Reklama

Sport

Marzenia się spełniają

9 sierpnia rozpocznie się 78. Tour de Pologne. O szczegółach tego słynnego wyścigu, a także o karierze kolarskiej, filozofii życia i Panu Bogu opowiada Niedzieli Czesław Lang – dyrektor Tour de Pologne, wicemistrz olimpijski i dwukrotny medalista szosowych mistrzostw świata.

Niedziela Ogólnopolska 32/2021, str. 62-65

Krzysztof Tadej

Czesław Lang

Czesław Lang

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Tadej: Czym w tym roku zaskoczy Pan miłośników kolarstwa w Tour de Pologne?

Czesław Lang: Staramy się, żeby każdy wyścig był interesujący, ciekawy i rzeczywiście zawsze przygotowujemy coś zaskakującego. Emocji sportowych na pewno nie zabraknie, postarają się o to kolarze. Nasz wyścig należy do cyklu UCI World Tour, czyli do najważniejszych zawodowych wyścigów kolarskich świata. To taka kolarska liga mistrzów. Dzięki temu do Polski przyjadą najlepsi kolarze.

Obok rywalizacji sportowej chcemy pokazać światu piękną Polskę; wspaniałe miejsca, które są prawie nieznane. Dlatego długo i starannie planujemy poszczególne etapy. Cieszę się, że w tym roku Telewizja Polska jeszcze bardziej się zaangażowała i będzie pokazywała całe etapy – od startu do mety. Niektóre transmisje będą trwały ponad 5 godzin. Z tego, co wiem, prawa do pokazywania wyścigu kupiło już wiele krajów, m.in. państwa Ameryki Południowej i kraje afrykańskie. Będzie to niesamowita promocja Polski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W tym roku Tour de Pologne dojedzie do miejsc, w których dawno nie było tak prestiżowego wyścigu...

Startujemy w Lublinie. Na początku kolarze przejadą przez Lubelszczyznę, Roztocze do Chełma. Drugi etap rozpoczniemy w perle renesansu, czyli w przepięknym Zamościu, a skończymy w Przemyślu – mieście o ogromnych tradycjach i fascynującej historii. Trzeci etap rozpocznie się w Sanoku. Kolarze pojadą do Zagórza, Leska, Ustrzyk Dolnych i trudnej premii górskiej w Kalwarii Pacławskiej – miejscowości, w której znajduje się słynne franciszkańskie sanktuarium Matki Bożej. Później zawodnicy pojadą do Kańczugi, Łańcuta i zakończą etap w Rzeszowie. W kolejnych dniach rywalizacja będzie się odbywała m.in. w: Tarnowie, Bukowinie, Bielsku-Białej, Katowicach, Zabrzu i Krakowie. Już teraz jestem bardzo zadowolony z entuzjazmu, który towarzyszy wyścigowi. Ludzie w tych miejscowościach dopytują o szczegóły i są szczęśliwi, że zobaczą znakomitych kolarzy.

Reklama

To nie będzie łatwe ściganie.

Kolarze z 22 drużyn przejadą 1140 km. Wyścig będzie trudny, wymagający. Zawodnicy będą musieli np. pokonać podjazdy o nachyleniu ponad 15%. Taki podjazd znajduje się chociażby przed metą w Przemyślu.

Ile trwa przygotowanie takiego wyścigu?

Ponad rok. W tej chwili już uzgadniamy szczegóły wyścigu w 2022 r. To ogromne przedsięwzięcie logistyczne, które wymaga wielkiego nakładu pracy i rozwiązania problemów. Ale później, już w czasie wyścigu, wszystko rekompensuje widok uśmiechniętych, zadowolonych kibiców. W ciągu 5-7 dni na ulice polskich miast, miasteczek i wsi wychodzi prawie 3 mln ludzi. To właśnie dla nich tak ciężko pracujemy.

Czesław Lang nigdy nie powiedział sam do siebie: „Po co mi to wszystko? Tyle problemów, tyle trudności...”.

Były i takie momenty. Wiadomo np., że organizacja wyścigu wymaga dużych pieniędzy. Podstawą są umowy sponsorskie. Jeśli przez wiele tygodni negocjujemy umowy, a potem są one podpisywane, to wszystko wydaje się proste. Ale bywały takie sytuacje, że zmieniał się zarząd jakiejś firmy i na 3 dni przed rozpoczęciem wyścigu zrywano umowę. To były trudne chwile, jednak nie najtrudniejsze.

Jaka była najtrudniejsza sytuacja? Śmierć młodego kolarza Bjorga Lambrechta w 2019 r.?

Są zdarzenia losowe, których nie da się przewidzieć i im zapobiec. Do nich należy śmierć Bjorga – zdolnego, sympatycznego, wspaniałego kolarza. To był szok, którego nie można opisać słowami. Do dzisiaj nie znamy przyczyny, dlaczego nagle skręcił z jadącego peletonu, wjechał do rowu i uderzył w betonowe przęsło.

Po tym śmiertelnym wypadku przez całą noc zastanawialiśmy się z kolarzami, sędziami, dyrektorami sportowymi poszczególnych drużyn, co należy dalej robić. Podjąłem decyzję, że kolejny etap będzie etapem żałoby. W wielkich wyścigach robi się minutę ciszy i wyścig jedzie dalej. U nas zrezygnowaliśmy z reklam, kolorowych banerów, wszystko zmieniliśmy w nocy na barwy czarno-białe. Pamiętam na trasie etapu szpalery ludzi. Dorośli trzymali biało-czerwone flagi z żałobnym kirem, dzieci – serduszka z numerem Bjorga Lambrechta. Gdy mijaliśmy kolejne miejscowości, w kościołach biły dzwony. Tysiące ludzi pokazało ogromną wrażliwość. To była piękna Polska – zjednoczona w bólu.

Reklama

Często Polacy są samokrytyczni. Niejednokrotnie sami siebie dołujemy. Mamy kompleksy, że jesteśmy gorsi niż inne narody. Ale to nie jest prawda, m.in. to wydarzenie pokazało, jak Polacy potrafią się pięknie zachować, okazując współczucie.

Osobiście bardzo trudno było mi przeżyć ten dramat. W takich momentach, w chwilach, gdy pojawia się mnóstwo problemów, proszę Boga o pomoc. Mówię: „Panie Boże, Panie Jezu, nie mam już sił. Pomóż mi. Ty się tym zajmij”. To daje spokój i wiarę w przetrwanie najtrudniejszych sytuacji.

Jako czynny kolarz modlił się Pan w czasie wyścigów?

Wyścig to rywalizacja, walka, realizowanie taktyki. Myślę jednak, że można tak powiedzieć: podczas wyścigów jeździłem z Panem Jezusem. Gdy było bardzo niebezpiecznie, odmawiałem krótkie modlitwy.

Kolarstwo jest sportem, który wymaga odwagi i podejmowania ryzyka. Na zjazdach np. w wyścigach Tour de France czy Giro d’Italia są takie odcinki, że jeździ się z prędkością ponad 100 km/h. A jedzie się na delikatnym rowerze i na wąskich oponach. Rower w zasadzie opiera się na oponce, która ma 3 cm z przodu i 3 cm z tyłu. Często gdy wchodzi się w zakręt, nie wie się, czy dalej jest piasek, mokry asfalt czy rozlana oliwa. W takich sytuacjach człowiek wzdycha do Boga. Ale również wtedy, gdy pojawiają się skrajne temperatury – raz się jedzie w 40°C, a po chwili wjeżdża się w góry, gdzie leży śnieg.

Reklama

Tak było np. w czasie wyścigu Giro d’Italia w 1988 r., podczas etapu z Chiesa in Valmalenco do Bormio?

Tego etapu nie zapomnę do końca życia! Wyścig nie był długi, miał zaledwie 120 km, ale musieliśmy pokonać 5 szczytów. Każdy o wysokości ponad 2 tys. m n.p.m. Przez cały dzień padał deszcz. Jak wjechaliśmy wyżej, deszcz zamienił się w śnieg. Ostatnie 10 km podjazdu pod górę Passo di Gavia jechaliśmy już po śniegu. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Po lewej stronie drogi były skały, a po prawej – ogromna przepaść. Nie było tam barierek, bo nie była to droga publiczna. W pewnym momencie pojawiła się mgła i w zasadzie nic nie było widać. W takich sytuacjach pobożność wzrasta. Człowiek prosi Boga o pomoc.

W grupie kolarzy, w której jechałem, był Lech Piasecki. Razem jakoś wjechaliśmy na górę, a tam kibice, widząc, co się dzieje, zaczęli nas ubierać w swoje kurtki. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem, że 15-20 kolarzy, twardych facetów, płakało z powodu ogromnego wyziębienia. „Piasek” (Lech Piasecki) tak zmarzł, że gdy zobaczył samochód naszej ekipy, to do niego wskoczył, zamknął się od środka i powiedział, że nie wyjdzie. Masażyści go jakoś wyciągnęli i zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Rowery się ślizgały. Niektórzy kolarze schodzili z rowerów i szli pieszo.

To niespotykana, szokująca sytuacja...

Z Leszkiem Piaseckim udało się nam zjechać i jakoś dobrnęliśmy do mety. Jak dotarłem do hotelu, to cały się trząsłem. Pamiętam, że od razu wskoczyłem do wanny z gorącą wodą i nie wychodziłem z niej chyba ze 3 godziny!

Inne niebezpieczne sytuacje związane były ze zwierzętami...

W Wielkiej Brytanii, podczas wyścigu Milk Race, jeździliśmy przy pastwiskach. Jak konie i krowy zobaczyły kolorowy peleton, to natychmiast biegły w naszym kierunku. Chciały zobaczyć, co się dzieje. I robiło się niebezpiecznie. Podobnie było we Francji. Kiedyś jeden z koni przeskoczył przez płot i zaczął z nami galopować. Gnał przez długi odcinek trasy, do czasu, gdy przewrócił się na zakręcie. Pamiętam też inne zdarzenia. Jeździłem z wybitnym kolarzem, legendarnym Felice Gimondim. Akurat jego, nie wiadomo dlaczego, „pokochały” psy. Wielokrotnie wpadały mu pod koła i się wywracał.

Reklama

Ja też miałem niezbyt przyjemną przygodę. Na jednym z wyścigów w moje przednie koło wpadła kura. To tak, jakby komuś w trakcie jazdy ktoś włożył kij w szprychy. Przewróciłem się i leżąc, widziałem wokół siebie tę kurę i mnóstwo krwi. Po chwili podjechał trener i się przeraził. Myślał, że krwawię, bo z wrażenia nie zauważył tej kury.

Takie sytuacje się zdarzają, ale mimo tego w kolarstwie dominują piękno, radość i sportowa rywalizacja.

I w Pańskim przypadku – zwycięstwa.

Nie byłoby ich bez marzeń. „Marzenia się spełniają. Trzeba marzyć i walczyć” – to moje motto życiowe. Uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Od małego potrafiłem sobie stawiać cele. Chciałem mieć rower wyścigowy, później być najlepszym w klubie, a potem w całej Polsce. Jak osiągnąłem ten cel, to marzyłem o zdobyciu medalu na mistrzostwach świata i na igrzyskach olimpijskich. Po zdobyciu olimpijskiego medalu chciałem zostać kolarzem zawodowym, a po zakończeniu kariery myślałem o takim wyścigu kolarskim w Polsce, który byłby zaliczany do najważniejszych wyścigów kolarskich świata. I to się udało!

Jaka jest recepta na sukces – oprócz marzeń?

Ciężka praca. Ja nauczyłem się jej na wsi. Tam się wychowałem. Mieliśmy gospodarstwo, w którym były świnie, kury i króliki. Gdy miałem 6-7 lat, pomagałem przy zwierzętach, w ogrodzie, przy wykopkach. Rodzice wychowywali mnie przez pracę, co potem przełożyło się na sport. Pamiętajmy, że kolarstwo jest bardzo trudne. W ciągu roku zawodowy kolarz przejeżdża ok. 40 tys. km. Łatwo się zniechęcić, odpuścić. Ja nie odpuszczałem, bo byłem od dziecka nauczony ciężkiej pracy. Do tego potrzebna jest również ambicja w osiąganiu celów. Wie Pan, co było moim pierwszym większym sukcesem?

Reklama

Pierwsze mistrzostwo Polski? W kolarstwie torowym?

Nie, matura! Rzeczywiście jeździłem również na torze i zbliżały się mistrzostwa Polski, ale postanowiłem zdać maturę. Moi koledzy pojechali na zgrupowania, na treningi, a ja siedziałem w książkach. I zdałem. Jak pojechałem do Polskiego Związku Kolarskiego, szef szkolenia przywitał mnie słowami: „Ty jesteś wielkim zwycięzcą!”. W tym czasie wśród kolarzy nie było takich ambicji. Często nauka kończyła się na zawodówce. Z tego spotkania pojechałem do Łodzi na tor i... zdobyłem mistrzostwo Polski.

Czy w latach, w których Pan się ścigał, o wiele trudniej było odnieść sukces? Polscy kolarze niewiele chyba zarabiali, nie mieli też takiego sprzętu jak kolarze, którzy jeździli we Francji czy Włoszech.

To była inna epoka. Kiedy wyjeżdżaliśmy za granicę, to każdy starał się oszczędzać. Jeśli z takiego wyjazdu przywoziło się 5 dolarów, to było wydarzenie w całej rodzinie. Mówiono: „Boże! Tyle pieniędzy!”. Pamiętam, jak kiedyś w RFN z kolegami staliśmy przed wystawą sklepową. Staliśmy i staliśmy, patrząc na... jogurt. Przeliczaliśmy, czy możemy sobie na niego pozwolić. Jak któryś z chłopaków kupił coca-colę, to wszyscy stali dookoła niego i patrzyli, jak pije. Takie były czasy. Oczywiście, nagrody za zwycięstwa też były zupełnie inne. Medal, dyplom, jakiś kryształ. Podczas Wyścigu Pokoju zazdrościliśmy np. kolarzom z NRD, że po etapie szli do laboratorium i tam robiono im badania krwi, a potem korzystali z kroplówek; kolarze z ZSRR natomiast w czasie wyścigu wozili tubki z żelami, z jedzeniem. U nas było inaczej. Dostawaliśmy bułki z parówkami, a przed metą – bułki z dżemem i marmoladą. Po latach wspominam to z uśmiechem. Ale mam satysfakcję, że mimo takiego jedzenia, bez żadnego dopingu, bez niedozwolonych środków wywalczyłem tyle medali i mam na koncie tyle zwycięstw.

Reklama

Na koniec powrócę do mało znanego wątku z Pańskiego życia. Niewiele osób wie, że jest Pan bardzo mocno związany z Jasną Górą...

I to od początku mojego istnienia! Moja mama, gdy była w ciąży, pojechała na Jasną Górę i tam zawierzyła moje życie Matce Bożej. W Kaplicy Cudownego Obrazu oddała mnie w Jej opiekę. Jasna Góra to dla mnie kochane miejsce. Gdy przejeżdżam koło Częstochowy, to zawsze chcę skręcić na Jasną Górę. Nie zawsze jest to możliwe, ale staram się tam jeździć i modlić się w kaplicy.

Kiedyś powiedział Pan: „Zawsze byłem blisko Boga”...

Bo taka jest prawda. Teraz im człowiek jest starszy, tym bardziej wierzy. Jak byłem mały, wiara opierała się na nakazach i zakazach. Mówiono, że jak czegoś nie zrobię, jak będę kłamał, to pójdę do piekła. Nieraz z obawą patrzyłem w niebo, bo myślałem, że Bóg, który wszystko widzi, za chwilę mnie złapie i ukarze. Później, gdy człowiek dojrzewa, wiara staje się bardziej świadoma. Uzmysławiamy sobie, że Boga nie musimy daleko szukać, bo przecież On jest w nas. Czytając Pismo Święte, odkrywamy, że jest nieskończenie miłosierny. Nieskończenie, to znaczy, że może każdemu wszystko wybaczyć. To takie wspaniałe! To mnie motywuje do robienia pięknych rzeczy, do dobrych uczynków.

Czesław Lang
polski kolarz torowy i szosowy, wicemistrz olimpijski oraz dwukrotny medalista szosowych mistrzostw świata. Obecnie działacz sportowy, organizator Tour de Pologne UCI World, Tour de Pologne Amatorów, Skandia Maraton Lang Team oraz Tauron Lang Team Race

2021-08-03 11:46

Ocena: +5 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Gądecki: Polska jest naszym domem, w którym pragniemy budować byt i poczucie stabilności

2024-03-18 10:05

[ TEMATY ]

nowenna21:20

Screen

„Polska jest naszym domem, domem tych, którzy szanując panujące tu prawa i zwyczaje, pragną budować swój byt i poczucie stabilności w przyjaźni i zgodzie” - mówił 17 marca wieczorem abp Stanisław Gądecki w katedrze poznańskiej, w drugim dniu nowenny w intencji ojczyzny.

Metropolita poznański przewodniczył nowennie #21:20, podczas której modlono się o pojednanie narodowe, mądrość dla rządzących i solidarność społeczną.

CZYTAJ DALEJ

Świdnica: Wyjątkowa prezentacja Całunu Turyńskiego

2024-03-14 21:03

[ TEMATY ]

Świdnica

całun turyński

ks. Mateusz Hajder

archiwum prywatne

Ks. dr Matusz opowiadał o jednej z najbardziej zagadkowych relikwii chrześcijaństwa

Ks. dr Matusz opowiadał o jednej z najbardziej zagadkowych relikwii chrześcijaństwa

Wierni parafii NMP Królowej Polski mieli niezwykłą okazję uczestniczyć w wyjątkowej prezentacji historii Całunu Turyńskiego, którą przeprowadził ks. dr Mateusz Hajder.

W niedzielę 3 marca uczestnicy niedzielnej liturgii mogli wpatrywać się w kopię niezwykłej relikwii, będącej jednym z najbardziej zagadkowych i fascynujących przedmiotów w chrześcijaństwie.

CZYTAJ DALEJ

Agnieszka Romaszewska-Guzy została dyscyplinarnie zwolniona z TVP

2024-03-18 17:18

[ TEMATY ]

Biełsat TV

Karol Porwich/Niedziela

Była dyrektorka i założycielka Biełsat TV Agnieszka Romaszewska-Guzy poinformowała, że w poniedziałek wręczono jej zwolnienie dyscyplinarne. TVP S.A. w komunikacie podało, że do definitywnego zakończenia stosunku pracy doszło z inicjatywy TVP S.A. w likwidacji, z przyczyn dotyczących pracownika.

"No to TVP jednak jeszcze nieco poprawiła moje zwolnienie, a mianowicie dziś wręczono mi zwolnienie dyscyplinarne" - napisała w poniedziałek na plaformie X Agnieszka Romaszewska-Guzy. TVP S.A. w likwidacji w komunikacie poinformowała, że "z dniem 18 marca 2024 roku doszło do definitywnego zakończenia stosunku pracy między TVP S.A. a Panią Agnieszką Romaszewską-Guzy". "Nastąpiło to z inicjatywy TVP S.A. w likwidacji, z przyczyn dotyczących pracownika" - napisano.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję