Reklama

Tutaj Dzień Dziecka jest co dziennie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czy Fundacja „Zdążyć z Pomocą” powstałaby, gdyby pewnego dnia 12-letnia Luiza nie powiedziała: „Tato, niech ten dom, w którym mieliśmy mieszkać razem z mamą, służy innym”? To był bezpośredni impuls, ale prezes Stanisław Kowalski mówi, że do tej decyzji prowadziło wiele wydarzeń z jego życia. Dziś Fundacja, którą kieruje, ma pod opieką 8,6 tys. dzieci. To jedna z największych w Europie fundacji pomagających chorym dzieciom.

Małgosia, Konrad, Alusia

Małgosia urodziła się z przepukliną oponowo-rdzeniową. To choroba polegająca na tworzeniu się narośli na kręgosłupie i jednoczesnym robieniu się w nim wżeru. W pierwszej dobie życia trafiła na stół operacyjny. Przepuklinę zamknięto. Kolejne badania i druga operacja - założenie zastawki odprowadzającej płyn mózgowo-rdzeniowy. - Powiedziano nam, że córka nie ma czucia w stopach, ma podwichnięte stawy biodrowe, że sama nie będzie oddawać moczu i prawdopodobnie nie będzie chodzić - mówi tata Małgosi. Mama dziewczynki nauczyła się ćwiczeń, na początku było to trzy razy dziennie po 30 minut, po roku - trzy razy po jednej godzinie. I tak dzień w dzień. 11-letnia dziś Małgosia porusza się w specjalnych aparatach. Dzięki pomocy Fundacji i darczyńców jej leczenie i rehabilitacja trwają. Są porażki - takie jak ataki padaczki, które zaczęły się w 5. roku życia, i sukcesy - jak np. jazda na specjalnych nartach, które dostała w Austrii, dokąd jeździła na konsultacje.
Konrad urodził się z wadą serca, konieczna była operacja w Monachium. Rodzice i Fundacja rozesłali apele o pomoc. Zebrano 16,5 tys. euro. Skomplikowana operacja na otwartym sercu dała fantastyczny efekt. Konrad jest zdrowy.
Alusia urodziła się jako wcześniak, ale jej głównym problemem były naczyniaki - początkowo plamki, jedna tuż przy oku, druga na plecach - które szybko rosły. Cztery zabiegi laseroterapii zatrzymały ich rozwój tylko na chwilę. Nadzieja pojawiła się po konsultacji w Berlinie. Dr Milton Waner z USA, jeden z nielicznych specjalistów na świecie, którzy operują naczyniaki, podjął się operowania dziewczynki. Zabiegi wykonał bezpłatnie. Pieniądze potrzebne na dojazd, pobyt w klinice i późniejsze leczenie zebrano na konto udostępnione przez Fundację.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jak na transatlantyku

Kiedy 10 lat temu do naszej redakcji dotarła pierwsza prośba o umieszczenie apelu o pomoc dla chorego dziecka, Fundacja miała 194 podopiecznych. Informacje prasowe i bezznaczkowa poczta działająca wśród rodziców sprawiły, że wiadomość o Fundacji, która nie pobiera opłat za udostępnienie konta i aktywnie szuka darczyńców i wszelkich możliwości pomocy choremu dziecku, rozeszła się szeroko. W ostatnich 12 miesiącach Fundacji, która już rok temu „pękała w szwach”, przybyły dwa tysiące podopiecznych.
- To nas trochę przeraża, bo przybywa pracy księgowej i administracyjnej - mówi prezes Stanisław Kowalski. - Ale nie chcemy odmawiać żadnemu choremu dziecku.
Każdy metr siedziby jest zagospodarowany. Powierzchnia biura ograniczona do minimum. Przed sześciu laty zorganizowano pierwszy gabinet bezpłatnej rehabilitacji. Podopieczni, zwłaszcza z małych miejscowości, gdzie brakuje specjalistów, są zapraszani na bezpłatne turnusy w Fundacji. Wraz z rodzicami mają zapewniony pobyt w hotelu.
- Staramy się, aby przyjeżdżające do nas dzieci były otulone miłością - mówi Urszula Bogobowicz, dyrektor Centrum Rehabilitacyjnego. - Organizujemy dla nich bilety do teatru, zwiedzanie miasta i inne atrakcje. Cieszymy się, gdy rodzice mówią, że obsługa hoteli, które finansują te pobyty, traktuje ich i dzieci jak pasażerów luksusowego transatlantyku. Nic dziwnego, że turnus w Warszawie dodaje im skrzydeł.

Ile kręgów ma kręgosłup

Już wkrótce liczba dzieci korzystających z bezpłatnej rehabilitacji kilkakrotnie wzrośnie. Z funduszy przekazanych w ramach 1 proc. Fundacja urządza nowy ośrodek, bez barier architektonicznych, z dogodnym dojazdem autobusem i metrem, z miejscami parkingowymi. Ośrodek położony w pobliżu pl. Wilsona to 11 profesjonalnie wyposażonych gabinetów do rehabilitacji ruchowej, światłoterapii, fizykoterapii, dogoterapii. To także gabinety: ortopedyczny, neurologiczny, pediatryczny i logopedyczny oraz sala konferencyjna, gdzie organizowane będą szkolenia dla rodziców. - Bardzo ważne jest, aby pomagać rodzicom nie tylko przez gromadzenie funduszy, ale także przez uczenie pełnej akceptacji niepełnosprawnego dziecka, przygotowanie do wykonywania ćwiczeń w domu, umacnianie motywacji do działania i poszerzanie wiedzy o chorobie, bo dopiero te wszystkie czynniki razem stanowią o sukcesie terapeutycznym - mówi prezes Stanisław Kowalski.
W nowym ośrodku, w czasie gdy z dzieckiem będzie pracował rehabilitant, rodzice będą uczestniczyć w spotkaniach ze specjalistami. Dzięki temu po zakończeniu turnusu odpowiedź na pytanie typu: Ile kręgów ma kręgosłup? - czy inne pytania związane z chorobą dziecka - będzie dla nich banalnie prosta.

Reklama

Kino bez obrazu

Wejście w świat osób niepełnosprawnych to odkrywanie różnorodnych potrzeb tego środowiska. Fundacja wyszła naprzeciw osobom niewidzącym i słabosłyszącym, organizując seanse filmowe „Poza ciszą i ciemnością”. Widzowie niedosłyszący odbierają film dzięki tekstowi wyświetlanemu u dołu ekranu, osoby niedowidzące otrzymują słuchawki, w których w przerwach między dialogami słyszą opis sytuacji na ekranie. Idea filmu z audiodeskrypcją była do niedawna mało znana w Polsce. Gdy Anna Opasińska, pomysłodawczyni i koordynator projektu, przychodziła do kina z propozycją, pytano ją: „Jak to, chce Pani robić kino bez obrazu?”. Po pierwszych seansach, na których frekwencja przekroczyła najśmielsze oczekiwania, lody pękły. W sumie do końca roku w warszawskich kinach odbędzie się kilkanaście takich seansów. Filmy - wyłącznie polskie - wybrali sami widzowie za pośrednictwem strony internetowej Fundacji. Był wśród nich także film „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. Powodzeniem zakończyły się również pertraktacje z Teatrem Narodowym w Warszawie. Pierwszym w jego historii spektaklem z audiodeskrypcją był „Tartuffe” wg Moliera. Kilka miesięcy wcześniej takie spektakle przygotował Teatr Praski. Są też dalsze plany: opera, spektakl dla dzieci.

Reklama

Dobro jak magnes

Liczba podopiecznych jest znana, trudniej odpowiedzieć na pytanie, ile jest osób udzielających wsparcia - kilkadziesiąt, a może kilkaset tysięcy. Darczyńcą jest każdy, kto przekaże wpłatę, podaruje 1 proc. podatku, pomodli się w intencji dziecka i jego rodziców, pomoże w jakikolwiek sposób. Beata Tyszkiewicz mówi, że ludzie z Fundacji zarażają innych pomysłowością, chęcią niesienia pomocy, wrażliwością. Irena Kwiatkowska, zapytana, dlaczego podjęła współpracę z Fundacją, udzieliła najprostszej z możliwych odpowiedzi: - Bo tam jest dobro. Dobro trzeba popularyzować; za dużo jest zła, dobro trzeba konserwować, hodować, chronić.
Obie wybitne aktorki nagrały płyty z bajkami dla dzieci, które dołączone są do wydanych przez Fundację książek. Tak samo zresztą uczynili: Małgorzata Kożuchowska, Katarzyna Łaniewska i Piotr Adamczyk. Wielu lekarzy bezpłatnie przeprowadza u dzieci skomplikowane operacje. Jednym z nich jest wspomniany dr Milton Waner, specjalista chirurgii guzów i naczyniaków. Amerykański lekarz zoperował 21 podopiecznych Fundacji, nie pobierając honorarium. Operacje odbyły się w Berlinie, aby ułatwić pacjentom dojazd. Nic dziwnego, że dr Waner otrzymał od polskich dzieci Order Uśmiechu, który został mu wręczony w pałacu w Wilanowie na specjalnej gali zorganizowanej przez Fundację. Niemały udział w dziele Fundacji mają również Czytelnicy „Niedzieli”, którzy spontanicznie i systematycznie odpowiadają na apele z rubryki „Czekają na naszą pomoc”.

Mądrze kochać

Fundacja narodziła się po tragedii. Na krótko przed przeprowadzką do nowego domu żona Stanisława Kowalskiego zginęła w wypadku samochodowym. Dzieci nie chciały wyprowadzać się z dawnego mieszkania i zaproponowały, aby dom służył innym. - Po zarejestrowaniu Fundacji zaczynaliśmy skromnie, sami na początku ucząc się, jak najskuteczniej pomagać podopiecznym - mówi prezes Kowalski. - Pomoc finansowa jest ważna, ale równie ważne jest, by uświadomić dzieciom i rodzicom, że choroba i niepełnosprawność nie powinny skazywać na poczucie bezradności i zamknięcie w czterech ścianach. Staramy się umacniać rodziców w przekonaniu, że trzeba i warto podjąć walkę o zdrowie i życie dziecka, że systematycznie prowadzona rehabilitacja przynosi sukcesy, że zawsze jest szansa, której nie wolno zaprzepaścić. Ważne jest, aby rodzice niepełnosprawnych dzieci nauczyli się mądrze je kochać, a także odczytywać prawdziwy sens cierpienia, które każdego z nas w życiu dotyka.
Może się okazać, że to cierpienie zaowocuje wielkim dobrem - tak jak w przypadku Fundacji „Zdążyć z Pomocą”.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Legenda św. Jerzego

Niedziela Ogólnopolska 16/2004

[ TEMATY ]

święty

św. Jerzy

I, Pplecke/pl.wikipedia.org

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Św. Jerzy - choć historyczność jego istnienia była niedawnymi czasy kwestionowana - jest ważną postacią w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie.

Św. Jerzy, oficer rzymski, umęczony był za cesarza Dioklecjana w 303 r. Zwany św. Jerzym z Liddy, pochodził z Kapadocji. Umęczony został na kole w palestyńskiej Diospolis. Wiele informacji o nim podaje Martyrologium Romanum. Jest jednym z czternastu świętych wspomożycieli. W Polsce imię to znane było w średniowieczu. Św. Jerzy został patronem diecezji wileńskiej i pińskiej. Był także patronem Litwy, a przede wszystkim Anglii, gdzie jego kult szczególnie odcisnął się na historii. Św. Jerzy należy do bardzo popularnych świętych w prawosławiu, jest wyobrażany na bardzo wielu ikonach.

CZYTAJ DALEJ

Świętość w codzienności

2024-04-25 11:28

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Przy relikwiach Męczenników z Markowej modlili się wierni z dekanatów: staszowskiego, świętokrzyskiego i połanieckiego.

– Witamy Józefa, Wiktorię i ich dzieci: Stasia, Basię, Władzia, Franciszka, Antosia, Marysię i dzieciątko, które w chwili egzekucji przyszło na świat. Jako rodzice daliście życie siedmiorga dzieciom i jednocześnie chroniliście życie innych ludzi. Nikt nie musiał was przekonywać, że życie każdego człowieka jest wartościowe i zasługuje na szacunek bez względu na pochodzenie czy wyznanie. My małżeństwa chcemy się od was uczyć i stawać w obronie tego, co słuszne nawet za cenę życia i pamiętać, że miłość jest silniejsza od nienawiści – mówili małżonkowie, witając relikwie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję