Wróciłem z dwutygodniowego pobytu w Drzewocinach. Byłem wolontariuszem zajmującym się osobami niepełnosprawnymi . Miałem pod opieką pana Stefana chorego na stwardnienie rozsiane. Około pięćdziesięcioletni, magister muzyki, uczył kilka lat w szkole, ma żonę i dwie córki, od kilku lat nie mieszka z rodziną. Pan Stefan aktualnie nie chodzi, pije przez słomkę, jego ręce nie na wiele się przydadzą, lecz choć trzeba przy nim wszystko zrobić, potrafi trzeźwo myśleć i wyrażać swoje poglądy. Wieczorem, po toalecie, gdy siadałem przy jego łóżku, lubił rozmawiać o swoim dotychczasowym życiu. Pan Stefan osiągnął pokój i samoakceptację, dostrzega wolę Boga w swoim cierpieniu, jest pięknym człowiekiem, pragnącym miłości, potrzebującym pomocy. Czasem zastanawiałem się, kto jest większym kaleką? Ja czy pan Stefan? Ja - który tak mało kocham. Pan Stefan - Świątynia Miłości.
Byli jeszcze inni ciężko chorzy. Pani Maria, która po Różańcu i Apelu poprosiła, abym przyniósł jej figurkę Matki Bożej z ołtarza, a gdy spełniłem jej prośbę, tak bardzo płakała, całowała stopy Figurki, siedząc na wózku prawie kompletnie unieruchomiona. Mam ją ciągle przed oczami - starą, na co dzień uśmiechniętą kobietę. Czułem jakby mówiła całą sobą: przepraszam, kocham i ufam w całej mojej nędzy. Wyczuwałem w niej to pragnienie Miłości, pragnienie Boga, o którym ja, zdrowy, tak często zapominam.
Była na tym turnusie także niewidoma pani Emilia, pełna radości Bożej, pełna optymizmu, pozytywnego myślenia, która mówiła: "Uginam się, ale nie pękam". Miała męża, który na sześć lat przed śmiercią został inwalidą na wózku. Pani Emilia pomimo swej niepełnosprawności wzroku zajmowała się mężem do końca jego dni. Kiedy wpisywałem się jej do książki, napisałem: "Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Patrząc na niewidomą panią Emilię, która uśmiechała się w swoim cierpieniu ze swoim krzyżem na ramionach, poznałem, że to jest prawda. Kiedyś zobaczyłem ją bez nieodłącznego uśmiechu i poprosiłem: Pani Emilio, proszę się uśmiechnąć. Pełna werwy zapytała: A co? A co? Ktoś robi zdjęcie?
Te refleksje zakończę wierszem.
Nie będzie to wiersz
o smutnym człowieku
nieszczęśliwym
ze stwardnieniem rozsianym
co na wózku w świat pchany
pokonuje dni następne.
Nie będzie to wiersz
o smutnym człowieku
nieszczęśliwym
lecz o takim
co cierpienie przyjął
z największym zaszczytem.
Karmiony, myty, ubierany
z pampersem
kwiat widzi piękny
i uśmiecha się z sercem.
Nie jest to wiersz
o smutnym człowieku
nieszczęśliwym
ze stwardnieniem rozsianym
lecz o Panu Stefanie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu