Jestem osobą samotną i bardzo schorowaną. Nie potrafię się cieszyć nawet świętami, a może i bardziej niż w codzienności ogarnia mnie wtedy smutek i żal wobec życia, ludzi, a nawet Pana Boga. A najbardziej denerwują mnie wtedy tanie pocieszenia innych ludzi, że wszystko będzie dobrze, że trzeba się cieszyć życiem. Ja nie mam powodów do radości. Jestem sama, ciągle na coś choruję, do tego z miesiąca na miesiąc jest mi trudniej zdobyć środki do życia. Kiedy myślę o przyszłości, również nie mogę znaleźć żadnych powodów do radości. Czy grzeszę, gdy w takiej sytuacji nie potrafię się śmiać, cieszyć, radować?
Barbara
Są różne rodzaje radości i różny sposób ich wyrażania. Może być radość sztuczna, „na dopalaczach”, taka, gdy ktoś szuka środków, dzięki którym zapomni o swoich problemach i przynajmniej przez chwilę się pośmieje. Niektórzy do tego celu używają alkoholu, narkotyków, pornografii, korzystają z wyszukanych rozrywek. To, że kwitnie dziś przemysł rozrywkowy, może być dowodem, że coraz bardziej chcemy się rozerwać, czyli trochę uciec od smutków swojego życia. Zdrowa rozrywka nie ma w sobie nic złego. Gorzej, gdy jest grzeszna i gdy jest niedojrzałym sposobem ucieczki od problemów. Sztuczna rozrywka to właśnie ucieczka i dlatego daje poczucie radości, gdy działają „dopalacze”. Gdy one przestają działać, smutek wraca często z jeszcze większą siłą. Nie polecałbym więc nikomu sztucznego szukania radości.
Jest też radość naturalna, radość z życia, z piękna przyrody, z zachwytu nad innymi ludźmi. Żeby wyzwolić w sobie taką radość, człowiek musi zmienić filozofię życia. Musi przestać koncentrować się na swoich brakach i zacząć dziękować Bogu za to, co ma, nawet jeśli mu się wydaje, że ma naprawdę niewiele. Kiedy człowiek zaczyna dziękować, nagle zauważa, że jest obdarowany, że mimo nie najlepszego zdrowia, potrafi coś zrobić również dla innych, że mimo braku pieniędzy potrafi służyć drugim swoim czasem, dobrą radą, obecnością.
Nie ma nic gorszego, jak dać się uwikłać w filozofię braku. Wtedy nigdy nie będziemy szczęśliwi, bo w pewnym sensie wszyscy jesteśmy trochę „wybrakowani”, coś w nas szwankuje, czegoś moglibyśmy mieć więcej. Najczęściej naszym problemem jest to, czego nie mamy, a nie potrafimy ucieszyć się tym, co już dzieje się w naszym życiu. Czasem jest tego rzeczywiście niedużo, ale może to być początek odkrywania radości życia. Zgadzam się, że radość naturalna jest możliwa zwłaszcza wtedy, gdy sprawy biegną w miarę dobrze. Do takiej radości zdolny jest każdy człowiek i nie potrzeba do niej łaski wiary. Jest jeszcze radość doskonała, czyli taka, gdy nawet w największych ciemnościach człowiek ufa i potrafi cieszyć się z prób, jakim jest poddawany. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby w takich chwilach pękać ze śmiechu, żeby widząc cierpienie, śmiać się od ucha do ucha i udawać, że wszystko jest w porządku. Radość doskonała to wiara w to, że każda sytuacja jest po coś, a ufne jej przeżywanie otwiera nam drogę do szczęścia wiecznego. Do takiej radości trzeba już wiary!
Odwiedziłem ostatnio studenta, który umierał na raka. Lekarze odesłali go już do domu, bo medycyna nie miała żadnych możliwości pomocy. Siedliśmy razem i zaczęliśmy rozmawiać o tym, że są dwa wyjścia z tej sytuacji: modlić się żarliwie o uzdrowienie - i to będzie super radosne wyjście - lub też zacząć się przygotowywać do śmierci, wierząc w zbawienie wieczne - i to również jest rozwiązanie optymistyczne. Dla człowieka wierzącego zawsze istnieje optymistyczne rozwiązanie problemów.
Nie ma więc co szukać sztucznej radości, można czasem żyć radością naturalną, zauważać i dziękować za to, co się ma. Ale ostatecznie zostaje nam radość doskonała, czyli taka, która płynie z wiary, że wszystko jest po coś, a dzięki wytrwaniu w wierze, wszystko zakończy się radością nieba. Nie odpowiadam więc wprost na pytanie, czy smutek jest grzechem, bo nie chcę, żebyś znalazła jeszcze jeden powód do smucenia się. Chcę podpowiedzieć tylko, że jest dużo sposobów odzyskania radości, której bardzo Ci życzę, modląc się za Ciebie w blasku betlejemskiego żłóbka.
Na listy odpowiada ks. dr Andrzej Przybylski, duszpasterz akademicki z Częstochowy. Zachęcamy naszych Czytelników do dzielenia się wątpliwościami i pytaniami dotyczącymi wiary. Na niektóre z nich postaramy się znaleźć odpowiedź. Można napisać w każdej sprawie:
Pomóż w rozwoju naszego portalu