Reklama

Świat

S. Chmielewska: Ubóstwo to jest tak naprawdę wolność

"Ubóstwo to jest tak naprawdę wolność" - mówi siostra Małgorzata Chmielewska w wywiadzie dla lutowego dodatku dziennika "L`Osservatore Romano" - "Kobiety Kościół Świat". Założycielka Wspólnoty «Chleb Życia» w Polsce, która opiekuje się bezdomnymi i biedakami przybywała ostatnio kilka dni w Rzymie. Była m. in. na odprawianej przez papieża Franciszka Mszy św. w Domu św. Marty i spotkała się z jałmużnikiem papieskim abp Konradem Krajewskim.

[ TEMATY ]

wywiad

Piotr Lorenc

S. Małgorzata Chmielewska

S. Małgorzata Chmielewska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Publikujemy tekst wywiadu.

L`Osservatore Romano: W jaki sposób Siostra poznała Wspólnotę «Chleb Życia»?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Siostra Małgorzata Chmielewska: Przez przypadek. Razem z moją przyjaciółką jeszcze za czasów komunizmu robiłyśmy różne rzeczy, wtedy mniej legalne, dla ludzi żyjących na marginesie, i szukałyśmy takiego miejsca czy takiej wspólnoty, która by odpowiadała naszym potrzebom, czyli żyła razem z tymi ludźmi. Ktoś mi podał adres, pojechałyśmy do Francji i nawiązały się kontakty.

OR: „Chleb Życia” ma dziś w Polsce kilka domów, prowadzi warsztaty, a nawet sklepik internetowy. Od czego Siostra zaczynała?

- W praktyce w Polsce wspólnota istnieje od 1989 r. Powstał wtedy pierwszy dom dla ludzi bezdomnych, który zorganizowałam z moją najbliższą przyjaciółką oraz aktorem Maciejem Rayzacherem. Bardzo szybko podłączyłyśmy ten dom do Wspólnoty Chleb Życia, którą już znałyśmy. Jej powołaniem jest życie z ubogimi wokół Chrystusa w Eucharystii. My chcemy żyć razem z ubogimi - nie pracujemy „dla” nich, bo to nie są nasi podopieczni, lecz bracia i siostry, a to stanowi zasadniczą różnicę w podejściu do wzajemnych relacji - i staramy się wskazywać na Chrystusa w Eucharystii jako Pana i Zbawiciela, jako jedynego, który potrafi uleczyć rany, pokazać człowiekowi drogę i dać mu miłość.

Nie mieliśmy jakiegoś planu. Po prostu ludzie, którzy stawali na naszej drodze ze swoimi problemami, byli dla nas pytaniem. I tak jest do dzisiaj. Pierwszy dom powstał dlatego, że spotkałyśmy w Warszawie bezdomne kobiety. W pewnym momencie na wsi przyszła do nas dziewczyna, by pożyczyć 50 złotych na internat, bo groziło jej wyrzucenie w ostatniej klasie, maturalnej. Oczywiście pieniądze jej daliśmy i zaczęliśmy myśleć o takich jak ona. I tak powstał ogromny fundusz stypendialny, który obecnie sponsoruje ponad 600 młodych ludzi. Kiedy przychodzili do nas na tejże wsi ludzie bezrobotni, ze wstydem prosząc o jedzenie, bo oni chcieli pracy, zaczęliśmy myśleć, co zrobić, żeby dać im pracę. Powoli powstały warsztaty i brygady remontowo-budowlane. Wśród ludzi bezdomnych jest bardzo wielu chorych wymagających specjalistycznej opieki, więc otworzyliśmy schronisko dla ludzi chorych. Matki z dziećmi nie mogły być razem z bezdzietnymi kobietami, które często mają problemy psychiczne, problemy z alkoholem itd., toteż potrzebny był dom dla matek z dziećmi. I tą drogą to idzie.

Reklama

OR: Czy pracujecie również z niepełnosprawnymi?

- W tej chwili widzimy ogromny problem ludzi niepełnosprawnych, zwłaszcza na wsi. Kiedy zobaczyliśmy, że mieszkają w warunkach takich, że rolnika zamknięto by w więzieniu, gdyby tak trzymał świnie, zaczęliśmy remontować lub po prostu budować domy rodzinom, które nie są w stanie same tego robić. W tych rodzinach niepełnosprawni są rodzice lub dzieci albo jedni i drudzy. Jest też mnóstwo młodych ludzi niepełnosprawnych intelektualnie. Są za mądrzy, żeby dostać rentę, natomiast zbyt mało sprawni, żeby żyć samodzielnie. Schroniska dla bezdomnych to nie są przecież miejsca na całe życie. Każdy z tych młodych ludzi chciałby mieć jakiś własny kąt, pracę. Oni nie są w stanie pracować na wolnym rynku, natomiast są w stanie pracować. Dlatego chcemy wybudować parę domków na wsi, gdzie mamy też warsztaty, i dostosować profil tych warsztatów do możliwości tych właśnie lekko niepełnosprawnych młodych ludzi. Często są to wychowankowie domów dziecka, którzy nigdy nie mieli jakiegokolwiek dorosłego, samodzielnego życia, mieszkają w kilkuosobowych pokojach, wiecznie zależni, podczas gdy pod naszą delikatną kuratelą mogliby fantastycznie funkcjonować, a nawet zakładać rodziny.

OR: Czy siostra myśli, że w Kościele naprawdę akceptuje się niepełnosprawność. Zwłaszcza niepełnosprawność intelektualną?

Reklama

- Raczej nie. Oczywiście są miejsca, wspólnoty, kapłani, którzy pracują z niepełnosprawnymi, ale to jest zdecydowana mniejszość. Zdarzyło się ostatnio, że nie chciano dopuścić do komunii św. w parafii niepełnosprawnego chłopca. Pojechał tam nasz ksiądz i udzielił mu komunii, to dziecko już umiera, a księża z parafii przychodzą raz na miesiąc i po prostu mogliby nie zdążyć, on do nieba, a oni do niego z komunią... A temu dziecku bardzo na tym zależało. Dla mnie to ci ludzie są VIP-ami w królestwie Bożym, a tymczasem spycha się ich na sam koniec. Czy pierwsze miejsca w naszym Kościele zajmują słabsi, staruszki, niepełnosprawni?

OR: Jak Siostra pojmuje ubóstwo?

- Ubóstwo to nie nędza, ja staram się, żeby w naszych domach, które są bardzo skromne, ludzie mogli żyć godnie, żeby było czysto, żeby otoczenie było ładne. Ubóstwo to nie jest pojęcie względne, bo dotyczy miliardów ludzi na tym świecie i jest czymś rzeczywistym i bolesnym, to jest niepewność jutra, bezsilność i lęk o swoich najbliższych, niemożność zaspokojenia ich potrzeb. Ubóstwo uczy nas zaufania do Opatrzności Bożej, bo w sposób doświadczalny przekonujemy się, że Pan Bóg naprawdę jest. My bardzo często w naszej wspólnocie jak już nic nie mamy, to się modlimy i okazuje się, że ktoś coś daje, ktoś coś przywozi, ktoś jakoś pomaga. Ubóstwo to jest tak naprawdę wolność.

OR: Błogosławieni ubodzy... Czy mieszkańcy waszych domów bywają szczęśliwi?

- Są dwa podejścia do sprawy. W Warszawie niedawno badano poziom zadowolenia klientów wszelkich usług, także klientów w przytułkach dla bezdomnych, bo w Polsce osoba, która korzysta z pomocy społecznej, jest klientem. I przyszedł taki młody ankieter do naszego umierającego na raka 35-letniego bezdomnego i zapytał: czy pan jest zadowolony? To jest oczywiście absurd. Lecz samo ubóstwo nie przynosi szczęścia, wręcz powiedziałabym, że przynosi nieszczęścia. Nasi mieszkańcy to często ludzie, którzy mieli własne firmy, rodziny, byli zamożni, niektórzy byli profesorami wyższych uczelni, ale i ci, którzy się gorzej urodzili, po prostu nigdy nic nie mieli nic, jak właśnie wychowankowie domów dziecka, ale życie we wspólnocie i poczucie, że są kochani, że komuś na nich zależy i wzajemnie nasze życie razem z nimi przynosi nam szczęście i oni też, myślę, że w większości są szczęśliwi, w takim głębokim znaczeniu tego słowa oczywiście. W naszych domach mimo tego ogromnego cierpienia, bo my żyjemy w getcie cierpienia, jest radość, jest śmiech, są wygłupy. I to czasami w sytuacjach powiedziałabym dramatycznych. Oczywiście to błogosławieństwo działa wtedy, kiedy człowiek odkryje, że tak naprawdę najwyższą wartością jest miłość i że jest kochany przez Pana Boga bezgranicznie i w jakimś sensie bezkrytycznie. Tak jak matka kocha dziecko bez względu na to, jakie jest, co więcej, matka bardziej kocha to dziecko, które więcej cierpi albo jest niepełnosprawne. Mój autystyczny syn – a mam przybranych pięcioro dzieci - jest po prostu oczkiem w głowie całego domu włącznie z mieszkańcami, choć jest trudny i robi czasami różne dziwne rzeczy, ale wszyscy to znoszą z godnością. On kocha zapalniczki, które zbiera i potem wrzuca do butelek po pepsi, więc każdy ma w kieszeni zapalniczkę, żeby ją dać Arturowi i żeby choć przez chwilę był szczęśliwy. Ubodzy odkrywają to szczęście, którego my nie widzimy, bo my szukamy szczęścia w gadżetach, a im w jakimś sensie powiedziałabym łatwiej odkryć to prawdziwe szczęście i to jest ta wielkość człowieka ubogiego.

Reklama

OR: Na pomoc ubogim potrzebne są środki finansowe. Kto was wspiera i czy są to ludzie zamożni?

- Margareth Thatcher powiedziała, że na to, żeby być dobrym samarytaninem, trzeba mieć pieniądze. To oczywiście prawda. My sami staramy się zarobić na nasze życie na tyle, na ile możemy. W naszych domach wszyscy, którzy mogą, pracują. W ten czy w inny sposób, jak ktoś ma zdrowe ręce, ale ledwo posuwa nogami, to karmi tego, który siedzi na wózku i nie ma rąk. Pierwszą rzeczą jaką robimy, żeby człowiek poczuł się godnie, to prosimy, żeby chociaż do stołu nakrył. Pieniądze, czy w ogóle rzeczy materialne, które dostajemy, są oczywiście darem Opatrzności, ale wiadomo, że dają je ludzie. W ogromnej większości nie są to ludzie bogaci, choć bywają takie sytuacje. Kiedyś odezwała się pani i zapytała czy nie chcę samochodu. Okazało się, że to jest samochód luksusowy, terenowy, znakomity na wieś, ale wersja de lux ze skórzanymi siedzeniami, więc wzięliśmy ten samochód, przyczepiając oczywiście natychmiast tablicę, że to jest dar. Takie rzeczy dają ludzie zamożni, ale generalnie myślę, że jest im po prostu trudniej, bo z luksusowego biura korporacyjnego w centrum Warszawy, Paryża, Londynu czy Rzymu, dużo trudniej jest zauważyć człowieka, który jest na dole. Oni żyją w innym świecie. Natomiast tym, którzy na co dzień się też po prostu szarpią z codzienną rzeczywistością, jest dużo łatwiej. Kiedy osiągamy pewien poziom bogactwa, sami siebie odcinamy od źródła, którym jest ludzka solidarność, miłosierdzie i więzi. I to jest to niebezpieczeństwo dla ludzi bardzo zamożnych. Ja znam takich ludzi, którzy są pełni dobrej woli nawet, tylko że oni nie potrafią, i to jest ich bieda. Żyjemy w społeczeństwie konkurencyjnym, gdzie już od małego uczy się nasze dzieci, żeby były lepsze niż inni. Czy dzieci biedaków, niezbyt dobrze ubrane, witają biskupa w kościele? Czy one na uroczystościach deklamują wierszyki?

Reklama

OR: Co zatem trzeba robić, zmienić system opieki społecznej?

- Na pewno trzeba udoskonalać system opieki społecznej, ale problem polega na tym, że ludzie słabsi i ci, którzy się gorzej urodzili, nie są w stanie funkcjonować w systemie, w którym trzeba znać się na wszystkim, posługiwać komputerem, wypełniać papiery w banku, rozmawiać językiem, którego najczęściej oni nie znają. Tworząc takie systemy, wykluczamy tych ludzi. To nie są ludzie na marginesie, bo żeby kogoś zepchnąć na margines, to go trzeba zauważyć. Natomiast to są ludzie, którzy nie istnieją, ich nie ma. I nie da się, niestety, stworzyć idealnego systemu pomocy społecznej, bo to jest utopia, której marzeniem jest pozbycie się cierpienia. To jest tak jak nasze marzenie o wiecznej młodości itd. Chodzi o pozbycie się cierpienia i pozbycie się także ludzi cierpiących i pozbycie się ludzi słabszych. Zmuszenie ich do tego, żeby byli tacy jak my, a to się nie da zrobić. Myślę, że naszą rolą chrześcijan jest przede wszystkim zauważenie problemu, bo bardzo wielu tego nie widzi. Nic nie zastąpi spotkania człowieka z człowiekiem: relacji, dzielenia się, wzajemnego wspierania się. Bo to nie jest tak, że mieszkańcy naszych domów tylko biorą. To jest tak, że oni nam dają, to są wzajemne relacje, wymiana, bez tego nie ma miłości, nie ma szacunku, nie może być ktoś wiecznym podopiecznym, a to współczesne systemy pomocy społecznej starają się zrobić. Zapewnia się wykluczonym minimum warunków bytowych, dach nad głową, jedzenie, natomiast nie pozwala się im wrócić do normalnego systemu życia ekonomicznego, kulturowego, edukacyjnego i duchowego. Dużo trudniej jest doprowadzić człowieka do tego, żeby mógł funkcjonować sam, żyć godnie, zarabiać samemu na życie i zapewnić byt rodzinie.

Reklama

Rozmawiała Dorota Swat

Siostra Małgorzata Chmielewska jest przełożoną Wspólnoty „Chleb Życia”, założonej przez francuskie małżeństwo Pascala i Marie Pingault. Przeżyli oni nawrócenie jako dorośli ludzie i w r. 1971 wraz z przyjaciółmi postanowili radzkalnie żyć Ewangelią. Po 13 latach powstała wspólnota uznana przez Kościół jako stowarzyszenie wiernych. Jej członkowie, świeccy konsekrowani, żyją z ubogimi. W Polsce wspólnota prowadzi domy i noclegownie dla bezdomnych i chorych oraz domy samotnych matek. Związana z nią Fundacja „Domy Wspólnoty Chleb Życia” organizuje chorym i bezdomnym pracę w manufakturach i zapewnia wiejskim dzieciom stypendia.

2015-02-03 14:27

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek w wywiadzie: nie trzeba bać się Synodu

[ TEMATY ]

wywiad

papież

Franciszek

Grzegorz Gałązka

Kościół nie powinien się obawiać drogi synodalnej przy rozwiązywaniu swych problemów – to jedna z myśli wyrażonych przez Franciszka w obszernej rozmowie z czołowym argentyńskim dziennikiem „La Nación”. Autorka wywiadu – rzymska korespondentka pisma Elisabetta Piqué zadała papieżowi wiele innych pytań, dotyczących m.in. jego ewentualnej podróży do ojczyzny i sytuacji w tym kraju, reformy Kurii Rzymskiej, Banku Watykańskiego, Ameryki Łacińskiej itp.

Synod Biskupów nie jest parlamentem, lecz stanowi „przestrzeń otwartą i chronioną przez Ducha Świętego” – przypomniał Ojciec Święty w odpowiedzi na pytanie dziennikarki o niedawne zgromadzenie tego gremium nt. rodziny. Za uproszczenie uznał twierdzenia, jakoby ojcowie synodalni byli podzieleni na dwa przeciwstawne sobie obozy. Ważne jest, aby „mówić jasno i słuchać z pokorą” – podkreślił papież.

CZYTAJ DALEJ

Prezydent: W expose szefa MSZ znalazło się wiele kłamstw, manipulacji i żenujących stwierdzeń

2024-04-25 11:13

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

PAP/Radek Pietruszka

W wypowiedzi szefa MSZ znalazło się wiele kłamstw i manipulacji - ocenił w czwartek w Sejmie prezydent Andrzej Duda, komentując informację szefa MSZ Radosława Sikorskiego dotyczącą kierunków polityki zagranicznej. Podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.

Prezydent powiedział, że "nieco ze zdumieniem i dużym rozczarowaniem" przyjął zwłaszcza początek wystąpienia szefa MSZ. Według niego po pierwszych słowach Sikorskiego o wspólnym budowaniu polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, "nastąpił atak na politykę, która była prowadzona przez ostatni rząd w ciągu poprzednich ośmiu lat".

CZYTAJ DALEJ

Dobiega końca pielgrzymowanie maturzystów na Jasną Górę

2024-04-25 15:59

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pielgrzymka maturzystów

Karol Porwich/Niedziela

Młodzi po Franciszkowemu „wstali z kanapy”, sprzed ekranów i znaleźli czas dla Boga, a nauczyciele, katecheci, kapłani, mimo wielu obowiązków, przeżywali go z wychowankami. Dobiega końca pielgrzymowanie maturzystów na Jasną Górę w roku szkolnym 2023/2024. Dziś przybyła ostatnia grupa diecezjalna - z arch. katowickiej. W sumie w pielgrzymkach z niemalże wszystkich diecezji w Polsce przybyło ok. 40 tys. uczniów. Statystyka ta nie obejmuje kilkuset pielgrzymek szkolnych. Najliczniej przyjechali maturzyści z diec. płockiej, bo 2,7 tys. osób. „We frekwencyjnej” czołówce znaleźli się też młodzi z arch. lubelskiej, diecezji: rzeszowskiej, sandomierskiej i radomskiej.

- Maturzyści są uśmiechnięci, ale myślę, że i stres też jest, stąd pielgrzymka na Jasna Górę może być czasem wyciszenia, nabrania ufności i nadziei - zauważył ks. Łukasz Wieczorek, diecezjalny duszpasterz młodzieży arch. katowickiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję