Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego łączy się z obietnicą Jezusa, że nie zostawi nas sierotami. Z miejsca, gdzie zasiada po prawicy Ojca, Pan ześle Ducha Świętego, by obdarzył nas nowym życiem
i ożywił w naszych sercach nadzieję, że Jezus powróci w chwale na końcu czasów. Obrazując swój powrót w chwale, Jezus mówi, że zmarli powstaną z martwych. Jedni przebywać będą
z Nim na zawsze w chwale, inni będą oddzieleni od Niego na zawsze w piekle (Mt 25, 31-46).
Istnieje w nas coś, co sprzeciwia się myśli o wiecznym potępieniu. Chcemy mieć nadzieję na najlepszą przyszłość, dlatego jesteśmy gotowi głosić nowe życie i ideę życia wiecznego. Jednak
rzymski kanon Mszy św. przed konsekracją chleba i wina podaje modlitwę o wybawienie od wiecznego potępienia. Piekło istnieje i z pewnością są do niego kandydaci.
To tylko jeden aspekt sprawy. Nawet ci, którzy wiedzą, że credo zawiera wiarę w wieczne potępienie, na ogół skłaniają się, aby skazać na nie innych, a nigdy siebie samych. Dopóki nie uznamy,
że zdani na własne siły, będziemy w stanie popełnić każdy grzech, nie uczynimy żadnego postępu w drodze ku świętości. Z powodu swoich grzechów znajdziemy się w obliczu piekła. Jeśli
ktoś odrzuca grzech śmiertelny, nie ma powodu, by wierzył w istnienie piekła. Jednak jeśli nie ma grzechu śmiertelnego, śmierć Jezusa była niepotrzebna.
Istnienie piekła jest następstwem ludzkiej wolności. Bóg pragnie dla nas wiecznego szczęścia i daje nam, przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, pewne środki, by je osiągnąć. Możemy je
jednak odrzucić. Wolność jest naszą chwałą i ryzykiem. Modlimy się do Ojca: "Bądź wola Twoja". W wolności wypowiadamy: "Niech się spełni moja wola, a nie Twoja". Wybór należy do nas i przesądza
on o naszym wiecznym przeznaczeniu (zobacz Katechizm Kościoła Katolickiego, 1861).
Bóg nie posyła nas na wieczne wygnanie, z dala od Niego. Okropna męka, polegająca na wiecznym oddzieleniu od Boga, nie jest spowodowana Jego gniewem; jest nieuniknionym rezultatem naszego wyboru,
grzechu dokonanego w wolności. Bóg, w słowach pełnych niezmierzonego miłosierdzia, nieustannie przywołuje nas do siebie, lecz nie pozbawia nas wolności, która stanowi część bytu ludzkiego i która
może odrzucić Bożą miłość. Aktem swobodnego wyboru określamy czy nieustająca miłość Boga do nas stanie się naszą najwyższą radością, czy naszą niekończącą się nędzą. Bóg daje tym, którzy są w piekle
całą miłość, którą są gotowi przyjąć - Jego sprawiedliwość.
W ubiegłym tygodniu rozmawiałem z niewielką grupą nauczycieli ze szkoły podstawowej o tym, jak uczą wiary. W rozmowie poruszono temat piekła. Jeden z nauczycieli powiedział,
że uczniowie pierwszych klas mają głębokie poczucie sprawiedliwości. Dla dzieci w tym wieku wieczna kara jest odpowiednikiem wiecznej nagrody. Bóg jest sprawiedliwy, przeto piekło istnieje.
W swojej książce Przekroczyć próg nadziei Jan Paweł II wyraził owe odczucia uczniów, używając bardziej skomplikowanej retoryki: "Czyż Bóg, który jest miłością, nie jest również ostateczną sprawiedliwością?".
Zatem kto jest w piekle? Z pewnością upadłe anioły, które stały się diabłami. Jeśli chodzi o innych, nikt nie może z całą pewnością określić, czy są w piekle. Biorąc pod uwagę
nieskończoną głębię Bożego miłosierdzia i Jego pragnienie, by dzieło Jezusa przynoszące nam zbawienie zostało powszechnie przyjęte, można żywić prawdziwą nadzieję, że żadna istota ludzka nie przebywa
w piekle. Jednak zastanawiamy się nad wiecznym przeznaczeniem Judasza Iskarioty, apostoła, który zdradził Jezusa, czy też nad rzymskim cesarzem Neronem, który zapoczątkował wieki prześladowań pierwotnego
Kościoła. A w naszym stuleciu, kto chciałby założyć się o zbawienie Adolfa Hitlera, Józefa Stalina czy Mao Tse Tunga?
Przez wieki przyjmowano przemyślaną opinię nauczycieli, na przykład św. Augustyna, który twierdził, że większość nie ochrzczonych najprawdopodobniej poszła do piekła, razem ze znaczną liczbą
ochrzczonych. Średniowieczni malarze i poeci przedstawiali w piekle papieży. Minione pokolenie skłaniało się ku nadziei, że wszyscy będą zbawieni. Jednak ilu z nas ma listę osób, które
chcielibyśmy widzieć w piekle? To pragnienie, nie wyrażone słowami, nie jest znakiem dobrego duchowego zdrowia! Mamy modlić się za nieprzyjaciół i nasza modlitwa powinna być także prośbą
o ich wieczne zbawienie. A jednak nie jest.
Św. Paweł pisze: "Zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem" (Flp 2, 12). Św. Augustyn pisze: "Nie czyńcie założenia: jeden z łotrów na Kalwarii poszedł na zatracenie.
Nie rozpaczajcie: jeden z łotrów został zbawiony". Rozważanie o piekle i możliwości wiecznego potępienia pogłębia przynajmniej nasze codzienne decyzje. Teraz czyny niosą konsekwencje na
wieczność. Wierzący żyją równocześnie w teraźniejszości i wieczności, dlatego nasze życie nie zawiera żadnych sztuczności. Bóg pragnie naszego zbawienia, dlatego nie ma powodu, byśmy również
podchodzili do swego życia z nadmierną powagą. Możliwość potępienia nie pomniejsza naszej radości w Panu. Pomaga nam raczej zrozumieć Boże miłosierdzie.
Zasadniczo wszyscy mogą mieć nadzieję na niebo, ponieważ Bóg jest gotów przebaczyć nasze grzechy. Nie każdy uważa, że jest to realna nadzieja. W Stanach Zjednoczonych ludziom wszystko wolno,
wszędzie widzimy zachętę: "Zrób to, spróbuj tego!", bez względu na to, czym "to" jest. Wszystko wolno, ale praktycznie niczego nie można wybaczyć. W Kościele przeciwnie - nie wolno wiele: "Jeśli
będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej" - mówi Jezus (J 15, 10). Choć jednak nie wolno wiele, wszystko można wybaczyć. Nasza kultura popycha nas ku zemście; nasza
wiara - ku miłosierdziu.
Czy piekło istnieje? Tak. Ilu rzeczywiście jest skazanych na wieczne potępienie w piekle? Nie wiemy tego na pewno, czy jest tak czy inaczej. Jak można uniknąć piekła? Żyjąc "w Chrystusie" i służąc
innym. Modlitwa za innych jest formą służby, która daje nadzieję na zbawienie każdego człowieka. Modląc się za drugiego człowieka, prosimy o Boże błogosławieństwo dla tego, za kogo
się modlimy i za nas samych. Liczę na wasze modlitwy i sam zanoszę modlitwy za tych, których kochacie.
Oddany w Chrystusie
kard. Francis George
(Tłum. Maria Kantor)
Pomóż w rozwoju naszego portalu