A żołnierze namiestnika,
Szybko wzięli nieszczęśnika.
Szaty wszystkie Mu zabrali
I w szkarłatny płaszcz ubrali.
Z ciernia zrobioną koronę,
Nałożyli Mu na głowę!
Trzcinę w rękę dali giętką,
Naśmiewając się i klęcząc.
Witaj, Królu nam Żydowski!
Przed obliczem Twoim Boskim,
Przychodzimy my, Rzymianie.
Miej na tronie swym staranie,
O poddanych pretorianach!
I zaczęli wszyscy naraz
Pluć na Niego, bić po głowie!
Tak z Nim poczynali sobie.
Potem płaszcz Mu odebrano.
W Jego rzeczy Go ubrano,
A gdy miał już swe ubranie,
Poszedł na... ukrzyżowanie!
Pewien Szymon z pola wracał.
Chociaż to nie jego praca,
Krzyż nieść musiał za Jezusem!
I to robił pod przymusem.
A szło z nimi mnóstwo ludzi.
Każdy się niemało trudził,
Idąc w górę poza miasto
W miejsce zwane u nich Czaszką.
Szły kobiety, starcy, dzieci,
Muzykanci i poeci.
Naród bardzo był ciekawy,
Jak potoczą się te sprawy.
Kiedy doszli już do celu,
Jezusowi omdlałemu
Wino do wypicia dano.
I tak, jak się spodziewano,
Nie chciał pić, tylko skosztował.
Twarz w swe dłonie z trudem schował,
Lecz żołnierze doskoczyli
I na krzyż ręce przybili!
Potem stopy też tak samo!
Jezus zaś, choć go bolało,
To cierpliwie wszystko znosił
I u Ojca swego prosił:
- Niech nie będzie to ich winą,
Bo nie wiedzą dziś, co czynią.
Ludzie stali i patrzyli,
A członkowie rady drwili:
- Przybyliśmy tu ciekawi,
Czy on siebie sam wybawi!
Bo możemy się założyć:
Ten tu, nie jest Synem Bożym!
O dwunastej więc w południe,
Gdy świeciło słońce cudnie,
Ciemność ziemię ogarnęła!
Nie wiadomo, skąd się wzięła!?
Trwała prawie trzy godziny!
Nagle Jezus, blady, siny,
Krzyknął w niebo zapatrzony:
- Czemu jestem opuszczony?
Boże mój! Proszę, odpowiedz!
Bardzo chciałbym być przy Tobie!
Ktoś przy krzyżu się wsłuchiwał:
- On chyba Eliasza wzywa!
Jeśli jest to dzieło Boże,
Wówczas Eliasz Mu pomoże!
Nic takiego się nie stało.
Gapiów tylko przybywało.
Potem jeszcze raz zawołał,
I po kilku chwilach... skonał!
Dalszy ciąg, niech nikt nie wątpi,
Wkrótce w Niedzieli nastąpi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu