Rozpoczął się liturgiczny okres Adwentu, czyli czas oczekiwania
na przyjście Boga Człowieka. W opinii nie tylko Polaków czekanie
nie cieszy się najlepszą reputacją.
Jako naród długo czekaliśmy na odzyskanie upragnionej
niepodległości, nie mogliśmy doczekać się końca zwłaszcza II wojny
światowej, a gdy już się skończyła, byliśmy skazani na półwiecze
dalszego narodowo-politycznego czekania. Wystawaliśmy w najrozmaitszych
kolejkach po najbardziej elementarne zakupy z chlebem włącznie, po
benzynę przed stacjami paliw, do lekarza, po comiesięczną rentę,
do podatkowego okienka w najrozmaitszych korkach ulicznych i na przystankach
autobusowo-tramwajowych... Ile przy tym było obrazy Bożej, przekleństw,
zniecierpliwienia, międzyludzkich konfliktów i starć nie zawsze tylko
słownych... A wszystko przez owo nieszczęsne oczekiwanie. Z czasem
wytworzyła się nawet instytucja albo zawód profesjonalnych "czekaczy"
. Byli to zazwyczaj emeryci, którzy za odpowiednim wynagrodzeniem
spędzali całe godziny, najczęściej nocne, w najrozmaitszych kolejkach:
po zakup mebli, pralki, samochodu itp. Ci być może chwalili sobie
zjawisko kolejek i obowiązkowego czekania. Czekanie było dla nich
sposobem na życie. Natomiast dodatkowo złorzeczyli czekaniu ci, którzy
owych zawodowych "czekaczy" byli zmuszeni opłacać. Jeszcze raz powtórzmy:
czekanie źle jest notowane, konieczność czekania ma bardzo złą prasę.
Ale czy tylko? Czy ten medal naprawdę nie ma drugiej
strony? Czy w ludzkim czekaniu rzeczywiście nie można się dopatrzeć
niczego dobrego?
Chyba jednak można. Są bowiem takie gatunki czekania,
które wzbudzają nasze emocje, dobre emocje, mobilizują nas wewnętrznie,
dodają chęci do życia. To na przykład oczekiwanie na przybycie ukochanej
osoby, otrzymanie dyplomu czy wyróżnienia, narodziny upragnionego
dziecka, wprowadzenie się do nowego domu. Wszystkie te oczekiwania
dodają swoistego uroku ludzkiemu życiu. Człowiek, który już na nic
nie czeka, nie bardzo widzi sensu swojego trwania przy życiu. Pozostaje
mu, dokładnie mówiąc, jeszcze jedno czekanie, ale to najgorsze z
możliwych: już tylko na śmierć. Trudno nie przyznać, że życie, któremu
nie towarzyszy już czekanie na cokolwiek i kogokolwiek, jest szare,
smutne i nie pociągające.
Reklama
Dla chrześcijanina zawsze jest adwent
W tym miejscu trzeba jednak zauważyć, że nie jest to sposób
myślenia, który mieliby prawo podzielać ludzie wierzący, dokładnie:
żyjący wiarą w prawdy przekazane nam przez objawienie. W świetle
tych prawd wiary życie chrześcijanina, niezależnie od jego doczesnych
okoliczności, zawsze ma charakter adwentowego czekania. Dokładnie
przedstawił to św. Paweł, który pisał do Filipian: "Dla mnie bowiem
życie - to Chrystus, a śmierć - to po prostu zysk... być z Chrystusem
to przecież wielkie szczęście..." (Flp 1, 21. 23).
Tak więc w życiu chrześcijanina nigdy nie powinno być
miejsca dla szarzyzny i bezcelowości. Kiedy się już nawet spełnią
wszystkie nasze małe ziemskie oczekiwania, pozostaje jeszcze jedno,
w pewnym sensie najważniejsze: oczekiwanie na spotkanie z Chrystusem. "
Być z Chrystusem to przecież wielkie szczęście". To na pewno największe,
najcenniejsze oczekiwanie z kategorii tych wszystkich pozytywnych
oczekiwań. I dlatego żaden dom emerytów nie musi być miejscem smutku,
beznadziejności i przygnębienia. Tam się oczekuje na radosne spotkanie
z Chrystusem. W tym jednym oczekiwaniu rehabilitują się niejako wszystkie
inne, najbardziej uciążliwe czekania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czekać - to mieć nadzieję
Oczekiwania ludzkie najczęściej bywają określone za pomocą
przymiotnika "cierpliwe" lub przysłówka "cierpliwie". Nie ma sprzeczności
pomiędzy czekaniem "pełnym napięcia" a "cierpliwym". Emocje, napięcia
przyczyniają się nawet do ożywienia cierpliwości. W przypadku oczekiwania
na spotkanie z Bogiem u podstawowej cierpliwości znajduje się wiara
w niezawodność Bożych obietnic, we wszechmoc i nieskończoną dobroć
Boga. U Boga wszystko jest możliwe. To właśnie ta wiara czyni nasze
oczekiwania bardziej spokojnymi, pozbawiając je nie zawsze pożądanego
podniecenia.
Z drugiej strony, na utrzymywanie się stanu swoistego
ożywienia wpływa towarzysząca oczekiwaniu nadzieja. Czekać - to mieć
nadzieję, że spełnią się nasze oczekiwanie. W niektórych sytuacjach
nadzieja przyczynia się do przedłużenia czekania i utrzymania w nas
woli życia. Nie wiemy oczywiście, jakie nadzieje ocalenia podtrzymywały
przez przynajmniej pewien czas marynarzy na zatopionym niedawno podwodnym
okręcie rosyjskim. Nikt nie dowie się też o sile nadziei tych, którzy
nie przeżyli, choć na ratowniczych tratwach utrzymywali się jakiś
czas po rozbiciu okrętu. Ale niejednokrotnie już opowiadali o swoich
nadziejach ocalenia górnicy uratowani z bardzo groźnej katastrofy
albo ofiary trzęsień ziemi, wydobyte po kilku dniach spod zwałów
gruzu. Pewien więzień amerykański, skazany niesłusznie na karę śmierci,
gdy po kilku latach został w kolejnym procesie uniewinniony, oświadczył
publicznie, że wiele razy miał okazję popełnić samobójstwo, ale utrzymywała
go przy życiu chrześcijańska nadzieja, że doczeka się skorygowania
niesprawiedliwego wyroku. I czekał.
Reklama
Czekanie umiejętne
Czekanie rzadko kiedy jest samą bezczynnością, beztroskim dolce far niente. A jeśli czekający dopuszczą do tego, to może ich spotkać to, co przeżyły nieroztropne panny z Ewangelii. Nie zdobyły się na umiejętność dobrego czekania. W prawdziwe czekanie musi być zaangażowana wiara i nadzieja. No i, rzecz jasna, miłość, zwłaszcza gdy oczekuje się na ukochane osoby i wymarzone zdarzenia. Przypominają się podniesione ku niebu oczy tłumów, wypatrujących helikoptera z Ojcem Świętym w czasie nie jednej jego pielgrzymki.
Reklama
Czekanie refleksyjne
Warto też zauważyć, że istnieje pewna różnica w oczekiwaniu na kogoś i w oczekiwaniu na coś. Oczekiwaniu na kogoś towarzyszą spekulacje: a to na temat jego wyglądu, jeśli jest w ogóle nieznany, a to na temat zmian w wyglądzie, gdy się osobę oczekiwaną już widziało. Zastanawiamy się, jak zareaguje na nasz widok, co powie, co my powinniśmy odpowiedzieć. Oczekiwanie na kogoś jest pełne myślenia. Nie dostrzega się tego w oczekiwaniu na osiągnięcie jakiejś rzeczy martwej, choćby przedstawiała dla nas niemałą wartość.
Skazani na czekanie?
Wreszcie należy odróżniać oczekiwanie, które sami sobie niejako z całą dobrowolnością zadajemy od oczekiwania narzuconego nam przez innych albo przez zewnętrzne okoliczności. Bywamy więc skazywani na czekanie albo sami decydujemy się poczekać z podjęciem jakiejś decyzji. W tym drugim przypadku oczekiwaniu towarzyszą ludzkie kalkulacje, ciągłe ważenie wszystkich "za" i "przeciw", w pierwszym dokłada się wszelkich starań, żeby samo oczekiwanie nie było zbyt uciążliwe.
Bóg czeka
Posługując się nieco paradoksalnym sposobem i myślenia, i mówienia,
można by powiedzieć, że Pan Bóg też przeżywa swój adwent. Pan Bóg
też oczekuje: oczekuje na przyjście człowieka. Czasami to oczekiwanie
trwa od jednej spowiedzi wielkanocnej do drugiej, ale niekiedy przeciąga
się na wiele lat lub na całe życie. Bywa i tak, że w ogóle do niego
nie dochodzi za ziemskiego życia człowieka. Trwa Boże oczekiwanie.
Skończy się w dniu Sądu Ostatecznego. I jak my w adwentowych modłach
prosimy niebiosa, by nam zesłały Sprawiedliwego, tak też On, ów Sprawiedliwy,
przeżywając swój adwent, zwraca się do nas z apelem: "Przyjdźcie
do Mnie wszyscy" (Mt 12, 28) lub zaprasza nas na ucztę poprzez swoich
wysłanników wołających (Łk 14, 17).
Obyż nasze dobre, pobożne przeżycie czasu adwentowego
przyczyniło się do skrócenia adwentu Bożego, czyli czasu oczekiwania
na nasz powrót do domu Ojca.