Reklama

Niedziela w Warszawie

Mikołaj, jakiego nie znamy

Jest w Warszawie tylko jedna parafia św. Mikołaja. Nie jest to jednak Mikołaj z długą, siwą brodą i rubasznym śmiechem, który rozdaje prezenty i nosi czapkę z pomponem. To prawdziwy Cudotwórca, którego podziwiać możemy na prawosławnych ikonach

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Żeby dostać się do parafii św. Mikołaja, trzeba najpierw „włamać się” na teren wojskowy, potem wytłumaczyć żołnierzom kim się jest, a na końcu zejść jeszcze do podziemi budynku. Tam, za jedną z wielu par drzwi, ukryta jest mała kaplica, w której zawsze unosi się zapach kadzidła, a od ikonostasu bije niezwykły blask, łączący się ze światłocieniem prawosławnej świątyni.

– Modlimy się tu niemal jak pierwsi chrześcijanie: w katakumbach, ukryci przed światem – śmieje się ks. por. Łukasz Godun, jeden z wikariuszy Tymczasowej Katedry Wojskowej św. Mikołaja Cudotwórcy czyli warszawskiej parafii katedralnej Prawosławnego Ordynariatu Wojska Polskiego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie chodzi jednak o to, że prawosławni wierni Warszawy – ci związani z wojskiem, jak również wszyscy inni, których z parafią łączy po prostu wiara i obrządek – ukrywają się przed kimkolwiek. Kaplica pod wezwaniem męczennika św. Bazylego (Martysza) jest po prostu tymczasowym rozwiązaniem, pewnym przedprogiem cerkwi, na której budowę ks. Godun wciąż nie traci nadziei.

A choć kaplicy patronuje św. Bazyli i jego przedstawienie znajduje się w ikonostasie, to jednak miejsce patrona musiał ustąpić św. Mikołajowi Cudotwórcy.

Św. Nikołaj – poznany na nowo

Nie jest to jednak Mikołaj z długą, siwą brodą i rubasznym śmiechem, który rozdaje prezenty i nosi czapkę z pomponem. Zgoła inaczej jest przedstawiany na ikonach Swiatitiel Nikołaj, archijepiskop Mirlikijskij, czudotworec – jak jest określany w języku cerkiewnosłowiańskim.

– Nie jest przypadkiem, że gdy już niemal 20 lat temu erygowano warszawską prawosławną parafię wojskową, za patrona obrano właśnie tego świętego – mówi ks. Łukasz Godun. – Jest on jednym z najbardziej czczonych w prawosławiu świętych, a poza tym był niezwykle zdyscyplinowany oraz waleczny, a to łączy go z wojskiem – dodaje wikariusz.

W naszej kulturze święty biskup z przełomu III i IV wieku najbardziej znany jest z tego, że chętnie dzielił się tym, co miał – rozdał ubogim cały spadek po rodzinie i troszczył się o swoich wiernych, pomagając im również materialnie.

Reklama

Mało kto jednak wie, że na soborze w Nicei – stając w obronie prawdziwej wiary i nie zważając na konsekwencje – miał spoliczkować głoszącego herezje Ariusza. Niewielu zna również historię o tym, jak uratował honor trzech panien, dając im dyskretnie posag, by mogły wyjść za mąż, lub też o żeglarzach uratowanych dzięki niemu z katastrofy.

Z wojskiem zaś łączy św. Mikołaja Cudotwórcę nie tylko dyscyplina i odwaga, ale jeszcze inna historia, kiedy wstawił się za trzema pojmanymi żołnierzami ratując ich od niesłusznie wydanego wyroku.

– Wspomina o tym nawet jeden z wersetów Akatystu ku czci św. Mikołaja, który jest śpiewany w kościele prawosławnym: „Zabłysnąłeś niby światło życia, przynosząc wybawienie wodzom, mającym ponieść niesprawiedliwą śmierć, a ciebie wzywającym, Mikołaju, dobry pasterzu – cytuje hymn ks. Godun.

Kult św. Mikołaja

Święty ten jest tak bardzo czczony w kulturze prawosławnej m.in. właśnie dlatego, że był po prostu ludzki i wychodził naprzeciw potrzebom i problemom wiernych. Jednocześnie zaś potrafił zdecydowanie bronić wiary, gdy było to potrzebne. Jego kult rozwinął się niemal od razu po śmierci ok. 343 roku, gdy okazało się, że relikwie biskupa wydzielają leczniczy, pachnący olejek – mirrę. W rycie prawosławnym istnieje wiele modlitw i hymnów ku czci Świętego, jak choćby wspomniany wyżej Akatyst.

Można go zresztą usłyszeć również w Warszawie. Choćby w przeddzień wspomnienia św. Mikołaja tj. 19 grudnia (czyli 6 grudnia według kalendarza juliańskiego), podczas całonocnego czuwania ku czci Świętego w kaplicy Prawosławnego Ordynariatu WP przy ul. Banacha 2.

– Modlimy się już w wigilię dnia pamięci świętego, podczas całonocnego czuwania, prosząc o wstawiennictwo naszego patrona. A rano, gdy słońce wstaje, odprawiamy Eucharystię. Jest to wymowny znak tego, że przez modlitwy do św. Mikołaja, jego wstawiennictwo oraz wspominając jego przykład i czyny, dochodzimy do Świętej Liturgii, do tego co najważniejsze czyli do zjednoczenia z Chrystusem – mówi ksiądz wikary.

Reklama

Każdy może być „cudotwórcą”

Czy zatem powinniśmy porzucić wizerunek rubasznego staruszka z brodą rozdającego prezenty, a zwrócić się jedynie ku wizerunkowi Mikołaja przedstawianego na ikonach? Zdaniem ks. Łukasza Goduna nie jest to konieczne. – Trzeba po prostu mieć świadomość granicy między sacrum i profanum, między św. Mikołajem Cudotwórcą, Biskupem z Miry, a tym ubranym na czerwono, z czapką z pomponem. Tego pierwszego czcimy, a drugiego możemy lubić i nie ma w tym nic złego.

Nie ma też potrzeby walczyć z tradycją. Przeciwnie – podtrzymując ją i obdarowując się wzajemnie prezentami w tzw. mikołajki, upodabniamy się w pewien sposób do Świętego. Naśladując jego cechy charakteru i czyny, dzięki którym jest czczony, każdy z nas może stać się św. Mikołajem, każdy z nas może być „cudotwórcą”.

2013-11-26 16:08

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Mikołaj z Bari uczczony w Lisowie

Niedziela kielecka 50/2016, str. 4-5

[ TEMATY ]

parafia

relikwie

św. Mikołaj

T. D.

Kościół pw. św. Mikołaja w Lisowie

Kościół pw. św. Mikołaja w Lisowie

Kościół parafialny w Lisowie pw. św. Mikołaja należy do świątyń o bardzo starej metryce. Rubrycela Katedralna podaje, że został ufundowany w 1119 r. Kult św. Mikołaja jest żywy i wciąż ożywiany, czego dowodem jest sprowadzenie w tym roku relikwii patrona z dalekiego Bari i ich intronizacja.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Poligon świata i pokój serca

2024-04-25 07:30

[ TEMATY ]

felieton (Łódź)

Adobe Stock

Sporo jeżdżę po Łodzi: odwożę wnuczki ze szkoły do domu albo na zajęcia muzyczne. Dwa, trzy razy w tygodniu. Lubię to, chociaż korki i otwory w jezdniach dają nieźle popalić. Ale trzeba jakoś dzieciom pomóc; i na stare lata mieć z żoną poczucie przydatności. Poza tym: zakupy, praca – tak jak wszyscy. Zatem: jeżdżę, widzę i opisuję.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję