Reklama

Historia

Bohaterowie września 1939

Kampania 1939 r., która rozpoczęła II wojnę światową, przez wiele lat była pożywką dla propagandy – niemieckiej, sowieckiej i polskiej, rozpowszechnianej przez przeciwników władz II Rzeczypospolitej. Wojsko Polskie, Polacy stoczyli w 1939 r. heroiczny bój o swoją ojczyznę – trzeba o tym pamiętać, przywołując obraz wojny zakończonej wielką klęską

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Polska w 1939 r. nie miała szans sama się obronić. Armia niemiecka była w tamtych czasach światową potęgą. Niemcy przewyższały Polskę pod każdym względem, m.in. liczbą ludności, siłą gospodarki, zaawansowaniem w dziedzinie nowoczesnej techniki. Armia Hitlera górowała nad Wojskiem Polskim liczebnością, ilością i jakością sprzętu. Niemcy jako jedni z pierwszych utworzyli wielkie jednostki pancerne, a także wyposażyli czołgi, samoloty i piechotę w radiostacje. To właśnie łączność sprawiała, że na polach bitew różne rodzaje broni mogły się wspierać. Współdziałanie jednostek pancernych z lotnictwem dawało Niemcom znaczną przewagę w polu nad przeciwnikiem. Polacy dorównywali wrogom w sztuce dowodzenia i jakości wyszkolenia oficerów i żołnierzy.

W 1939 r. władze II Rzeczypospolitej, zdane w kwestii obrony kraju na pomoc sojuszników – Francji i Wielkiej Brytanii, były zmuszone do podjęcia decyzji nieracjonalnych z punktu widzenia wojskowego, a mających znaczenie polityczne. Aby uniemożliwić Hitlerowi zajęcie jakichkolwiek przygranicznych ziem bez walki, zdecydowały o rozproszeniu naszej armii wzdłuż całej granicy z Niemcami. To posunięcie wykluczało ewentualne zarzuty, że Polska sama oddała teren zajęty przez wroga, np. Gdańsk czy część Śląska.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pierwszy twardy bój

Choć pierwsze w tej wojnie pociski spadły na położony ok. 15 km od granicy z Niemcami Wieluń, zbombardowany niemiłosiernie przez Luftwaffe, to na Westerplatte doszło do pierwszego starcia Polaków z wojskiem Hitlera. Tylko 182 oficerów i żołnierzy strzegło Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte u wejścia do polskiego portu w Gdańsku. Placówka miała status miejsca chronionego prawem międzynarodowym. Mimo to Niemcy przypuścili szturm na Westerplatte. Na półwysep posypały się pociski z ciężkich dział pancernika „Schleswig-Holstein” już o godz. 4.45 rano 1 września 1939 r. Świat śledził przez radio doniesienia z wojny w Polsce, również te o bohaterskiej obronie Westerplatte. Aż 7 dni wytrzymała polska załoga dowodzona przez mjr. Henryka Sucharskiego i jego zastępcę kpt. Franciszka Dąbrowskiego. Atakowało ich 3,5 tys. Niemców, bombardowały sztukasy. Po kapitulacji na Westerplatte przybył na inspekcję sam Hitler.

Reklama

Marsz na stolicę

Główne uderzenie na Polskę wyszło ze Śląska Opolskiego ku Warszawie, przeprowadzone przez niemiecką 10. Armię dowodzoną przez gen. Waltera von Reichenaua, która liczyła 100 tys. żołnierzy, 284 działa, 820 czołgów i 470 wozów pancernych oraz ok. 500 samolotów. Jej zadaniem było przerwanie frontu pod Częstochową i jak najszybsze przedostanie się na przedpola Warszawy. Niemcy zastosowali doktrynę wojny błyskawicznej – Blitzkriegu – przy użyciu zmasowanych sił pancernych (klinów pancernych), wspieranych przez lotnictwo. Dla Hitlera duże znaczenie miał czas – dotarcie jego wojsk w ciągu 3-4 dni do Warszawy miało pokazać Zachodowi słabość Polski i wskazać na niedorzeczność udzielania jej pomocy. Hitler zakładał, że Francja i Wielka Brytania w takiej sytuacji nie wypowiedzą wojny Niemcom.

1 września Niemcy natrafili na opór na polach pod Mokrą na ziemi częstochowskiej. Niemiecka 4. Dywizja Pancerna, wyposażona w 425 czołgów i wozów pancernych, 80 dział i moździerzy, wspierana przez setki samolotów szturmowych, stoczyła bój z wielokrotnie słabszą Wołyńską Brygadą Kawalerii pod dowództwem płk. Juliana Filipowicza. Ułani walczyli pieszo, z użyciem m.in. broni maszynowej i dział. Konie służyły do przemieszczania się wojska. Na gruntowych polskich drogach koń był znakomitym środkiem transportu. W tych realiach walka przy użyciu oddziału kawalerii mogła być nie gorszym rozwiązaniem niż np. atak czołgów, jeszcze dość prymitywnych na tym teatrze wojny, w pierwszej fazie II wojny światowej. Zresztą czołgi były zbyt kosztowne dla polskiego budżetu, dlatego mieliśmy ich niewiele, np. lekki czołg 7 TP kosztował ogromną jak na owe czasy kwotę 231 tys. zł. Ułani w bitwie pod Mokrą, podobnie jak w całej wojnie 1939 r., bili się bardzo dobrze. Nie było szarż na niemieckie czołgi, co rozgłaszała najpierw goebbelsowska, a potem komunistyczna propaganda. 1 września 1939 r. męstwo ułanów i świetne dowodzenie płk. Filipowicza sprawiły, że po całodniowej walce nie udało się potężnej niemieckiej dywizji pancernej przełamać polskiej obrony pod Mokrą. Blitzkrieg został nieco zahamowany. Wołyńska Brygada Kawalerii poniosła jednak duże straty: ok. 500 ułanów zostało zabitych bądź rannych. Straty ludzkie ze strony niemieckiej nie są znane (ze względów propagandowych Niemcy pomijali w meldunkach fakty dużych strat w ludziach i sprzęcie). Pozostawili oni na polu bitwy pod Mokrą, według różnych relacji, od 60 do 100 czołgów.

Reklama

„Germania” w odwrocie

Również na innych przyczółkach w kampanii 1939 r. nie brakowało przykładów polskiego bohaterstwa, np. ciężki bój z Polakami przyszło stoczyć Niemcom nocą z 15 na 16 września 1939 r. w Mużyłowicach. Idące w kierunku Lwowa przez Lasy Janowskie polskie wojska starły się tam z pułkiem zmotoryzowanym SS „Germania”.

Stacjonujące we wsi Mużyłowice oddziały SS zostały zaatakowane przez nasze oddziały z 11. Karpackiej Dywizji Piechoty i 38. Dywizji Piechoty Rezerwowej – 49. pułk piechoty wraz z I batalionem 98. pułku piechoty. Dowódca 11. Karpackiej Dywizji Piechoty płk dypl. Bronisław Prugar-Ketling zanotował m.in.: „Strzelcy 49. pp wtargnęli już do środka wsi, siekąc i kłując bagnetem każdego, kto im się pod rękę nawinął. Odzywające się od czasu do czasu seriami strzały pistoletów maszynowych urywały się nagle, w połowie magazynków. Czuło się, że ręka, która jeszcze przed ułamkiem sekundy naciskała spust, martwieje i bezładnie opada, sparaliżowana uderzeniem kolby lub pchnięciem bagnetu. Nie słychać było żadnych okrzyków. Bój toczył się w ciemnościach i złowrogiej ciszy. Nikt nim już nie kierował – nikt o pardon nie prosił. Wrażenie było niesamowite. Toteż groza, jaka opanowała Niemców, musiała przewyższać wszystkie dotychczasowe ich przeżycia. Z takim zaskoczeniem i z takim atakiem nie spotkali się zapewne nigdy. Trupy, które oglądaliśmy później, miały wyraz straszny. Trwoga, wśród której ginęli, nie znikła z ich twarzy. Wysiedliśmy z samochodu i pieszo podążaliśmy za cichnącym i dogorywającym odgłosem nocnego szturmu. (...) Przecieraliśmy oczy, by się upewnić, czy to nie złudzenie, tak nieprawdopodobnie zdobycz ta wyglądała. Wieś duża, bogata, o szerokich podwórzach i ogrodach, zawalona była sprzętem i materiałem wojennym po brzegi”. Pułk SS „Germania” został rozbity i wycofał się na tyły. Polskie straty także były znaczne. Do Lwowa dotarło niewielu naszych, a 11. Karpacka Dywizja Piechoty po dalszych ciężkich walkach została rozwiązana przez jej dowódcę.

Mimo bohaterstwa Polaków w kampanii wrześniowej, po napadzie Sowietów 17 września 1939 r. nasza ojczyzna została wkrótce ponownie, jak w epoce rozbiorowej, wymazana z mapy Europy. Niemcy i Związek Sowiecki wypełniły plan ustalony w tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Mocarstwa Zachodu znały ustalenia Hitlera i Stalina, jednak nie zrobiły nic, aby przeszkodzić tyranom w rozgrabieniu Polski. Pomogły im za to swoją zdradą. My wypełniliśmy sojusznicze zobowiązania, broniliśmy się i związaliśmy główne niemieckie siły na wystarczająco długi czas, aby Francuzi i Brytyjczycy zdążyli zmobilizować swoje armie. Oni jednak swoich zobowiązań nie wypełnili, skazując Polskę na zagładę.

2016-08-24 09:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Topola i jej patriotyzm

Niedziela kielecka 7/2013, str. 1, 6

[ TEMATY ]

historia

wojna światowa

W. D.

Doroczne uroczystości pod pomnikiem to upamiętnienie mieszkańców Topoli pomordowanych przez Niemców w 1944 r.

Doroczne uroczystości pod pomnikiem to upamiętnienie mieszkańców Topoli pomordowanych przez Niemców w 1944 r.

28 stycznia stawiamy się na Mszy, modlimy się, pamiętamy. To obowiązek Topoli, aby był tutaj ktoś z każdej rodziny. - Zastrzelili wtedy mojego stryja Stanisława Tańculę - mówi Stanisław Sobieraj. - Nigdy nie zapomnę smutnych oczu mojego kochanego brata Mieczysława Uszko, gdy spojrzał na mnie, idąc w tę ostatnią drogę - mówi Maria Ptak.

CZYTAJ DALEJ

Św. Wojciech

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 30

[ TEMATY ]

św. Wojciech

T.D.

Św. Wojciech, patron w ołtarzu bocznym

Św. Wojciech, patron w ołtarzu bocznym

29 kwietnia 2019 r. – uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski

W tym tygodniu oddajemy cześć św. Wojciechowi (956-997), biskupowi i męczennikowi. Pochodził z książęcego rodu Sławnikowiców, panującego w Czechach. Od 16. roku życia przebywał na dworze metropolity magdeburskiego Adalberta. Przez 10 lat (972-981) kształcił się w tamtejszej szkole katedralnej. Po śmierci arcybiskupa powrócił do Pragi, by przyjąć święcenia kapłańskie. W 983 r. objął biskupstwo w Pradze. Pod koniec X wieku był misjonarzem na Węgrzech i w Polsce. Swoim przepowiadaniem Ewangelii przyczynił się do wzrostu wiary w narodzie polskim. Na początku 997 r. w towarzystwie swego brata Radzima Gaudentego udał się Wisłą do Gdańska, skąd drogą morską skierował się do Prus, w okolice Elbląga. Tu właśnie, na prośbę Bolesława Chrobrego, prowadził misję chrystianizacyjną. 23 kwietnia 997 r. poniósł śmierć męczeńską. Jego kult szybko ogarnął Polskę, a także Węgry, Czechy oraz inne kraje Europy.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje" DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję