Reklama

Wdzięczność za doświadczenie i dar

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 1/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Święty czas przygotowania do Jubileuszu i owocne przeżywanie go - to podjęcie trudu pokazania autentycznego życia chrześcijańskiego konkretnych ludzi, każdego z nas w świetle Ewangelii, w świetle jej radykalizmu. To szczególny duchowy wysiłek zmierzający do potwierdzenia prawdy, że nakazy Chrystusa brane poważnie, odpowiedzialnie i na serio - wprowadzają nas w świat najpiękniejszych wartości, które wyrastają z najgłębszych ludzkich potrzeb i znajdują potwierdzenie w prawie natury.

Tylko ludzie wierni prawdzie, dobru i miłości stają się uczniami Chrystusa. Oczywiście droga takiego życia ze swej natury jest trudna, stroma i wąska. W punkcie wyjścia domaga się zgody na dźwiganie krzyża: "Kto chce iść za Mną, niech się zaprze same-go siebie, niech weźmie swój krzyż na każdy dzień i niech Mnie naśladuje" ( Mk 8, 34).

Ten niezwykły realizm i radykalizm dane mi było na nowo z niezwykłą mocą przeżywać w dobiegającym już kresu Roku Jubileuszowym. Stało się to za sprawą kilkumiesięcznej choroby i śmierci mojej Mamy. Choroby, która objawiła się u progu Roku Jubileuszowego w klimacie świąt Bożego Narodzenia i nieuchronnego faktu śmierci, która nastąpiła w połowie najpiękniejszego miesiąca roku, poświęconego Matce Zbawiciela - maju.

Kiedy w Uroczystość Wszystkich Świętych zapalałem znicz na grobie mojej Matki, jakże oczywiste i krzepiące stały się dla mnie słowa umieszczone na płycie nagrobnej: "Życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy".

Ojciec Święty Jan Paweł II w liście poświęconym obecnemu Jubileuszowi mocno podkreśla, że: "Jubileusz powinien utwierdzić w dzisiejszych chrześcijanach wiarę w Boga, który objawił się w Chrystusie, umocnić nadzieję, wyrażającą się w oczekiwaniu na życie wieczne, ożywić miłość, czynnie służąc braciom".

Okres rozwijającej się choroby mojej Mamy był czasem niezwykłej dla mnie i moich najbliższych okazji do oczyszczenia i utwierdzenia naszej wiary, do ożywienia miłości, a także do umocnienia nadziei.

"Cała historia chrześcijaństwa - pisze w tym samym liście Jan Paweł II - jawi się jako jedna rzeka, do której kierują swe wody liczne dopływy. Rok 2000 każe nam spotkać się w duchu odnowionej wierności i pogłębionej komunii nad brzegami tej wielkiej rzeki: rzeki Objawienia, chrześcijaństwa i Kościoła, płynącej przez dzieje ludzkości, poczynając od wydarzenia, które miało miejsce w Nazarecie, a potem w Betlejem przed dwoma tysiącami lat".

W ciągu mijającego Roku Jubileuszowego zatrzymując się nad brzegami tej rzeki i wpatrując się w nią przy okazji rozlicznych wydarzeń w skali Kościoła lokalnego i powszechnego miałem niejednokrotnie okazję odczytywać swoje zobowiązania włączenia się w ten strumień ludzi, którzy idą i przemierzają ten świat od dwóch tysięcy lat. Ludzi czujących się nie tylko pielgrzymami, ale i świadkami Chrystusowego dzieła zbawienia. Wśród tej niezmierzonej rzeszy wędrowała także przez 86 lat moja Matka. Jej narodziny do życia wiecznego stanowiły dla mnie w tym świętym czasie Roku Jubileuszowego najważniejsze doświadczenie wiary i niezwykle zobowiązujący dar, za który dziękuję Dobremu Bogu.

Ks. kan. Eugeniusz Jankiewicz,referent kurii biskupiej

To co najlepsze jest przede mną

Reklama

Przed rokiem napisałem: "Chciałbym, aby Rok Święty stał się dla mnie czasem wyzwolenia i powrotu. Wyzwolenia od grzesznych przywiązań i powrotu do Bożego zamysłu. (...) Ponieważ Bóg jest zawsze wierny swoim obietnicom, ośmielam się mieć radosną nadzieję, że i dla mnie Rok 2000 będzie okazją do takiego właśnie przemieniającego spotkania. Znam jednak zmysł praktyczny Jezusa (...). Sądzę więc, że w Roku Świętym (...) zdobędę również kolejny stopień naukowy".

Czy patrząc z perspektywy minionych dwunastu miesięcy mogę powiedzieć, że moje nadzieje się zrealizowały? Zacznijmy od tej ostatniej, dodanej nieco dla żartu, by rozładować jubileuszowy patos. Stopień naukowy zdobyłem. To owoc konkretny, choć chyba niezupełnie można go wiązać z Rokiem Świętym. Przecież nie tylko w czasie Jubileuszu na kościelnych uczelniach zdobywa się licencjaty z teologii. A więc co z tą najważniejszą nadzieją? Czy spotkałem się, głębiej niż do tej pory, z Jezusem, który wyzwala od zła i wprowadza na drogę nawrócenia? To bardzo osobiste pytanie. Można z łatwością uchylić się od odpowiedzi zasłaniając się potrzebą intymności, czy wręcz pokorą. Można sprawę załatwić kilkoma (czy nawet wieloma) pięknie brzmiącymi, pobożnymi zdaniami, które będą tak ogólne, że pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Można wreszcie poprzestać na opisaniu wydarzeń zewnętrznych, których tu, w Rzymie na pewno nie brakowało. Wydaje mi się jednak, że warto stawić czoła tym pytaniom. Nawet jeśli szczera odpowiedź wydaje mi się tak bardzo zwyczajna.

Pierwszego stycznia witałem nowy rok razem z tłumami zgromadzonymi na placu św. Piotra w Rzymie. Jako jego (tymczasowy) mieszkaniec, uczestniczyłem w kolejnych miesiącach roku 2000 w niejednej jubileuszowej uroczystości. Wiele razy przekraczałem Święte Drzwi papieskich bazylik. Towarzyszyłem jako przewodnik moim krewnym, przyjaciołom i znajomym, gdy przybywali w pielgrzymkach do Wiecznego Miasta. Pielgrzymowałem i ja, tyle że do Ziemi Świętej. Modliłem się w Jerozolimie, w Betlejem, w Galilei, na górze Synaj, i w wielu innych miejscach, w których rozgrywały się biblijne wydarzenia. Pozostawiło to we mnie jakieś ślady, czasem głębokie, czasem delikatne, wręcz ledwie zauważalne. Gdy rok 2000 dobiega końca, chciałbym jednak przywołać tylko jedno z nich.

Jest zwyczajem nie tylko jubileuszowym, że na rozpoczęcie roku akademickiego w kościelnych uczelniach Rzymu Papież zaprasza wszystkich profesorów i studentów na wspólną Eucharystię do Bazyliki św. Piotra. Tym razem Jan Paweł II nie przewodniczył Mszy św. Był jednak na niej obecny i wygłosił homilię. Mówił m.in. o tym, że praca naukowa, studiowanie, odgrywa w ewangelizacji równie ważną rolę, co bezpośrednia działaność duszpasterska, taka - jak to ujął Papież - na pierwszej linii. Oczywiście, wiele razy słyszałem już podobne słowa. A mimo to, po dwóch latach pobytu na studiach wciąż odzywała się we mnie tęsknota za zwyczajnym duszpasterstwem, za pozostawioną w Polsce pracą parafialną. A tej tęsknocie towarzyszyło przekonanie, iż taka praca jest znacznie ważniejsza i o wiele pożyteczniejsza od moich studiów. Studiując miałem wrażenie, jakbym znajdował się gdzieś na obrzeżach działalności ewangelizacyjnej Kościoła, jakbym w gruncie rzeczy nie robił tego, co tak naprawdę powinien robić ksiądz. Wydawało mi się, że prawdziwa walka o zbawienie człowieka rozgrywa się gdzie indziej, beze mnie. Słowa Papieża stały się zatem dla mnie źródłem wielkiej pociechy. Oto nie jestem wcale na uboczu. Choć na pozór odległy od bezpośredniego zaangażowania duszpasterskiego, również i ja uczestniczę w dziele ewangelizacji. Nie tylko się do niego przygotowuję, ale już teraz mam w nim swój istotny udział. Doznałem wielkiej ulgi. Od tamtego czasu pojawiła się w moim sercu nowa radość z tego, że mogę studiować, że to, co robię, nie jest tylko dodatkiem do mojego kapłańskiego powołania, ale że właśnie w ten sposób mogę je zrealizować zgodnie z zamysłem Boga.

Ponieważ ta Msza św., a zwłaszcza słowa papieskiej homilii, stały się dla mnie tak potężną inspiracją i pociechą i - w jakiś sposób - zmieniły moje życie, dostrzegam w tym wydarzeniu pewien głębszy wymiar. Myślę, że było to dla mnie jedno z ważniejszych jubileuszowych spotkań z Jezusem - Wyzwolicielem. Zgodnie z moimi, wyrażonymi przed rokiem, oczekiwaniami okazał się On wierny swoim obietnicom i zadziałał z mocą w moim życiu.

Rok Święty dobiega końca, ale przygoda z Jezusem trwa nadal. Mam prawo mieć nadzieję, że to co najlepsze jest dopiero przede mną.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ks. Andrzej Sapieha doktorant teologii pastoralnej w Rzymie

Doświadczenie obecności Boga

Reklama

W ubiegłym roku dzieliłam się tym, jakie są moje nadzieje związane z Wielkim Jubileuszem. Teraz piszę o refleksjach z tego - można powiedzieć - minionego czasu. Ciekawe jest, że zaczynałam i kończę ten rok z tym samym wnioskiem. Mianowicie, iż nie rozumiem pedagogii Boga. Ale jednego jestem pewna - "Bóg z tymi, którzy Go miłują współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru" (Rz 8, 28).

Z perspektywy czasu muszę przyznać, że to, co było moją nadzieją na ten Jubileusz - wypraszanie "łaski po łasce", którą każdy otrzymał w Jezusie Chrystusie (por. J 1, 16) - dokonało się. Mogę powiedzieć, że Bóg był i jest niezwykle hojny w swoich darach dla mnie. Sprawiał, bądź dopuszczał do różnych rzeczy. W ciągu tego roku wielokrotnie znajdowałam się w sytuacjach, o których wcześniej nawet sobie nie pomyślałam, iż byłyby możliwe. Chyba dokonało się t-10o, o co prosiłam, bym nie bała się "wypływać na głęboką wodę i zarzucać sieci na połów". Co dla mnie jest najistotniejsze, to że w minionym roku Bóg przemieniał moje myślenie.

Jeszcze pełniej niż kiedykolwiek zobaczyłam i doświadczyłam, że drugi człowiek - po Bogu - stanowi najwyższą wartość. Niezależnie od tego, kim jest i co robi, należy mu się szacunek, ponieważ jego godność wypływa z faktu, iż jest dzieckiem kochającego Ojca.

Na koniec chciałabym powiedzieć, że choć mogę nie rozumieć tego, co się dzieje wokół, to ufam, że Bóg wie, co robi. W tym Roku Jubileuszowym doświadczałam i doświadczam obecności Boga, który bardzo umiłował. Takie doświadczenie jest dla każdego, wystarczy tylko otworzyć swoje serce na to działanie.

Anna Napadło studentka III roku pedagogiki na WSP

Mały promień światła

Jubileusz kończy się. Takie "wielkie" finały zawsze jakoś pobudzają do refleksji. Kiedy spoglądam wstecz na moje przeżywanie Wielkiego Jubileuszu, odkrywam jedno poważne złudzenie, któremu często ulegałem i ulegam, może szczególnie teraz. Sądziłem, że przez ten szczególny rok stanę się kimś innym, może bardziej skupionym, bliższym człowieka, współczującym. A tymczasem rok ów stał się raczej pasmem porażek niż czasem sukcesów. Powtarzając za Nouwenem trzeba by zapytać, " czy mi pomógł, czy rozwiązał moje problemy?" Oczywiście nie pomógł i nie rozwiązał. Ale uświadomił mi jedno: pośród tych porażek i wątpliwych sukcesów mam oddawać Bogu cześć; uznać, że ja sam nic nie dokonam i tylko Bóg jest i może być autorem jakiegokolwiek nawrócenia. Tylko Jego łaska może dokonać cudu, jakiejś znaczącej zmiany. Wiem, że jest to możliwe. W tym szczególnym roku Bóg dał mi odczuć, że zazwyczaj wystarczy mały promień światła, by to, co ogarnęły kiedyś ciemności, znów zajaśniało; że to, co trudne i ogołacające człowieka, jest skutecznym oddziaływaniem łaski Bożej. Jubileusz był zatem dla mnie bardziej czasem "rozładowywania iluzji", jakie mam o sobie, Bogu i innych, niże momentem "ładowania akumulatorów", by jakoś przetrwać następne lata.

Patrząc z takiej perspektywy na Rok Jubileuszowy jestem wdzięczny Bogu za Rok Łaski; za czas, w którym odkryłem, choć późno, że tylko Jego łaska, a nie moje działanie są kroczeniem "małą drogą" .

Ks. Grzegorz Kupriańczyk, neoprezbiter, wikariusz w parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Zielonej Górze

Otwieranie Bram Wieczności

Z pewnością przyszło nam żyć w czasach dla Ewangelii niełatwych, w których Bożą rzeczywistość tłumi i zagłusza atrakcyjna mnogość nieewangelicznych "recept na życie". A jednak to właśnie dziś dobitnie jak nigdy brzmi wyznanie św. Piotra: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego" (J 6, 68). Gdy z perspektywy mijającego roku patrzę wstecz, w centrum obchodów jubileuszowych dostrzegam postać Jana Pawła II - Piotra naszych czasów. To on poprzez symboliczny gest otwarcia Drzwi Świętych zapoczątkował Jubileusz i sam stał się jego widocznym znakiem. Tym, który wskazując na Mistrza, przypomina: to Jezus Chrystus, Syn Boga Żywego jest Drogą, Prawdą i Życiem.

Dla mnie w tym roku najważniejsze stały się trzy, związane z osobą Jana Pawła II, wydarzenia. Pierwsze z nich to pielgrzymka do Ziemi Świętej. Spotkanie chrześcijan, żydów i wyznawców islamu. Modlitwa Papieża przed Ścianą Płaczu. Wzruszający i symboliczny moment, w którym śpiew muezzina włączył się w chrześcijańską modlitwę wiernych. Dialog wierzących różnych wyznań. I już tu, na początku Roku Jubileuszowego tak silne przekonanie (to zresztą, które naznaczyło cały pontyfikat Jana Pawła II): że warto i że trzeba wychodzić do innych, otwierać się na odmienność, szukać tego, co łączy.

Na czym polegać ma ów dialog? Jego dookreśleniem stał się szeroko dyskutowany dokument Dominus Iesus. To drugi, moim zdaniem ważny, głos Watykanu. Przypomina znaczenie tego, kim jestem i jaka jest moja tożsamość. Wychodząc do innych, w każde spotkanie wnoszę siebie i bogactwo swoich wartości. Ważne jest też, bym potrafiła bronić tego, co dla mnie istotne. Trzeba to przypominać szczególnie dzisiaj, gdy za hermeneutyczną filozofią mówi się o "fuzji horyzontów", o stapianiu racji (a gdzieś w tle tych procesów o rozmyciu i relacjonistycznym ujęciu prawdy, która już nie istnieje w sposób absolutny, lecz każdorazowo kształtuje się "w relacji do"). Im bardziej jestem sobą i człowiekiem siebie świadomym, im pełniej odkrywam siebie, tym większa szansa na obdarowanie innych, na pełne szacunku spotkanie w Chrystusie.

I wreszcie moment trzeci - Światowy Dzień Młodzieży w Rzymie. Spotkanie, które zjednoczyło młodych całego świata w pragnieniu bycia świadkami Jezusa. Dziś (dziś szczególnie!) Ojciec Święty wzywa nas do dzieła nowej ewangelizacji. Niekoniecznie odległe misje, nie tylko pogańskie plemiona, to właśnie ten świat i nasza laicyzująca się rzeczywistość potrzebuje apostołów, świadków Ewangelii. Muszę przyznać, że w Roku Jubileuszowym te słowa przemawiają do mnie w sposób szczególny i dojrzewają wraz z przeświadczeniem, że głoszenie Chrystusa nie jest tylko posłannictwem księży czy osób konsekrowanych. Ewangelizacja to również zadanie dla świeckich. Jezus, zanim zakończył swoją ziemską wędrówkę, nakazał wyraźnie: "Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody..." (Mt 28, 19), "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu... (Mk 16, 15). I słowa te skierował do swoich uczniów, czyli do nas, którzy umocnieni Duchem Świętym, mamy teraz kontynuować Jego zbawczą misję.

Z perspektywy Roku Jubileuszowego znamienna jest także wypowiedź, która rozpoczyna działalność Nauczyciela z Nazaretu:

Duch Pański spoczywa na Mnie,

Ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,

Abym ubogim niósł dobrą nowinę,

Więźniom głosił wolność,

A niewidomym przejrzenie;

Abym uciśnionych odsyłał wolnymi,

Abym obwoływał rok łaski od Pana. (Łk 4, 18)

Chrystus, który ma "słowa życia wiecznego", przychodzi dziś tak samo jak przed dwoma tysiącami lat, aby "obwoływać rok łaski" . Rok, który trwa dłużej niż dwanaście miesięcy. Który otwiera Bramy Wieczności.

Małgorzata Mikołajczak doktor filologii polskiej, pracownik naukowy WSP w Zielonej Górze

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niezbędnik Katolika miej zawsze pod ręką

Do wersji od lat istniejącej w naszej przestrzeni internetowej niezbędnika katolika, która każdego miesiąca inspiruje do modlitwy miliony katolików, dołączamy wersję papierową. Każdego miesiąca będziemy przygotowywać niewielki i poręczny modlitewnik, który dotrze do Państwa rąk razem z naszym tygodnikiem w ostatnią niedzielę każdego miesiąca.

CZYTAJ DALEJ

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

[ TEMATY ]

Fatima

100‑lecie objawień fatimskich

Fatima – wizerunki Dzieci Fatimskich/Fot. Graziako/Niedziela

Od maja do października 1917 roku - gdy toczyła się pierwsza wojna światowa, kiedy w Portugalii sprawował rządy ostro antykościelny reżim, a w Rosji zaczynała szaleć rewolucja - na obrzeżach miasteczka Fatima, w miejscu zwanym Cova da Iria, Matka Boża ukazywała się trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać. Byli to Łucja dos Santos (10 lat), Hiacynta Marto (7 lat) i Franciszek Marto (9 lat). Łucja była cioteczną siostrą rodzeństwa Marto. Pochodzili z podfatimskiej wioski Aljustrel, której mieszkańcy trudnili się hodowlą owiec i uprawą winorośli.

Wcześniej, zanim pastuszkom objawi się Matka Boża, przez ponad rok, od marca 1916 roku, przygotowuje ich na to Anioł. Na wzgórzu Loca do Cabeco dzieci odmawiają różaniec i zaczynają zabawę. Raptem, gdy słyszą silny podmuch wiatru widzą przed sobą młodzieńca. Przybysz mówi: Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się razem ze mną". Następnie uczy ich jak mają się modlić, słowami: "O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Proszę, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i nie kochają Ciebie". Nakazuje im modlić się w ten sposób, zapewniając, że serca Jezusa i Maryi słuchają uważnie ich słów i próśb.
CZYTAJ DALEJ

Kilka faktów o Leonie XIV

2025-05-12 21:36

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

PAP/EPA/ETTORE FERRARI

Papież Leon XIV ma opinię człowieka cichego, ale zdecydowanego. Cechuje go głęboki wewnętrzny pokój. Uważnie słucha, rzadko przerywa, często się uśmiecha. Jego decyzje wynikają nie z pośpiechu, ale z modlitwy.

Jest zakorzeniony w duchowości św. Augustyna. Jako swoje biskupie motto wybrał słowa: „In Illo uno unum – Jedno w Jednym”, mówiące o jedności w Chrystusie ponad podziałami i różnicami. Papież nie tylko mówi o pokoju – on go w sobie niesie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję