A jak to jest z małżeństwem Małgorzaty i Arkadiusza Kozonów, których wystawa była jeszcze czynna na początku kwietnia? Na pierwszy rzut oka ich sztuka powinna być najczęstszym powodem kłótni w domu. Małgorzatę
najbardziej fascynuje zwiewna tkanina artystyczna i krucha ceramika. Z kolei na łomżyńskiej wystawie zaprezentowała najlżejszą z technik malarskich - akwarelę, w której chyba większą rolę odgrywa woda
niż farby. A co na to mąż? Arkadiusz przydźwigał na ekspozycję kamienie i brązy. Wystawa to jakby kronika wojny między tym, co superlekkie i tym, co superciężkie.
A jednak państwo Kozonowie to pokrewne dusze. Styl obojga, oczywiście inny i dla każdego charakterystyczny, ma ten sam - rzec można - kręgosłup. Co ciekawe, artyści sztukę postrzegają inaczej niż
to się współcześnie upowszechniło. Modne stało się bardziej tworzenie niż odtwarzanie rzeczywistości, już nawet nie tylko artyści śnią po nocach i dniach o alternatywnych światach konstruowanych na potrzebę
chwili. Natomiast Arkadiusz i Małgorzata pozostali wierni klasycznej koncepcji sztuki, która poszukuje piękna i prawdy w rzeczywistości, by ją odzwierciedlić w sposób właściwy dla określonej dyscypliny
- w tym wypadku dla malarstwa i rzeźby. U obojga urzeka niemodny, ale zawsze urzekający realizm. To pocieszające, że są jeszcze dzieła, które nie rodzą podstawowych niejasności typu: czy widzę lokomotywę,
mrówkę czy może wschód słońca albo określoność bytów niematerialnych w przestrzeni o napiętych kierunkach kompozycyjnych... Tutaj tych dziwnych rozterek widz przeżywać nie musi. Może cieszyć się widokiem
nadbużańskich pejzaży o charakterystycznej zielono-burej tonacji i przenosić się tam w wyobraźni. Również rzeźba Arkadiusza mile zaskakuje wiernością rzeczywistości, w tym wypadku wobec modela, gdyż najczęściej
artysta tworzy popiersia, głowy, postacie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu