Reklama

Świat

Bóg dodał resztę

Niedziela Ogólnopolska 49/2015, str. 18-20

[ TEMATY ]

błogosławiony

beatyfikacja

misjonarze

franciszkanie.pl

O. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski

O. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Za plecami widać monumentalne Andy. Żółte nitki ścieżek na zielonych wzgórzach giną gdzieś na porażająco błękitnym nieboskłonie. Dwójka roześmianych młodych mężczyzn w szarych franciszkańskich habitach pozuje do zdjęć. Obaj brodaci i spaleni słońcem. O. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski z krakowskiej prowincji Braci Mniejszych Konwentualnych. Na wielu fotkach towarzyszą im oliwkowe twarze tubylców o migdałowych oczach i hebanowych włosach.

Jest jeszcze inne zdjęcie – tłum przed małym kościołem, pochylone postacie, jakby coś przygniatało tych ludzi do ziemi. Kilka osób odwróconych w kierunku obiektywu ma zapłakane oczy. Trzy trumny w kwiatach, rzędy klęczących, nad nimi kapłan unoszący ku górze ręce, jakby pytał niebiosa – dlaczego. Z boku stoi dziecko z szerokim szczerbatym uśmiechem, które za plecami ma biało-czerwoną flagę. Ono jedno nie pasuje do tego smutnego zdjęcia, a jednocześnie puentuje całą historię.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Druga ojczyzna

Peru, kraj w Ameryce Południowej, leży prawie 11 tys. km od Polski. Kawał drogi. To jeden z najbardziej katolickich krajów świata – blisko 80 proc. jego mieszkańców jest wyznania rzymskokatolickiego. Jak w takim miejscu mogło dojść do brutalnego mordu na dwóch kapłanach? Nie byli ważni ani wpływowi, ani nawet specjalnie znani poza własną parafią. Zamordowano Bogu ducha winnych ludzi, którzy pracowali w małym miasteczku w sercu niedostępnych gór, gdzie najłatwiej poruszać się albo pieszo, albo na koniu. Nie mieli poglądów politycznych, a przynajmniej głośno o nich nie mówili. Żyli tak, jak nakazywał im ich patron, mentor i duchowy ojciec – św. Franciszek: bez hałasu, ale za to w prostocie i pięknie.

W sobotę 5 grudnia papież Franciszek dołącza ich nazwiska do grona błogosławionych Kościoła katolickiego. A miejscem beatyfikacji jest miejsce ich kaźni – górskie miasteczko z dala od cywilizacji, które dwóch franciszkanów z Polski nazywało „niebem na ziemi”.

Reklama

Archiwum Zgromadzenia Sióstr Serafitek

To zdjęcie o. Michał Tomaszek przysłał z misji do kraju. Na odwrocie napisał: „Czasem jak ludzie nie chcą słuchać, to... (osły są tu bardzo popularne)”. Pariacoto, kwiecień ’90

To zdjęcie o. Michał Tomaszek przysłał z misji do kraju.
Na odwrocie napisał: „Czasem jak ludzie nie chcą słuchać, to...
(osły są tu bardzo popularne)”. Pariacoto, kwiecień ’90

Polski trop

Ta historia zaczyna się dawno temu na południu Polski. Michał Tomaszek pochodzi ze wsi Łękawica niedaleko Żywca. Zbigniew Strzałkowski – z podtarnowskiej wioski. Obaj przychodzą na świat w niezamożnych rodzinach rolników. Są zwyczajnymi chłopakami, niczym specjalnie niewyróżniającymi się z tłumu rówieśników. Może poza jednym – są pobożni, ciągnie ich do Kościoła i obu w pewnym momencie marzy się wyjazd na misje. Misje to ekstremalny sposób na życie, mający w sobie coś z ryzyka i coś z przygody. Ciągnie ich w świat, bo obaj mają podobny rys charakteru – determinację. Są pracowici, wytrwali i obdarzeni tym czymś, co ludzie zwykli nazywać „iskrą Bożą”. Droga życiowa obydwu zawiedzie za klasztorną furtę, choć trafią tam każdy po swojemu.

Michał zaraz po szkole podstawowej pisze podanie o przyjęcie do Niższego Seminarium Duchownego Franciszkanów w Legnicy. Zbigniew skończy technikum, nim zdecyduje się na wstąpienie do zakonu. Obaj w swoich podaniach zadeklarują chęć wyjazdu na misje. Obydwu to marzenie się spełni.

Zbigniew, ten niższy, jest inteligentny, świetnie zorganizowany, pracowity i wysportowany (ponoć pod łóżkiem trzymał sztangę). Twardy chłop, jak opisuje go kumpel z dzieciństwa Krzysztof Łabno. Nauczyciel z rodzinnej miejscowości nazywał go najlepszym uczniem, jakiego miał. Na biało-czarnych zdjęciach przystojny chłopak o ujmującym uśmiechu, choć zawsze w otoczeniu rówieśników, trzyma się trochę z boku. Tajemniczy. Można przypuszczać, że najpierw chce spróbować innego życia. Po technikum zaczyna pracę w ośrodku mechanizacji. Fakt, że wstępuje do franciszkanów, zaskakuje nawet rodzinę. Zaraz po święceniach zostaje wicerektorem Niższego Seminarium Duchownego w Legnicy. Jednym z jego uczniów jest znany dziś franciszkanin – o. Jan Maria Szewek. O. Zbigniew był wówczas dla młodziaków idolem, patrzyli w niego jak w obrazek. A on? On zakasywał rękawy, przewiązywał bujne włosy bandanką, żeby pot nie zalewał mu czoła, i targał wiadra z gruzem z poddasza na parter. W ten sposób pomagał robotnikom w adaptowaniu strychu na franciszkański internat. Nie był postacią tuzinkową ani łatwą do zaszufladkowania. Wiedział, czego chce, a raczej wyczuwał, czego może chcieć od niego Bóg. Tego typu człowiek, skoro decyduje się na wyjazd w nieznane, w ekstremalnie trudne warunki, i skazuje się na niepewny los, musi mieć sprawę dokładnie przemyślaną. A o. Zbigniew powtarzał, że życie ma sens, jeśli czemuś służy. Ma sens, jeśli jest służbą.

Reklama

Michał, ten wyższy, ma dar łatwego kontaktu z ludźmi, zwłaszcza z młodymi. Gra na gitarze, jest pełen pomysłów, energii i radości życia. A jednocześnie jest skupiony na modlitwie. Do nowicjatu przywozi z domu małą figurkę Niepokalanej. Jego koledzy kursowi wspominają, że gdy nie mogli znaleźć nigdzie Michała, to w końcu znajdowali go na modlitwie. Nim władze zakonne pozwolą mu wyjechać na wymarzone misje, przez dwa lata jako młodziutki zakonnik pracuje w Pieńsku, małej parafii na Ziemiach Zachodnich. To tam spotyka misjonarza z Peru o. Szymona Chapińskiego. Gadają całą noc. Może właśnie wtedy w Michale rodzi się myśl, że miejscem, gdzie może się spełnić jako człowiek i jako kapłan, jest egzotyczne Peru...

Niebo i piekło

Jest rok 1989, w Polsce nastaje czas wielkich przemian. W Peru postrach sieją partyzanci, a raczej terroryści ze Świetlistego Szlaku. Chcą obalić władzę i zaprowadzić w kraju komunizm. Jak trzeba, to siłą. Są znani ze swej brutalności. W metodach działania przypominają dzisiejszych dżihadystów z Państwa Islamskiego. Porywają ludzi, torturują, mordują setkami. Palą wsie i miasteczka. Każdy, kto nie jest z nimi, jest przeciwko nim. Ich przywódca wielokrotnie deklaruje, że nienawidzi religii, tego „opium dla ludu”.

Reklama

Dwaj polscy zakonnicy zostają skierowani do małego miasteczka Pariacoto, leżącego 500 km od Limy, stolicy Peru. To naprawdę licha mieścina, kilka budynków wyglądających, jakby były zbudowane z tektury, dziurawe drogi, zniszczone zabudowania kościółka i klasztoru, w których powitali zakonników bezzębna Indianka i pies. Nie ma wody, nie ma prądu, praktycznie nie ma niczego. Tylko te zapierające dech w piersiach monumentalne góry wokoło.

Zaczynają niemal od zera. Zwłaszcza w dziedzinie duchowej. O. Michał w listach do rodziny w kraju opisuje trudną codzienność kapłana misjonarza. Jak są nieustannie obserwowani przez tubylców, z których większość zazwyczaj jest pijana, a ci w miarę trzeźwi nie wydukają nawet „Ojcze nasz”. Wyśmiewają księży i garstkę tych, którzy decydują się przyjść do kościoła albo na procesję.

Na zdjęciach sprzed ćwierć wieku można dość łatwo prześledzić proces przemiany tamtejszej społeczności. O. Michał i o. Zbigniew wraz z rosnącą ze zdjęcia na zdjęcie liczbą ludzi. Zakonnicy na osiołkach, spaleni słońcem, przy misjonarskiej terenówce, w sandałach i koloratkach na środku niemal pustynnego krajobrazu. I coraz więcej, więcej i więcej ludzi. O. Michał mruży oczy przed słońcem, stając na czele procesji. O. Zbigniew ze skupieniem na twarzy chrzci rozwrzeszczane niemowlę. Czy właśnie wtedy mówili, że czują się w Pariacoto, jakby trafili do nieba?

Zastanawia, jaki ogrom pracy musieli włożyć w to, by przekonać do siebie tych nieufnych ludzi. Jak wielką pracę musieli wykonać, by ich najpierw zaakceptowali, a potem pokochali. Jak sprawić, by chodząca własnymi drogami, niesforna, nękana nałogami społeczność stała się żywym organizmem, świetną parafią, rodzajem wspólnoty niemal rodzinnej, o jakiej marzy chyba każdy proboszcz? A parafia to niełatwa, nawet terytorialnie. Liczy ponad 70 wiosek porozrzucanych w niedostępnych górach. Chodzili i jeździli po nich bez przerwy, bez wytchnienia. W Pariacoto zakonnicy zbudowali instalacje wodne, założyli kanalizację, uruchomili agregat prądotwórczy. Gdy epidemia cholery dziesiątkowała miejscowych, sprowadzali pielęgniarki i lekarzy. Sami wozili zarażonych do najbliższego szpitala. Zapewne dlatego o. Zbigniewa tubylcy nazywali „swoim doktorkiem”.

Reklama

Komu przeszkadza dobro

I jak to czasem bywa, niektórych zaczęli irytować. Jeśli młodzi ludzie wolą iść do kościoła niż do lewackiej partyzantki, to trzeba interweniować. Świetlisty Szlak miał swoje metody działania. Czy zakonnicy z Polski wiedzieli o nadciągającym niebezpieczeństwie? Zapewne tak, ale je lekceważyli. O. Michał pisał, że są szczęśliwi, że spełniły się ich marzenia. Odnaleźli swoje miejsce w życiu i pragnęli, by tak pozostało. Ale przede wszystkim nie wyobrażali sobie – jak potwierdzają świadkowie – by mogli zostawić swoich ludzi na pastwę zwyrodnialców. Chcieli ich bronić, ochraniać, zapewniać im bezpieczeństwo.

Tymczasem bandytom nie chodziło o tubylców. Postanowili zabić kapłanów. Najpierw otoczyli wioskę, a potem spokojnie czekali, aż ci skończą odprawiać Mszę św. Czy księża widzieli ich, stojąc za ołtarzem? Czy dostrzegł ich o. Zbigniew, głoszący ostatnie w swoim życiu kazanie o dobru i sprawiedliwości?

Zapadł już zmrok, gdy napastnicy spętali im ręce i wepchnęli na tył samochodu. Zakonnicy wcześniej poprosili tylko, żeby bandyci dali spokój trzem peruwiańskim chłopcom z zakonnego nowicjatu. W ostatniej chwili do środka udało się wskoczyć miejscowej zakonnicy – s. Bercie Hernández, która dobrze wiedziała, co się święci. To ona relacjonowała później rozmowę, która odbyła się w ciemnym wnętrzu pojazdu. Zapamiętała ją dokładnie, jakby odbyła się wczoraj, a nie ćwierć wieku temu. – Czego tutaj szukacie? Czego chcecie? – krzyczeli terroryści. I spokojny głos o. Michała: – Jeśli masz nam coś do zarzucenia, zrobiliśmy coś złego, to powiedz nam... To niemal cytat z Ewangelii, ze sceny pojmania Jezusa. Ciekawe, co odpowiedzieli bandyci, bo zakonnica już nam tego nie opowie. Wykopali ją z samochodu, nim znaleźli to miejsce w starej części miasteczka, które zwą Pueblo Viejo. Nie certolili się. Mieli wprawę w szybkich egzekucjach. Błyskawiczny strzał w tył głowy. O. Zbigniewowi dodatkowo strzelają w kręgosłup. Przypinają mu do pleców kartkę zabazgraną koślawym odręcznym pismem: „Tak giną sługusy imperializmu”. Razem z nimi ginie miejscowy wójt. W nocnej ciszy te cztery strzały echo musiało nieść daleko... Na pewno słyszy je s. Berta i ludzie w całym miasteczku...

To z nienawiści

Ktoś potem napisał, że ich życie i śmierć to niemal przepis na męczeństwo. Ale nie to rodem ze średniowiecznych kronik, lecz współczesne. Legendarny peruwiański biskup Luis Bambarén, jezuita, ówczesny biskup miejsca, zapytał kiedyś Abimaela Guzmána Reynoso, przywódcę terrorystów, dlaczego jego ludzie mordowali swych braci. A ten po chwili milczenia odpowiedział, że z powodu nienawiści. Do nich? – Nie – rzucił krótko. – Do Boga, do religii...

2015-12-02 08:54

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Eucharystia w życiu i nauce bł. o. Honorata Koźmińskiego

W Roku Eucharystii, odpowiadając na apel Ojca Świętego, pochylamy się coraz głębiej nad tajemnicą obecności Pana Jezusa pod postacią chleba. Naszym przewodnikiem czynimy dziś wiernego syna Kościoła - bł. o. Honorata Koźmińskiego (1829-1916) z Białej Podlaskiej.

Duchowy syn św. Franciszka z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, gorliwy czciciel Maryi, założyciel licznych rodzin zakonnych, swoje życie osobiste i działalność apostolską budował na mocnym fundamencie, jakim jest Jezus Chrystus utajony w Najświętszej Eucharystii.
Ojciec Honorat uważał Eucharystię za największy skarb Kościoła. W jednym ze swych kazań mówił: „Ze wszystkich skarbów, jakie Kościół święty posiada, największy jest bez wątpienia Najświętszy Sakrament, w którym przebywa nieustannie ukryty Ten, który jest szczęściem całego nieba”. Naoczni świadkowie życia o. Koźmińskiego stwierdzają, że nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu było jakoby osią, dookoła której obracało się jego życie. Najświętszy Sakrament często nawiedzał i z wielką czcią adorował. Bardzo starannie przygotowywał się do sprawowania Mszy św., czynił to z wielką uwagą i pobożnością. Cześć Najświętszego Sakramentu usilnie zalecał także swoim duchowym dzieciom. Członków zakładanych przez siebie zgromadzeń zakonnych zobowiązywał do odprawiania codziennej adoracji, a wszystkich penitentów zachęcał do częstej Komunii św. Na 50 lat przed dekretem Sacra tridentina Synodus o. Koźmiński był apostołem codziennej Komunii św., w której upatrywał nie nagrodę za dobre życie, ale lekarstwo i posiłek duchowy dla chorych i słabych.
Przykład życia i nauka tego wielkiego syna podlaskiej ziemi nie straciły nic na swej aktualności. Kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II w Liście Apostolskim o Eucharystii wzywa, by zajmowała ona centralne miejsce w życiu chrześcijan, aby naszej postawie wobec Eucharystii towarzyszył najwyższy szacunek, to niejako w tle tych słów możemy dostrzec bł. Ojca Honorata klęczącego w postawie głębokiej adoracji przed tabernakulum i zachęcającego swych penitentów do takich samych gestów.
Eucharystia jest, zdaniem o. Koźmińskiego, „cudem nad cudami, żywą pamiątką wszystkich tajemnic wiary, cudem niepojętej miłości, dlatego zasługuje na najwyższe uczczenie. W czasie każdej Mszy św. Słowo staje się Ciałem i przebywa między nami. Powtarza się więc cud zwiastowania, kiedy to w łonie Maryi Odwieczne Słowo Ojca stało się ciałem. Motywem takiego postępowania Boga jest miłość”. Ojciec Honorat w jednym ze swoich kazań wyjaśnia: „Miłość przywiodła Go (Chrystusa) do rodzenia się codziennie na ołtarzu, które jest większym upokorzeniem niż przebywanie w żłóbku czy Nazarecie lub w tabernakulum. Ta miłość przynagla Go do odnawiania na całym świecie swojej Męki i do ustawicznego ofiarowywania się sercu Ojca za grzechy nasze tak, jak się zaofiarował raz na Krzyżu, na Kalwarii”. Jest zatem Eucharystia sakramentem miłości, bo samo źródło Miłości i sam Sprawca Miłości w Niej się zawiera. Św. Jan napisał w swoim liście „Bóg jest Miłością” (1 J 4, 8) i tylko miłość może Go zadowolić. Także dziś aktualne są słowa Ojca Honorata: „Biegnie On (Jezus) do ciebie sercem w Komunii św. i chce, abyś ty ku Niemu sercem wybiegł, aby te serca mogły się ze sobą zjednoczyć. (…) Nie ma większej miłości nad tę, jaką Pan Jezus objawia w tym, gdy w Komunii św. daje nam swoje Serce, podobnie nie ma większej miłości z naszej strony niźli wtedy, gdy przystępujemy do Komunii św. i całym sercem Jemu się oddajemy”. Ta miłość staje się, zdaniem Ojca Honorata, źródłem pokrewieństwa człowieka i Boga. „Na ołtarzu ta sama Krew się leje, tę samą spożywamy, przez co stajemy się krewnymi Chrystusa. Bo cóż to jest krewny? To człowiek, w którym ta sama krew płynie. Dlatego my krewni Boga. Spokrewnieni z Bogiem, bo Syna Bożego Krew w nas płynie. Jednoczenie się z Bogiem przemienia nas w Niego, czyni nas z Nim jedno”.
Aby Komunia św. mogła przynosić w nas oczekiwane rezultaty, musimy także dzisiaj okazać gest dobrej woli. Bł. o. Honorat zachęca nas: „Pozwólcie Panu Jezusowi ukrytemu w Najświętszym Sakramencie robić ze sobą, co zechce, a On dusze wasze pokrzepi, On je oczyści, On je powoli przemieni w Siebie, abyście byli doskonale z Nim jedno, aby was miłość przemieniła tutaj w Niego”. O. Koźmiński przypomina nam, że „Komunia św. napełnia wszelką świętością, to najkrótszy sposób do świętości (…). Komunia św. cię oczyści, Komunia św. cię umocni, Komunia św. cię od upadku zachowa. Komunia św. rozbudzi w sercu wszystkie najświętsze uczucia. Przyjmować Komunię św., to kłaść ogień w swoje serce, który sam jeden dokona dzieła nawrócenia i naszego uświęcenia, wypali namiętności, ogrzeje oziębłe nasze serca i zapali je miłością, napełni wzgardą świata i jego marnością, uczyni światowego człowieka świętym”. Ten ogień gorejący w sercu chrześcijanina staje się źródłem, z którego „rozbiegają się” iskierki dobra niosące współczesnemu światu Ewangelię i ożywiające społeczeństwo duchem chrześcijańskim, do czego zachęca nas Jan Paweł II (List Apostolski o Eucharystii, 24).
Nasze krótkie zamyślenia nad Eucharystią w życiu i nauce bł. o. Honorata Koźmińskiego pokazują ponadczasowość jego przykładu i stwierdzeń. Mimo upływu 100 lat dostrzegamy zdecydowaną nić łączącą zakonnika z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, który całe swe życie złożył w ręce Maryi, wołając: „Tuus totus sum ego et omnia mea Tua sunt” i Jana Pawła II - pierwszego z rodu Polaków, który hasłem swego pontyfikatu uczynił słowa: „Totus Tuus”. Tą nicią jest miłość, cześć i szacunek do Najświętszej Eucharystii. Niech powyższe rozważanie pomoże każdemu z nas odnaleźć tę nić w swoim życiu.

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół przyjaznych osobom LGBTQ+

2024-04-24 13:58

[ TEMATY ]

LGBT

PAP/Rafał Guz

„Bednarska" - I społeczne liceum ogólnokształcące im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji w Warszawie zostało najwyżej ocenione w najnowszym rankingu szkół przyjaznych osobom LGBTQ+. Ranking przedstawiła Fundacja "GrowSpace" w siedzibie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ranking w gmachu MEN został zaprezentowany po raz pierwszy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję