Czy Zosia zakocha się w przystojnym brunecie, nawiasem mówiąc - koledze swojego męża? Czy Grażynka dostanie nową pracę? Co zrobi Maria, kiedy dowie się, że jej firma splajtowała?
Biegną, aby nie przegapić kolejnego, kilkusetnego odcinka. Po drodze mijają swoich znajomych, ale nie rozmawiają z nimi. Nie ma już na to czasu. Ucinają szybko rozmowy telefoniczne, byle tylko
nie przegapić jakiegoś kadru z ich ulubionego serialu. Dzieci odprawiają gdzieś dalej; w końcu nadchodzi ta upragniona godzina, na którą czekają przez cały dzień... Zasiadają wygodnie w fotelu,
przestawiając jednocześnie swój umysł na wygodny odbiór. I już ich tu nie ma. Wraz z pojawieniem się pierwszych taktów znanych melodii - odpływają w świat telenoweli.
A co się z nimi dzieje w czasie tych 45 min.? Ze wzrokiem przykutym do szklanego ekranu, z zapartym tchem, śledzą każdy ruch bohaterów. Ileż oni uwalniają pozytywnych uczuć: empatii
i głębokiego współczucia dla chorej pani Marii, młodego Piotrusia po wypadku. Podczas gdy za ścianą leży być może prawdziwy chory.
Ich emocje sięgają zenitu. Przeżywają dramatycznie, czasem wręcz ze spazmatycznym płaczem, miłosne rozterki bohaterów, zapytując się w duchu: "dlaczego to nie może się wydarzyć naprawdę?".
Tymczasem może ktoś od lat puka do ich serc... Ale dla niego zabraknie uczuć, bo bliższy i ważniejszy staje się serialowy bohater.
A kiedy nadchodzi kres bajki, ze znużoną i wyczerpaną miną powracają do rzeczywistości, by znowu zacząć odliczanie godzin do następnego odcinka. Bo co pocznie ta biedna Zosia czy Marysia?
Zastanawiają się, dlaczego to podłe życie nie jest takie, jak tam, w serialu. I dlaczego ludzie nie są tak wspaniałomyślni, oddani, wierni, piękni i młodzi..
Paradoksalnie wówczas zabrzmią słowa, powtarzane przez spikera przed każdym odcinkiem, że scenariusz jest prawdziwy, przecież najlepsze scenariusze pisze samo życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu