Na obraz i podobieństwo
Czy w Chrystusowej męce - oprócz krzyża - jest coś istotniejszego niż twarz? W niej przecież zawiera się wszystko. Bóg stwarzając człowieka, dał każdemu z nas swój obraz i swoje podobieństwo. Ale grzech zatarł w nas Jego niebieski obraz i Jego Boże podobieństwo. Ów piątek przed Paschą to dzień, kiedy Pan stwarza nas na nowo. Skoro człowiek przestał być podobny do Boga i od Boga się oddalił, trzeba było, by Bóg stał się podobny do ludzi, by obarczył się nawet «obliczem» grzechu i w ten sposób sam się do ludzi zbliżył. Odtąd nie ma już innej twarzy człowieka niż ta z Wielkiego Piątku. Już tylko tak może wyglądać człowiek, jeśli chce należeć do Boga. On wzór nam zostawił jak wyglądać mamy. I nie inaczej. Oto Bóg upodobnił się do człowieka, by człowiek znów mógł upodobnić się do Boga. "Uczyń mnie znowu, dzięki Twej łasce i sztuce, / Podobnym Tobie: wtedy twarz ku Tobie zwrócę" - modlił się angielski poeta John Donne. A my wołamy razem z nim: Uczyń mnie znowu podobnym Tobie, moje oblicze Twojemu podobne, bo tylko tak może wyglądać człowiek.
Tylko Jezus
Autor drogi krzyżowej podjął się niezwykle trudnego zadania. Całość przekazu zawarł w czternastu rysunkach, gdzie prócz Chrystusowej twarzy nie ma nic. W przekazie poszczególnych etapów i jednocześnie
tajemnic cierpienia artysta zrezygnował ze wszystkiego, co typowe dla pasyjnej ikonografii. Nie wspomaga go nic: ani sceneria tak ważna w wielu przedstawieniach drogi krzyżowej, ani postaci, których przecież
pełno w tym wielkopiątkowym dramacie. Jezus jest tutaj zupełnie sam. To Jego męka. Nic jej nie wspomaga, nic jej nie rozprasza. Osamotnienie zdaje się pełne. Jest tylko Jezus i jego dramat.
Na twarzy musi więc objawić się wszystko. I fizyczny ból, i duchowe cierpienie; chwila odpoczynku, gdy belkę bierze na siebie Szymon z Cyreny i spokój pośmiertnego oczekiwania; miłość do Matki i żal
nad niewiastami. A przecież to także twarz, w której zawarte są wszystkie bóle nasze i wszystkie nasze upadki - nasze, tych, którzy byli przed nami i tych, którzy jeszcze po nas przyjdą. Artystyczna kontemplacja
Jezusowego oblicza zdaje się nie mieć końca.
Pytania na drodze
Nie da się przecież kontemplować Boskiego oblicza bezwiednie. Prawdziwa adoracja męki Pana nie pozostaje bez skutków. Artysta nie pozwala nam więc odejść w spokoju. Każe pytać o sens męki, "czy ludzie zrozumieją, jakie wyciągną wnioski?". To Jego męka, to prawda, ale przecież za nasze grzechy, za nasze upadki. Pytamy więc siebie i Jego: "Czy można upaść tak, że nie będzie siły ani odwagi podnieść się?". A co ze śmiercią? - pytamy, wpatrując się w Jego agonię - "jest końcem czy początkiem? Czy jest kresem tylko odcinka drogi?". A gdy wpatrujemy się w prawdziwy obraz (vera ikon) zostawiony na chuście kobiety, trudno uciec od pytania: "Co można pozostawić po sobie?". Jaki będzie mój prawdziwy obraz? Jakie będzie moje prawdziwe oblicze? Do kogo podobne? Do czyjego oblicza podobne? Czy do tego jedynego, które godne jest człowieka?
Pomóż w rozwoju naszego portalu