Reklama

Lenin poszedł z dymem

Jeszcze kilka lat temu nie zanosiło się na to, że na Otrycie wciąż będzie stać legendarna Chata Socjologów. Spłonęła cała, aż do fundamentów. Potrzeba było determinacji grupy młodych ludzi z Warszawy, którzy w Bieszczadach, z dala od cywilizacji, szukają ciszy, spokoju i azylu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gospodarz chaty ciszy i spokoju ma jednak czasem aż za wiele. Szczególnie zimą, wtedy każdy przechodzący tędy człowiek to skarb. Szczególnie pusto bywa w listopadzie i na początku roku, zaraz po sylwestrze. W ubiegłym roku w styczniu gospodarz Piotr Pokojski był tu zupełnie sam przez trzy tygodnie. - Dopiero w lutym wpadli jacyś zapaleńcy i zostali kilka dni - opowiada.
Gdy spadnie porządny śnieg, trudno wyjść na dwór. Musi wystarczyć widok. Roztacza się na Połoninę Wetlińską. - Przy dobrej pogodzie widać kibelek od Chatki Puchatka - pokazuje Pokojski ledwie widoczny fragment sąsiedniego schroniska.
Okolica jest niesamowita, ale nic dziwnego: Otryt to północna, najbardziej dzika część najbardziej dzikich polskich gór, wciąż broniąca się przed cywilizacją. Żeby tu trafić, trzeba odbyć marsz pod górę od szosy z Dwernika. Łatwym szlakiem można wejść w godzinę. Ale turyści wolą nieodległe połoniny porośnięte trawą (a nie drzewami), zapewniające rozległe widoki. Nawet kosztem ciszy i spokoju. Idąc przez Otryt, łatwiej spotkać dzikiego zwierza niż człowieka.

Ocalał komin

Chatka spłonęła w styczniu 2003 r., tuż przed 30. rocznicą powstania. - Symbolicznie - mówiono. Z drewnianego budynku ocalał tylko komin. Tuż po pożarze członkowie Klubu Otryckiego - właściciela chaty, stowarzyszenia, które samo się odrodziło przed kilkoma laty - podjęli decyzję o odbudowie, ale życie weryfikuje takie postanowienia. Tym razem było inaczej.
- Trzeba było chatkę odbudować. Mieliśmy świadomość, że to miejsce magiczne - mówi Michał Aleksandrowicz z władz Klubu. Dla niego chatka jest szczególnie ważna. Tu poznał kilka lat temu swoją żonę. - Często tu się to zdarza. Znam kilka małżeństw, które tu się poznały. Z Warszawy wyjeżdżali osobno, stąd wracali razem.
Poszukali sponsorów, sięgnęli po zaskórniaki, zakasali rękawy. Tadeusz A. Olszański, stary Otrytczyk i kronikarz Chatki, nie bez satysfakcji odnotował najpierw, że prace przygotowawcze do odbudowy trwają, a wkrótce potem, że już są zaawansowane.
Dziś Chata stoi, a do tego jest dużo większa niż jej poprzedniczka. Ale wciąż jest w budowie, o czym zawiadamia tabliczka znajdująca się na zejściu ze szlaku na polanę. Teraz to kwestia wyposażenia wnętrza, obicia części ścian. - Zawsze można coś poprawić, dodać, uzupełnić. Wbicie swojego gwoździa to także sposób na bycie w chatce - przypuszcza Igor Czajka, do niedawna prezes Klubu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Rodem z Marksa

Tłumów na polanie otryckiej nigdy nie było. Kiedyś stały tu chaty bojkowskie. Po wojnie przez kilka lat teren znajdował się w granicach ZSRR, a w jednej z chałup działał posterunek sowieckiej straży. Gdy w latach 50. okolica wróciła do Polski, nikt nie chciał się tu osiedlać. Dopiero Chatka zmieniła nieco okolicę.
Hasło budowy schroniska rzucił na początku lat 70. Henryk Kliszko, socjolog (zbieżność nazwisk z partyjnym dygnitarzem przypadkowa). „Miała stać się domem pracy twórczej, ośrodkiem swobodnej dyskusji oraz miejscem pracy fizycznej. Ta ostatnia była otaczana swoistym kultem, trochę rodem z Marksa, trochę z inteligenckiego kultu robotnika. Środowisko otryckie było autentycznie lewicowe, bardziej niż ówczesne komunistyczne elity władzy, które zastąpiły ideowość cynicznym pragmatyzmem” - możemy przeczytać w „Almanachu karpackim”.
- Większość pierwszych otrytczyków była marksistami, ale nie komunistami, a już na pewno nie karierowiczami. To inni pięli się po szczeblach PRL-owskiej kariery. Otryt zawsze w ten lub inny sposób kontestował oficjalną ideologię - twierdzi Tadeusz A. Olszański.
Przygodny turysta, który trafił do Chaty w połowie lat 70., robił wielkie oczy na widok popiersia Lenina stojącego w sali kominkowej, największej izbie Chaty. Choć Lenin był serio, a nie dla zabawy, partyjni dygnitarze grzmieli, że na Otrycie głosi się treści daleko odbiegające od głównego nurtu marksizmu.
Bardziej liberalni działacze przekonywali, że lepiej, by młodzież zbierała się na Otrycie i chodziła po górach, niż angażowała się w działalność wywrotową. Tak czy siak, nasyłano tu tajniaków, którzy pilnowali, żeby w chatce trzymano się socjalizmu. - Gdy kiedyś przyuważono dwóch gości, którzy przeglądali plecaki, chciano im sprawić łomot. Ci wyciągnęli wtedy legitymacje SB - opowiada Michał Aleksandrowicz.

Reklama

Profesor ściąga jesienią

Dziś ludzie z Klubu Otryckiego, również z jego dawnych czasów, mówią, że dyskutowano tu o socjalizmie, ale łączyła przede wszystkim fascynacja Bieszczadami i chęć ukrycia się przed zgiełkiem wielkiego miasta. Z czasem dyskusje przeniosły się do stolicy, a do Chaty jeździło się, po to, żeby pooddychać świeżym powietrzem.
Liderem gadających był Henryk Kliszko. To z jego inicjatywy umieszczono przy Chatce czerwoną flagę, która powiewała tam w końcu lat 70. To przesądziło o przypięciu okolicy łatki ośrodka czerwonych, choć w dyskusjach brały tu udział także tuzy opozycji antykomunistycznej, m.in. Jadwiga Staniszkis i Ludwik Dorn.
Wszystko zmieniło się w 1980 r. - Otrytczycy podzielili się. Część zaangażowała się w działalność w Solidarności, część w jej zwalczanie. W każdym razie z wypiekami na twarzy rozmawiali o zmianach w kraju - mówi Igor Czajka, który wie o tym z opowieści starszych kolegów. Dyskusji o socjalizmie już nie było. „To se ne vrati” - mówili otrytczycy zarażeni odnową komunizującym kolegom.
Dziś socjologowie przyjeżdżają rzadko. Regularnie wpada chyba tylko założyciel Chatki - Henryk Kliszko, dziś wykładowca uniwersytecki. Co roku przywozi tu współpracowników i studentów. - Czytają referaty, dyskutują. Przenoszą nieco atmosfery z dawnych lat - mówi Piotr Pokojski.
Ale tylko nieco. Na co dzień Chatka jest górskim schroniskiem, choć jak mówią turyści, klimatycznym. Warunki są spartańskie. Jedzenie trzeba przynieść ze sobą, nie ma prądu ani bieżącej wody (do ujęcia jest dobre 100 metrów). Drzewo na opał też trzeba czasem samemu porąbać. - Ludzie oczekują teraz lepszych warunków, dlatego poza kilkoma weekendami w roku tłoku nie ma - mówi Radosław Kowalski, prezes Klubu.

Reklama

Rządzą trzydziestokilkulatkowie

Na pogorzelisku w 2003 r. można było znaleźć niedopalone fragmenty „Dzieł” Lenina, pozostałość po starych czasach. Dziś lokatorzy Chatki w początkach XXI wieku mają inne problemy, ale też szukają tego, co ich starsi koledzy, dinozaury sprzed 35 lat - azylu, spokoju i wspólnoty.
Azyl i spokój znalazł tu Piotr Pokojski. Twierdzi, że samotność da się pokonać. Szczególnie, gdy ma się trochę rozkołatane nerwy. - To kwestia przyzwyczajenia - mówi. On, z wykształcenia geograf, potrafi być samotnikiem. Mieszkał już w Szwecji, z dala od ludzi i hodował psy husky. Chce zbudować w Bieszczadach swój dom.
Klubem Otryckim rządzą trzydziestokilkulatkowie, na ogół absolwenci Uniwersytetu Warszawskiego, którzy w większości z socjologią nie mają wiele wspólnego. Prezes Radosław Kowalski jest technologiem w warszawskiej drukarni. Marcin Ząbek, poprzedni prezes, jest oficerem wojska. Jego poprzednik, Igor Czajka (choć z wykształcenia socjolog), to specjalista od internetu. Michał Aleksandrowicz (socjolog) jest menedżerem w firmie PR.
Szanują i cenią romantyczną tradycję Otrytu, ale bardziej interesuje ich już coś innego. W 2004 r. np. zorganizowali prareferendum europejskie, żeby stwierdzić, co bywalcy Otrytu myślą o wejściu Polski do Unii Europejskiej. W długi majowy weekend odbywa się 1. happening w stylu Pomarańczowej Alternatywy, a potem pokazy filmowe. Włączany jest agregat, w użyciu jest rzutnik i laptop. Oglądali m.in. polskie filmy z międzywojnia i rosyjski serial „Mistrz i Małgorzata”.

Historia się spaliła

Przy większych imprezach i spotkaniach (w sylwestra, Wielkanoc, weekend majowy) ściągają tu większość z kilkudziesięciu członków stowarzyszenia. - Obecność nie jest obowiązkowa. Obowiązkiem jest natomiast obecność w końcu września na pieczeniu barana, zamkniętej imprezie w roku, która kończy sezon - mówi prezes Radosław Kowalski.
W tym roku obecność była obowiązkowa z powodu jubileuszu Chatki. - 35-lecie Chaty jest dla nas wielką sprawą, przecież jeszcze pięć lat temu prawie nikt nie wierzył, że wciąż będzie stała na Otrycie - mówi prezes Kowalski.
Jednak sezon w Klubie Otryckim trwa cały rok, tyle że nie w Bieszczadach a w Warszawie. Raz na tydzień spotykają się w stołecznych kawiarniach. Są rozmowy i wspomnienia z Chaty i z Bieszczadów, czasem pokazy zdjęć i przeźroczy. I plany na kolejny sezon i kolejne lata.
Dziś Chata jest ta sama, ale nie taka sama. Jest większa, ma teraz sypialnię dla VIP-ów i klubową. Największa jest sala kominkowa, gdzie koncentruje się życie mieszkańców. Gdzie się biesiaduje i rozmawia. Śladów po przeszłości, tak jak dzieł Lenina, Marksa i reszty towarzystwa, oraz starych zakurzonych fotografii już nie ma. Jest tylko tabliczka ostrzegająca trochę na wyrost, że oto wkracza się do Otryckiej Republiki Wolnej Myśli.
- historia się spaliła, teraz czas na coś w innym klimacie - mówi Michał Aleksandrowicz. Niedawno na Otrycie odbyły się warsztaty rzeźbiarskie. Rzeźbiarze ozdobili też chatkę bojkowskimi wzorami i szlaczkami, wystudiowanymi w starych księgach. Pozostałe po warsztatach rzeźby współtworzą nowy, chyba nawet ciekawszy niż kiedyś klimat.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

23 kwietnia świętujemy Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich

2024-04-23 07:38

[ TEMATY ]

książki

Fotolia.com

23 kwietnia obchodzony jest ustanowiony przez UNESCO Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich. W całym kraju w bibliotekach i księgarniach odbywać się będą spotkania z autorami, seanse głośnego czytania, wystawy i odczyty. W tym roku święto odbywa się pod hasłem "Czytaj po swojemu”.

Święto organizowane jest przez UNESCO od 1995 roku, jednak jego geneza sięga 1926 roku. Pomysł zrodził się w Katalonii, a inicjatorem tego wydarzenia był wydawca Vicente Clavel Andres. Kilka lat później w 1930 roku święto zaczęto oficjalnie obchodzić w Hiszpanii, a od 1964 roku także w pozostałych krajach hiszpańskojęzycznych. Data 23 kwietnia jest symboliczna dla literatury światowej, gdyż w ten dzień zmarli wybitni poeci Miguel de Cervantes, William Szekspir oraz Inca Garcilaso de la Vega. Zgodnie z długą tradycją w Katalonii, kobiety obdarowywano w ten dzień czerwonymi różami, mającymi symbolizować krew pokonanego przez św. Jerzego smoka. Z czasem kobiety zaczęły odwzajemniać się mężczyznom podarunkami w postaci książek.

CZYTAJ DALEJ

Z Czech przez Polskę do nieba

Niedziela Ogólnopolska 16/2018, str. 20-21

[ TEMATY ]

św. Wojciech

Tadeusz Jastrzębski

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół pw. św. Jana Chrzciciela

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół
pw. św. Jana Chrzciciela

Urodził się zaledwie 10 lat przed chrztem Polski. Śmierć męczeńską poniósł już jednak w czasach, kiedy nad Wisłą władcy zdawali sobie sprawę ze znaczenia świętych relikwii. Czy Polska byłaby dziś tym samym krajem, gdyby nie św. Wojciech, jego związki z naszym państwem oraz przyjaźń z cesarzem?

Św.Wojciech został biskupem Pragi jako 27-letni mężczyzna. Jak podają jego biografowie, do katedry miał wejść boso, co prawdopodobnie symbolizowało ewangeliczną prostotę przyszłego męczennika. Potwierdzeniem tej tezy są inne historyczne źródła, według których wiadomo dziś ponad wszelką wątpliwość, że Wojciech nie dysponował wielkim majątkiem. To, co posiadał, miało służyć sprawowaniu kultu, zaspokajaniu potrzeb miejscowego kleru oraz jego osobistemu utrzymaniu.

CZYTAJ DALEJ

Gniezno: Prymas Polski przewodniczył Mszy św. w uroczystość św. Wojciecha

2024-04-23 18:08

[ TEMATY ]

św. Wojciech

abp Wojciech Polak

Episkopat Flickr

Abp Wojciech Polak

Abp Wojciech Polak

„Ponad doczesne życie postawił miłość do Chrystusa” - mówił o wspominanym 23 kwietnia w liturgii św. Wojciechu Prymas Polski abp Wojciech Polak, przewodnicząc w katedrze gnieźnieńskiej Mszy św. ku czci głównego i najdawniejszego patrona Polski, archidiecezji gnieźnieńskiej i Gniezna.

„Wojciechowy zasiew krwi przynosi wciąż nowe duchowe owoce” - rozpoczął liturgię metropolita gnieźnieński, powtarzając za św. Janem Pawłem II, że św. Wojciech jest ciągle obecny w piastowskim Gnieźnie i w Kościele powszechnym. Za jego wstawiennictwem Prymas prosił za Ojczyznę i miasto, w którym od przeszło tysiąca lat biskup męczennik jest czczony i pamiętany.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję