https://www.niedziela.pl/artykul/10350/nd/Cale-zycie-jest-czekaniem

Prosto z mostu

Całe życie jest czekaniem

Marian Salwik

W życiu ciągle na kogoś lub na coś czekamy. Pamiętamy nasze "małe", ale dla nas wtedy ważne czekania z dzieciństwa - na powrót mamy lub taty z pracy, na wakacje, na przyjazd babci lub dziadka, na pierwszą gwiazdkę na wigilijnym niebie, na - jak mawiano na moim rodzinnym Śląsku - Dzieciątko, które przynosi prezenty pod choinkę (właśnie Dzieciątko, a nie "gwiazdka" czy św. Mikołaj - tego z radością, ale i z lekkim drżeniem serca przyjmowaliśmy już 6 grudnia).
Pamiętamy też przecież trochę "większe" i całkiem "duże" oczekiwania z młodości - na promocje do następnych klas, na "studniówkę", na pomyślne zdanie matury, a potem może egzaminów na studia, na chwilę, gdy przeważy się szala decyzji, którą drogą mamy iść w dalszym życiu, na zdobycie zawodu lub tytułu magistra, na pierwszą pracę, a dla osób duchownych - na pierwszą placówkę, dla żołnierzy - na urlop lub choćby przepustkę, dla wielu młodych - na spotkania z bliskimi sercu osobami.
W dorosłym życiu też ciągle czekamy. Jakże radosne jest (a przynajmniej powinno być) czekanie matki i ojca na narodziny dziecka. Czekamy na mieszkanie lub ukończenie budowy upragnionego domu. Czekamy na awanse zawodowe, na podwyżki pensji, a dzisiaj wielu czeka również na pracę i niestety, szuka jej bez powodzenia. Czekamy na wyzdrowienie - naszych dzieci, gdy chorują, i nas samych. A wielu starszych, schorowanych, a często także przytłoczonych życiem ludzi mówi: "Ja już czekam tylko na śmierć". Smutno brzmią te słowa.
Nasze czekanie byłoby bezwartościowe, gdybyśmy, czekając na różnych ludzi i wydarzenia, nie czekali na spotkanie z Panem Bogiem. No może przed naszym chrztem nie mieliśmy jeszcze świadomości tego czekania (przynajmniej w powszechnym rozumieniu tego terminu), czekaliśmy duszą. A może za nas najbardziej "czekali" nasi rodzice i rodzice chrzestni, którzy przyprowadzili nas do Kościoła?
Ale dalej czekaliśmy już na spotkanie z Panem Bogiem prawie samodzielnie. Czyż nie czekaliśmy z utęsknieniem, by po raz pierwszy, po oczyszczeniu naszych serc w sakramencie pokuty, przyjąć Pana Jezusa w Komunii świętej? Czyż nie czekaliśmy na sakrament bierzmowania, może nawet trochę dumni, że Kościół zobaczył w nas już dojrzałych chrześcijan? Dla młodych ludzi takim oczekiwaniem na spotkanie z Bogiem w chwili wypowiedzenia sakramentalnego "tak" powinien być okres narzeczeństwa. Dla tych, którzy wybrali drogę wyłącznej służby Bogu - czas bezpośredniego przygotowania do życia kapłańskiego lub zakonnego. Przyjęcie sakramentu chorych pozwala spotkać się z Panem Bogiem w danej chwili, a jednocześnie jest wyrazem naszej gotowości i oczekiwania na pełne spotkanie z Nim w chwili śmierci. I choć na ogół nie od razu umieramy (sakrament chorych można przecież przyjmować wielokrotnie), to wtedy nawet te słowa: "Ja już czekam tylko na śmierć" nabierają innego sensu, nowej wartości. Nie są wyrazem jakiejś rezygnacji, ale właśnie - oczekiwania i otwartości na wolę Boga.
Przypomnieniem, że w nasze "małe" i "duże" czekania wpleść musimy czekanie na spotkanie z Bogiem, jest Adwent, który przygotowuje nas na święta Bożego Narodzenia, ale także zapowiada powtórne przyjście Pana Jezusa na końcu świata [patrz hasło: Adwent - w: "Bóg, człowiek, świat - Ilustrowana encyklopedia dla młodzieży]. Adwent jest także pamiątką czekania narodu wybranego na przyjście Mesjasza. Dziś już wiemy, że przyszedł jako Boża Dziecina, jako Słowo "(...) do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli" (J 1, 11).
I my czekamy, choć wierzymy, że 2000 lat temu Bóg-Człowiek narodził się w Betlejem. Co roku czekamy jednak, by narodził się w naszych sercach. Oby pośród wielu ludzkich "czekań" nigdy nie umknęło naszej uwadze to najważniejsze - czekanie na spotkanie z Bogiem.

Edycja rzeszowska 50/2002

E-mail:
Adres: ul. Zamkowa 4, 35-032 Rzeszów
Tel.: (17) 852-52-74