - nieoczekujący zaszczytów i stanowisk. Warunkiem pozostaje, zdaniem krakowskiego uczonego, „głębokie przemyślenie winy, zła komunistycznego”, odrodzenie prawdziwej humanistyki na wyższych uczelniach, aż do dziś poddanych politycznemu, ideologicznemu nadzorowi ze strony układu okrągłostołowego, umiejętność odróżnienia pozytywnych tendencji społecznych od socjotechniki wykorzystywanej wszędzie tam, gdzie ma szanse narodzić się świadomość zbiorowa. „Neointeligencja”, której oddziaływanie w Polsce jest oczekiwane przez wielu z nas, która „obejmowałaby spuściznę inteligenckości”, miałaby dziś większe możliwości wpływania na procesy cywilizacyjne i polityczne. Nowa władza powinna do takich ludzi dotrzeć. Rolę nie do przecenienia mogłyby tu odegrać potrafiące działać niezależnie, twórczo i skutecznie media.
Wywiad z prof. Bogusławem Dopartem: Gazeta Polska, 21 czerwca 2006 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu