Piękno krajobrazu Roztocza tworzą nie tylko lasy, rzeki, wzniesienia,
ale także miedze. One przecinają pagórki dodając malowniczości polom.
Ich uroda widoczna jest szczególnie jesienią, kiedy z pól znikną
uprawy, a zagony ziemi zostaną zaorane tworząc niepowtarzalnej urody
szachownicę. Wtedy dostojeństwo miedz widziane jest w całej okazałości.
Oprócz trawy rosną na nich krzewy dzikiej róży, tarniny, osty i chwasty
oraz zioła. Kiedyś rosły na nich dzikie jabłonie, grusze, czereśnie,
jabłka, dęby, lipy. Drzewa dawały cień pracującym na polu rolnikom
w czasie odpoczynku. Pod nimi spały albo bawiły się dzieci, zabierane
w pole przez rodziców. Drzewa owocowe dawały owoce gaszące pragnienie,
a nieraz także głód. Drzewo na miedzy było wielkim dobrodziejstwem.
Mechanizacja rolnictwa sprawiła, że drzewa stały się niepożądane.
Utrudniały uprawę ziemi i zbiór płodów rolnych. W tej konkurencji
między techniką i przyrodą jak zwykle zwycięską okazała się ta pierwsza.
Drzewa zaczęły znikać z pejzażu miedz, ale można je jeszcze tu i
tam spotkać.
Głód ziemi sprawiał, że każdy chłop bacznie śledził,
by sąsiad nie podorywał miedzy. Wystarczy sobie przypomnieć humorystyczną
historię Kargula i Pawlaka z filmu Sami swoi. A rzeczywistość nie
odbiegała wcale od fikcji. Sporne sprawy trafiały do sądów, zdarzały
się też samosądy. Teraz, jak twierdzą pracownicy sądów, tego typu
spraw jest mniej. W Starym Testamencie przesuwanie miedzy było bardzo
naganne, miało sankcje religijne: "Przeklęty, kto przesuwa miedzę
swego bliźniego" (Pwt 27, 17; Por. Pwt 19, 14; Prz 22, 28; 23, 10;
Oz 5, 10).
Siedząc na miedzy w jesienne popołudnie w okolicach Bondyrza,
Topólczy, Żurawnicy czy Panasówki można nie tylko podziwiać piękno
krajobrazu, ale także obserwować ciężką pracę rolnika i jego przywiązanie
do ziemi. Na temat przywiązania polskiego chłopa do ziemi napisano
wiele. Bolesław Prus pisał: "My - ´inteligencja´ - jemy chleb, nie
znając ziarna, z którego jest upieczony, mięso z nieznanego wołu;
ubieramy się w len i wełnę, której nie dotknęła nasza ręka. Ale chłop
karmi się tym żytem, które sam zasiał i zebrał, kartoflami, które
sam wykopał; nosi sukmanę z owiec, które mył i strzygł, koszulę z
tego lnu, który wyrwała i zmędliła jego żona. On przy ziemi jest
jak dziecko przy matczynej piersi; a prócz tego - on jest sługą ziemi.
Orze ją, bronuje, obsiewa, obsadza; usycha z nią podczas suszy, drży
z zimna w epokach słoty, odczuwa każde uderzenie gradu w zasiewy,
każdy piorun, który zapala stodołę. Chłop nigdy ziemi nie traci z
oczu. Nie odsuwa się dalej niż do drugiej wsi, gdzie jest kościół,
albo do sąsiedniego miasteczka, gdzie jest targ. A kiedy nawet odchodzi
w wieczną podróż, zakopują go między polami, na których pracował,
będąc dorosłym, pasł cielęta, będąc wyrostkiem, albo płakał, zawieszony
w płachcie, będąc niemowlęciem" (Kroniki). Na przełomie XIX i XX
w. chłopi nie chcieli sprzedawać ziemi Niemcom. Kolonistom niemieckim
mówili: "Siedzieliśmy tu z dziada, pradziada, jeszcze za czasu pańszczyzny
i to się nazywała nasza zagroda". (B. Prus, Placówka).
Podobną postawę zajęli w czasie ostatniej wojny wobec
agresorów niemieckich, a po jej zakończeniu wobec sowieckich i rodzimych
kolektywistów. Chłop, podobnie jak Ślimak z powieści Placówka, swoje
myślał: "Przypatrz ty się - dodał po chwili - jaka to moc dzięciołów
siada na jednej drzewinie, a wszyscy w nią kują. I co z tego?...
Dzięcioł w końcu odleci, a drzewo zostaje drzewem. Tak i z chłopem.
Siada na nim pan i kuje, siada gmina i kuje, siada Żyd i kuje, siada
Niemiec i będzie kuł, ale przecież rady nam nie dadzą". I nie dali
rady chłopom. Wydawać by się mogło, że wszystko co najgorsze jest
za nimi. Tymczasem okazuje się, że nie.
W perspektywie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej
nie ukrywa się, że największą przeszkodą w urzeczywistnieniu tego
celu jest polskie rolnictwo, a szczególnie struktura własności ziemi.
Za dużo jest ludzi utrzymujących się z pracy na roli. Grunta są rozdrobnione.
Technokratom z Brukseli nie podobają się nasze miedze i chłopi uwijający
się na małych zagonach. Nikt nie twierdzi, że polskie rolnictwo nie
wymaga reform. Są one konieczne. Niepokoi fakt, że reformy chce się
przeprowadzać zza biurek Warszawy pod dyktando Brukseli. Tego za
wiele! Polski chłop jest gospodarzem tych ziem i nikt nie ma prawa
dyktować mu ile powinien mieć ziemi i zapowiadać, że chłopi posiadający
jej za mało będą musieli zmienić swój zawód. Trzeba oczywiście robić
wszystko, by gospodarstwa były większe i bardziej opłacalne, ale
nie na siłę, bez liczenia się ze zdaniem samych zainteresowanych.
Jeśli ktoś chce uprawiać np. tylko 3-4 hektary, płaci podatki i jest
mu z tym dobrze, nikt nie ma prawa wtrącać się do jego gospodarki,
a zwłaszcza demokraci i liberałowie, często wywodzący się z szeregów
komunistycznych, którzy tak chętnie szermują hasłami wolności człowieka.
Wiele problemów tkwi też w samych mieszkańcach: pijaństwo,
brak poszanowania do prawa Bożego i kościelnego. Sytuacja wsi jest
wielkim wezwaniem dla duszpasterzy, którzy przede wszystkim nie mogą
utracić więzi z mieszkańcami wsi. Muszą być wrażliwi na ich problemy.
Nie można przyklaskiwać tym, którzy nonszalancko odnoszą się do problemów
wsi. Muszą stanąć po stronie jej mieszkańców, jako pasterze, którzy
na wzór Dobrego Pasterza, znają owce i troszczą się o nie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu