Reklama

Młodzi pytają o Sierpień

Jak uczyć historii, zwłaszcza tej najnowszej? Jednym ze sposobem może być bezpośrednie zetknięcie z żyjącymi jeszcze świadkami ważnych wydarzeń, a jeśli jego wynikiem jest film dokumentalny, to pewna szansa na prawdziwą edukację jest naprawdę duża

Niedziela Ogólnopolska 36/2010, str. 34-35

Archiwum twórców filmu

Podczas realizacji filmu o ludziach Sierpnia 1980

Podczas realizacji filmu o ludziach Sierpnia 1980

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Projekt edukacyjny upamiętniający ludzi Sierpnia 1980 jest w tym roku realizowany w Fundacji Filmów i Programów Katolickich Video Studio Gdańsk i dotyczy wydarzeń sprzed 30 lat, dzięki którym żyjemy dziś w wolnym kraju.

Bez Grudnia nie byłoby Sierpnia

Pamięć Grudnia jest wielce znacząca dla Jerzego Borowczaka, przewodnika młodzieży po dniach sierpniowego strajku, dziś gdańskiego radnego i dyrektora Fundacji Centrum Solidarności, którego przepytują uczestnicy ubiegłorocznego projektu. O tamtych wydarzeniach dowiedział się, służąc w jednostce wojskowej na Bliskim Wschodzie. Tam poznał całą ich grozę, ale też dowiedział się, że w Trójmieście działają Wolne Związki Zawodowe, a w nich ludzie, którzy chcą zmienić oblicze Polski. To wszystko zdecydowało, że po powrocie w 1979 r. postanowił zamieszkać w Gdańsku. Podjął pracę w Stoczni Gdańskiej i niemal od razu zjawił się u Bogdana Borusewicza, którego nazwisko i adres znalazł w stopce „Robotnika”.
Z tragicznych doświadczeń grudniowego protestu korzystali organizatorzy strajku nie tylko w Gdańsku. 20-letni wówczas Andrzej Kołodziej (już z doświadczeniem kolportera i drukarza w WZZ) dostał polecenie od „Borsuka”, żeby zmobilizował do strajku załogi Stoczni im. Komuny Paryskiej. Jechał więc do Gdyni nad ranem 15 sierpnia (to miał być pierwszy dzień jego pracy w tym zakładzie!), mając zakodowane w pamięci, że nie wolno dopuścić do wyjścia na ulice. Gdy tylko udało mu się skrzyknąć pracowników, sam zamykał bramy, żeby do tego nie doszło. Ten gdyński strajk był w ogóle wyjątkowy i to zarówno ze względu na osobę jego przywódcy, świetną organizację, jak i żądania strajkujących. -Postulaty wręczyliśmy dyrektorowi tylko po to, żeby przekazał władzom wyższym, bo utworzenie WZZ, zniesienie cenzury, dostęp Kościoła do radia i telewizji to były rzeczy, na które dyrektor mógł tylko rozłożyć ręce, więc o czym mieliśmy rozmawiać. Byliśmy chyba jedynym zakładem, który nie prowadził z dyrekcją żadnych rozmów na temat postulatów - wspomina Kołodziej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Od nich się zaczęło

Pod koniec lat siedemdziesiątych do obecnego marszałka Senatu trafili też inni pracownicy Stoczni Gdańskiej im. Lenina - Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński. Przynosili do pracy różne nielegalne wydawnictwa, brali udział w kilku akcjach protestacyjnych i obchodach rocznicowych. Po zwolnieniu Anny Walentynowicz właściwie już tylko na nich i na Jerzym Borowczaku mógł polegać Bogdan Borusewicz. I nie przeliczył się, doskonale zdali ten organizacyjny egzamin. A nie był on wcale łatwy. Zmobilizować do czynnego protestu znaczną część stoczniowej załogi, nawet w imię najsłuszniejszych żądań, to zadanie, które wydawało im się wtedy prawie nieosiągalne. Jerzy Borowczak ze swadą opowiada licealistom o tamtych obawach i niepokojach wynikających przede wszystkim z zupełnego braku doświadczenia. Młodzi gniewni, młodzi nieustraszeni, ale też niezwykle odpowiedzialni. Ludwik Prądzyński zdumiewa, że w nocy z 14 na 15 sierpnia nie zmrużył oka, bo bał się zaspać. O świcie, zanim jeszcze zaczęły jeździć tramwaje, przy pomocy kolegi, który zresztą nie wiedział, co dźwiga, przyniósł do stoczni paczki z materiałami strajkowymi. Później trzeba było to wszystko rozkleić, wykonać transparent, a przede wszystkim przekonać kolegów - a wydział, na którym pracował liczył 1500 osób - żeby przyłączyli się do protestu. Ten skromny człowiek, Kaszuba spod Bytowa, który później zupełnie usunął się w cień, ale pracownikiem Stoczni Gdańskiej jest do dziś, ze szczegółami pamięta przebieg wydarzeń tego poranka: - Transparent już w górze i coraz więcej chętnych, ale wtedy dowiedział się I sekretarz partii na wydziale i chciał to rozwalić. Ja poszedłem mobilizować inną grupę, a on skoczył na ten transparent, chłopaki go odepchnęli, spadł mu kask… Pomyślałem sobie: jak to się nie uda, to będzie obraza majestatu, bo przecież PZPR to była substancja nietykalna. Ale udało się - pomogły sygnały dźwiękowe: gwizd lokomotywy i syreny, którą uruchomił Bogdan Felski - chociaż sporo było momentów niepewności. Jak choćby przed halą przygotowania montażu. - Weszliśmy na światło w bramie, a majstrowie zaczęli bramę zamykać i przepychanka: pracownicy otwierali, kierownictwo zamykało, aż wreszcie ktoś wyłączył główny wyłącznik i nie można było jej zamknąć - wspomina Prądzyński. - Ludzie wyszli i dołączyli do nas, a wtedy pokazał się Borowczak za swoją grupą.

Reklama

Strajk solidarnościowy

Opowiada o swoich ówczesnych rozterkach i wahaniach. Z jednej strony czuła się szczęśliwa, bo 1 sierpnia jej młodsza siostra, którą się opiekowała, wyszła za mąż, a z drugiej - zdawała sobie sprawę z odpowiedzialności, którą bierze na siebie, gdy zatrzymując swój tramwaj przy Operze Bałtyckiej, wstrzyma ruch torowy w całym mieście. - Stanąć, nie stanąć - powtarzałam sobie na każdym przystanku, jak dziewczyna zrywając listki: kocha, nie kocha - mówi dziś z uśmiechem, ale wtedy wcale jej do śmiechu nie było, znała też agresywne reakcje pasażerów, gdy psuły się tramwaje. - No i dojechałam do tej Opery i z duszą na ramieniu odwróciłam się do pasażerów, i powiedziałam: proszę państwa, ten tramwaj dalej nie pojedzie. Zrobiło się poruszenie, jak zawsze, a ja: proszę państwa, chcę stanąć ze względu na to, że stoi stocznia. I wtedy ludzie zamiast być na mnie źli, zaczęli mi bić brawo.
Za to ona, gdy zjawiła się po jakimś czasie w Stoczni Gdańskiej, była nie tylko zła, jak dowiedziała się o zakończeniu strajku: - Przyznam szczerze, byłam wściekła, pomyślałam: teraz koniec, przecież moi koledzy mnie zabiją. Weszłam na wózek akumulatorowy, który stał pod bramą, i zaczęłam krzyczeć, jak się nazywam, skąd jestem, że czołgów tramwajami nie zdobędziemy i takie różne rzeczy, zupełnie już nie pamiętam co. Wiem, że ktoś krzyknął: idzie Wałęsa. Mnie to nazwisko niewiele mówiło, ale zobaczyłam, że idzie z młodszym facetem, jak się później okazało - był to Bogdan Borusewicz, podeszli do mnie, a ja im powiedziałam, że jak skończą strajk, to my zginiemy, nikt nie uratuje małych zakładów pracy. Wtedy zapadła decyzja o strajku solidarnościowym.

Reklama

Zdeterminowana osiemnastka

Wiele osób znalazło się w prezydium MKS (Międzyzakładowy Komitet Strajkowy), gdy rozpoczęły się negocjacje. Sześcioro z nich już nie żyje: pierwszy zmarł Lech Bądkowski - 26 lat temu, ostatnia - Anna Walentynowicz, zginęła tak niedawno. Nie zdążyliśmy z nią nagrać rozmowy, prosiła o telefon po 10 kwietnia, żeby było „na spokojnie”… Odeszli też do Pana: Wojciech Gruszecki, Zdzisław Kobyliński, Alina Pieńkowska i Tadeusz Stanny. Lech Sobieszek z Siarkopolu i Jerzy Sikorski ze Stoczni Remontowej na stałe mieszkają w USA.
To oni 30 lat temu swoimi podpisami na Porozumieniach Gdańskich utorowali nam wszystkim drogę do wolności. Były wśród nich osoby zaangażowane w działalność opozycyjną już wcześniej i takie, które porwał wiatr historii i znalazły się w tym gronie trochę przypadkowo. Tak jak Henryka Krzywonos, której jedna decyzja o zatrzymaniu tramwaju pociągnęła za sobą całą lawinę, czy Stefan Izdebski z Portu w Gdyni. - Chłopaki zaczęli redagować postulaty i dość nieszczęśnie im to wychodziło, więc się trochę włączyłem i kula śniegowa zaczęła obrastać. A potem koledzy uznali, że powinienem ich reprezentować, więc pojechałem do Gdańska - wspomina.
Jerzy Kmiecik za Stoczni Północnej do dziś wzrusza się, gdy opowiada, jak po fiasku rozmów z Pyką jako delegat przemawiał na Sali BHP: - Euforia, w środku i na zewnątrz, już się szala przechyliła - przyszła jedna stocznia, wiadomo, że przyjdzie też Remontowa - odśpiewano hymn, tego się nie zapomni, jak tłum reaguje, a człowiek jest w sercu tego tłumu.
Bardzo sugestywnie opowiada też o tamtych wydarzeniach Józef Przybylski, działacz WZZ, u którego w mieszkaniu mieściła się drukarnia, więc dla bezpieczeństwa miał się trzymać z daleka od stoczni: - Jednak nie mogłem wytrzymać, pomyślałem sobie, mam pieniążki, koło mnie był taki piekarz, Graczyk się nazywał, pojechałem do niego. Gdy ten dowiedział się, że chodzi o żywność dla strajkujących, dał kilka koszy chlebów, smalec, marmoladę, a pieniędzy nie chciał. I tak woził pan Józef zaopatrzenie do stoczni, aż trafił na moment powoływania prezydium MKS.

Postulaty i negocjacje

Zasadnicza wersja robotniczych żądań formułowana była w Stoczni Gdańskiej w gorącą noc z soboty na niedzielę. Autorem 21. postulatu w części dotyczącej systemu czterobrygadowego jest Stefan Lewandowski z Portu Północnego, który już przed strajkiem chodził na różne spotkania opozycji, więc jego udział w prezydium MKS też nie był przypadkowy. Podobnie rzecz miała się z Florianem Wiśniewskim, którego społeczne zaangażowanie Lech Wałęsa znał ze wspólnej pracy w Elektromontażu. Nic dziwnego, że brał później udział w dwóch delegacjach, które strajkujący wysyłali do władz, domagając się rozpoczęcia rozmów.
Atmosfera gdańskich negocjacji była nieco odmienna od tej w Szczecinie, o czym miał okazję przekonać się Stefan Izdebski, który został tam wysłany jako łącznik. - Trafiłem na moment obrad - wspomina. - Dyskusja wyglądała dość sztucznie, bo mnie kojarzyła się z jakimś zebraniem partyjnym, gdzie kolejni mówcy raz z jednej, raz z drugiej strony wychodzili na mównicę i mówili niekoniecznie to, co mieli na myśli, natomiast usiłowali przekonać, że dbają przede wszystkim o dobro Polski Ludowej. Gdańsk był bardziej spontaniczny, naturalny, tam chłop z chłopem rozmawiał, my tego żądamy, to dostaniecie, tego nie dostaniecie, ludzie siedzieli naprzeciwko siebie, każdy mógł powiedzieć, co chciał.
Choć każdy mówił, co chciał, to te prawdziwe negocjacje toczyły się - jak podkreśla Andrzej Gwiazda, jeden z głównych negocjatorów - w izolowanych grupach, a najtrudniej rozmawiało się o czterech pierwszych „wolnościowych” postulatach: - Rozmawialiśmy po kilkanaście godzin, oni dzwonili, myśmy nie musieli dzwonić, była walka o każdy przecinek, był wielki bój o przewodnią rolę partii.
I był ten niezwykle dramatyczny moment, gdy porozumienie było gotowe, ale zakończenie strajku stanęło pod znakiem zapytania. Wtedy zorganizowano spotkanie Gwiazdy z Jagielskim w cztery oczy. Zaczęło się barwnie: panowie wchodzą z dwóch stron, Jagielski wskazuje stolik, Gwiazda pokazuje na żyrandol, pierwszy kiwa głową, zmieniają stolik. Siadają, Gwiazda zagląda pod blat, czy nie ma mikrofonu, i widzi twarz Jagielskiego pod stołem. Sprawdza później, czy w nogach nie ma kabli, unosząc stolik, ale ten się nie przechyla, bo Jagielski robi to samo. - Muszę przyznać, że poniekąd nabrałem wtedy do niego zaufania - podsumowuje rozpoczęcie tych rozmów pan Andrzej. I zawierzył wicepremierowi, który oświadczył, że jeśli tylko on będzie miał coś do powiedzenia, to opozycjoniści wyjdą na wolność, dając jednocześnie do zrozumienia, że jego pozycja w Warszawie zależy od zakończenia strajku. - Zgodziłem się wtedy na przerwanie strajku przed wypuszczeniem kolegów z więzienia i przez ten dzień, kiedy oni nie wyszli, byłem w strasznej sytuacji - ciągnie swą opowieść. - Rozmawialiśmy później o tym w Warszawie, on mówi: widzi pan, jednak wyszli, a ja: mieliśmy obaj szczęście. Dlaczego obaj? Bo gdyby nie wyszli, to ja musiałbym pana zastrzelić, a mnie by powiesili.
Tyle zaufania nie miał A. Gwiazda do maszynistki przepisującej na czysto protokół porozumienia, bo gdy wszyscy już siedzieli przy stole prezydialnym, on dokładnie sprawdzał każdą kartkę. Twierdzi jednak, że nie tylko dlatego jego podpis nie figuruje na protokole przy nazwisku, ale przede wszystkim dlatego, że ustępstwa ze strony strajkujących były zbyt wielkie.
Emisję naszego filmu o Sierpniu zaplanowano w okolicy 10 listopada, czyli w dniu rejestracji związku.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Katecheci pielgrzymowali do grobu św. Jadwigi

2024-04-18 16:30

Archiwum prywatne

Pierwsza pielgrzymka katechetów do Trzebnicy

Pierwsza pielgrzymka katechetów do Trzebnicy

Organizatorem pielgrzymki był Wydział Katechetyczny Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej. To nowa inicjatywa w diecezji.

Do Trzebnicy dotarło ok. 30 osób. Pielgrzymowanie rozpoczęło się Eucharystią, której przy Grobie św. Jadwigi w Bazylice w Trzebnicy przewodniczył ks. Paweł Misiołek, wikariusz parafii św. Maksymiliana Kolbego w Jelczu-Laskowicach, nauczyciel religii w Szkole Podstawowej nr 2 im. Marii Skłodowskiej-Curie w Jelczu-Laskowicach, koncelebrował ks. Mariusz Szypa – dyrektor Wydziału Katechetycznego.

CZYTAJ DALEJ

Przewodniczący KEP: nie ma prawa do zabijania, ale do ochrony życia!

2024-04-18 08:57

[ TEMATY ]

aborcja

abp Tadeusz Wojda SAC

Episkopat News

Abp Tadeusz Wojda

Abp Tadeusz Wojda

Nie ma prawa do zabijania, ale do ochrony życia – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda podczas trzydniowego Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatów Unii Europejskiej. Zaznaczył, że życie jest największym darem Bożym.

W piątek w Łomży zakończy się trzydniowe Zebranie Plenarne Konferencji Episkopatów Unii Europejskiej(COMECE). W czasie trzech sesji biskupi dyskutują o procesie integracji Unii Europejskiej, o jej postrzeganiu z perspektywy Europy Środkowej i Wschodniej i o przyszłych kierunkach jej rozwoju w obliczu wyzwań geopolitycznych.

CZYTAJ DALEJ

28. Ogólnopolski Konkurs Wiedzy Biblijnej w Przemyślu

2024-04-19 09:54

Łukasz Sztolf

Laureaci konkursu

Laureaci konkursu

W Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu 18 kwietnia br. odbył się etap diecezjalny 28. Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy Biblijnej, którego organizatorem jest Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”. Do rywalizacji przystąpiło 53 uczniów reprezentujących 18 szkół ponadpodstawowych z terenu archidiecezji przemyskiej. Zakres merytoryczny biblijnych zmagań obejmował Księgę Sędziów oraz Dzieje Apostolskie wraz z wprowadzeniem, przypisami i komentarzami. Spotkanie rozpoczęło się od nabożeństwa Słowa Bożego, które poprowadził Abp Adam Szal – Metropolita Przemyski. Okolicznościową homilię wygłosił ks. prof. Stanisław Haręzga – moderator Dzieła Biblijnego w archidiecezji przemyskiej. Po wspólnej modlitwie uczniowie przystąpili do rozwiązania testu. Następnie członkowie Komisji powołanej przez Pana Jana Juszczaka – diecezjalnego koordynatora Konkursu, sprawdzili prace uczniów w oparciu o arkusz odpowiedzi. Do części ustnej zakwalifikowali się następujący uczniowie:

1. Zuzanna WOŹNIAK ( I LO w Krośnie, katecheta ks. Wojciech Sabik)

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję