Reklama

Tropami dziecinnych lat - zapiski z podróży po Ukrainie 2001

Na zielonej Ukrainie... (1)

8 października 2001 r., zgodnie z umową zawartą z ks. prał. Zbigniewem Karolakiem, wyruszyliśmy z Warszawy samochodem na wschód, na Ukrainę. W wyprawie wzięły udział trzy osoby: ks. prał. Zbigniew Karolak - kierownik wyprawy oraz uczestnicy: inż. Tadeusz Walląg z żoną - dr Ziutą Renatą. Motywem podróży była nie tyle ogólnie znana magia, czar kresów, rubieży wschodnich, co bezdyskusyjny priorytet, głęboka wewnętrzna konieczność odwiedzenia rodzinnych stron, zagrabionych przez wschodnich sąsiadów, tj. ZSRR, w 1939 r. Tam pozostał słoneczny świat dziecięcych marzeń, radosnych wakacji pod okiem nie tylko matki, ale obojga dziadków - Władysława i Renaty Gedroyć, w ich małym dworku ukrytym w cieniu rozłożystego jesionu, gąszczu rozrośniętych krzewów zielonego bzu, jak też niecodziennych kwiatów oraz woni różanych alejek („Tajemnice Bieszczad - Placówka AK Żubracze”, J. R. Dąmbska Gedroyć, Muzeum Niepodległości, W-wa 2001).

Niedziela podlaska 35/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Granicę z Ukrainą przekroczyliśmy przez przejście położone w pobliżu miasta Chełm. Na sygnał zezwalający na jej przekroczenie oczekiwał długi ogon, bo kilkanaście dużych ciężarowych wozów, tirów oraz parę samochodów osobowych. Służba mundurowa, zauważywszy sutannę, z oznakami szacunku, omalże niezwłocznie, dyskretnym skinieniem ręki wskazała kierunek przejazdu, upraszczając i skracając nieco procedury, które obowiązywały podróżnych wszystkich kategorii. Na szczęście odrażający styl inspekcji samochodów, powszechnie stosowany całkiem niedawno, bo jeszcze w 1994 r. został już zlikwidowany. Polegał on na dokładnym przeglądzie podwozia przy użyciu specjalnego podkopu. Obecnie szosa w tym miejscu została skrupulatnie wyrównana.
Po stronie ukraińskiej na wjazd do Polski oczekiwała znacznie dłuższa kolejka. Zarówno turyści, jak też większość na postoju, głównie handlarze, musieli zatrzymywać się kilkakrotnie w ustalonych punktach kontrolnych i to zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Ulgowo traktowane były jedynie przejazdy służbowe. Wreszcie z uczuciem ulgi, niemal całkowicie zrelaksowani, choć podświadomie pogrążeni w myślach przepełnionych nieskrywanymi emocjami, ruszyliśmy w kierunku Kowla. Znowu mknęliśmy drogą o asfaltowej nawierzchni, nienajlepiej wyrównanej, ściślej mówiąc mocno chropowatej, a ponadto przeciętej na dwa pasy linią podziałową, kiepsko zarysowującą się na czarnej, wijącej się i miejscami mocno powycieranej powierzchni. Jezdnia w zasadzie niemal zupełnie pozbawiona była poboczy, niezwykle użytecznych w czasie szybkiej jazdy. Przy tego rodzaju rozwiązaniach trasy, nie trudno jest o poważną kolizję.
Lecieliśmy niemal jak na skrzydłach w rejony bliskie sercu utracone jeszcze w okresie dzieciństwa, odebrane najbliższym w okolicznościach wręcz katastrofalnych, a po przeszło pół wieku - śmiało można stwierdzić - enigmatyczne, nieznane, wręcz zagadkowe. Jechaliśmy w kierunku, o którym opinię wyrażało się przez wiele, wiele długich, tragicznie smutnych lat niemal szeptem, często z nieukrywaną wzgardą, bo w kierunku wschodnim.
Mijaliśmy bezkresne, szeroko rozciągające się uprawne pola w swej jesiennej szacie. Na wielkich przestrzeniach ziemia równo wygładzona, sprawiająca wrażenie subtelnego, niemal brunatnego aksamitu. Kolosalne obszary wręcz zwracały uwagę absolutnym brakiem jakichkolwiek kamieni czy nieużytecznych odpadów. Zapewne dzięki temu praca na roli w tych rejonach pozostawała znacznie ułatwiona, bowiem oczyszczanie pól, zwłaszcza z ciężkich głazów, niewątpliwie pochłania wiele wysiłku, jak też i czasu. W rezultacie, z rzadka zresztą ukazujące się miedze, pozbawione tradycyjnego bagażu, tj. mniejszych czy większych niepotrzebnych, szarych składów nadawały zielonym, polnym granicom, ścieżkom nieomalże ozdobny rys, przerywający brunatną monotonię. Podziwialiśmy osobliwą urodzajność czarnej ziemi, której plony żywiły niegdyś bez mała całą Europę oraz równinne tereny agrarne: brunatno-czarną glebę, na oko lepiej utrzymaną, niż spodziewaliśmy się, w bezpośrednim sąsiedztwie malowniczo usytuowanych, sprawiających wrażenie wykończonych pędzlem, fascynujących swoimi kontrastami, bo z rejonami pokrytych zielenią o pastelowych tonacjach, znamienną dla młodych łanów zbóż ozimych. Jedynie w pobliżu osiedli ludzkich, zarówno gminnych, jak też miejskich, nieco skromniej prezentujące się, stosunkowo małe, dobrze ograniczone poletka, których gęsto obrośnięte obrzeża, miedze, wyróżniały się bujnie rozrośniętym zielskiem, odcinającym od otoczenia intensywnymi, ciemnymi odcieniami. Przypuszczalnie już należały one do prywatnych właścicieli, reprezentując formę nieco większych ogródków działkowych. Wprost wyjątkowo, ledwo dostępne dla ciekawych oczu, smętne uroczyska skrywające się gdzieś na uboczu.
Potem gęste, choć prawie bez podszycia, sosnowe lub pyszniące się śnieżną bielą brzozowe lasy o pniach niezbyt okazałych, ale za to strzelistych, względnie smukłych, wysokich, a głównych konarach oraz drobnych, wiotkich gałązkach rozwichrzonych, niczym krnąbrne kaskady komet niebieskich. Często w oddali, utrzymane w pewnej odległości od szosy, bądź ukazujące się na dalekim horyzoncie, aczkolwiek położone w pobliżu wiosek, skupiska budynków gospodarczych, tworzących na ogół pokaźnych rozmiarów konglomeraty, które co najmniej częściowo pozostawały osłonięte, czasem jakby ukryte w zaroślach lub niepozornych zagajnikach. Najpewniej były to obory dla bydła, trzody chlewnej oraz koni, które należały do lokalnych sowchozów czy kołchozów. Zawsze o jednakowym, bardzo charakterystycznym stylu, bliźniaczo podobne, ustawione równolegle do siebie. Możliwe, iż praktyczne z punktu widzenia funkcjonalności, jednakże zwracały uwagę swą monotonią: wszystkie wykonane z bloków betonowych, o kształtach jednostajnie i typowo wydłużonych - do kilkudziesięciu metrów, identyczne wysokością i szerokością; w tych rejonach posiadające niewielkie okna lub okiennice. W sumie - zdawały się być zgrzytem na tle tradycyjnego, wiejskiego budownictwa. Sprawiały przygniatające, odpychające wręcz wrażenie swoją stereotypową odrębnością nie mającą nic wspólnego z budownictwem wiejskim typu skansen, ani nowoczesnym. Pozostawały wręcz w konflikcie z jego rutynowymi, wielowiekowymi, praktycznymi założeniami. Mianowicie niemal zawsze gospodarcza część znajdowała się w tym samym budynku co mieszkalna, choć oddzielona niewielką sienią. Rzadziej stajnie przylegały do domu, to jest położone były w bezpośrednim jego sąsiedztwie. Tym bardziej rażąco odcinały się jako „zmodernizowane” od otoczenia, iż biel ich, względnej świeżości, cechowała się różnorakimi domieszkami odcieni beżowo-szarych i ich niezbyt subtelnymi niuansami!
Na przemian, dłuższymi okresami, nawet dziesiątkami kilometrów zdawało się, iż w nieskończoność ciągnęły zielone pastwiska, łąki, położone tuż przy ciemnych, omalże czarnych glebach, właśnie przygotowywanych do jesiennego siewu. Urozmaicały je tętniące własnym życiem, leniwie wijące małe strumyki, większe i nieduże rzeczki, nieregularnie, fanaberyjnie przecinające, jakby od niechcenia upiększające równiny na wieki rzucone ręką Najwyższego Artysty. Na pierwszy rzut oka nie posiadały one zbyt zachęcającego koloru, bo brunatne jak ziemia, przez którą przepływały. Zabarwienie więc zawdzięczają okolicznym torfowiskom, skąd pochodzą ich źródła. Głównie w pobliżu strug stwierdzaliśmy podmokłe, typowo bagienne tereny. Tam beztrosko gromadziły się, skubały trawę lub nurkowały zwabione obfitością zasobnych żerowisk całe masy domowego ptactwa: tj. stada wyjątkowo dorodnych, białych gęsi oraz różnorodnych odmian i odcieni kaczek.
W niejakiej odległości od szlaku, na zielonych jeszcze łąkach i pastwiskach, stada krów rzadziej koni, korzystających ze świeżego pokarmu, może ostatniego już w tym roku. Natomiast nie zetknęliśmy się zupełnie z dzikimi zwierzętami, a nawet ptactwem. Od czasu do czasu podrywały się jedynie wrony, pojedyncze lub w niewielkich stadkach, liczących zaledwie kilka lub kilkanaście sztuk. Nigdzie, na widnokręgu, tak wielkich i głośno, zdawało się rozpaczliwie kraczących, jakie pozostały w naszej pamięci z okresu dzieciństwa. A w ogóle, na tych ogromnych przestrzeniach odczuwało się dziwną pustkę.
Wręcz paradoksalnie, odwieczny przyjaciel rolnika, STRACH NA WRÓBLE nie znalazł w tym świecie przyjaźni robotniczo-chłopskiej stosownego dla siebie miejsca. Może został posądzony o szpiegostwo na rzecz krajów kapitalistycznych, w związku z jawnymi, co gorzej, całkowicie jednoznacznymi manierami, ujawniającymi się zwłaszcza w czasie złej pogody. Mianowicie wykonywał on, najpewniej bez oficjalnego zezwolenia, głębokie skłony, ukłony z wyraźnymi objawami szacunku, tudzież towarzyszącym im niemal rozanielonym, ekstraordynaryjnym stylem przysiadów, w postaci rytmicznego chwiania i kiwania do złudzenia imitującego pełen uwielbienia rytualny taniec. Występował on zgodnie z zawirowaniami oraz ostrzejszymi podmuchami wichrów szczególnie, gdy posiadały one całkiem nie dwuznacznie zachodni charakter. Z merytorycznego punktu widzenia fakt ten bezdyskusyjnie świadczył o najgorszego rodzaju wypaczeniach, bo o braku priorytetów, partyjnego wyrobienia kręgosłupa, jakim powinien szczycić się ludowy Strach, a co gorsze o zachwianiu politycznej linii, podstawowych zasad prawego komunisty. Zdemaskowana niezgodność z postulatami najwyższej radzieckiej „WŁADZY” robotniczej była faktyczna, wina oczywista, niezaprzeczalna i nie do podważenia. Zapadła zapewne bardzo typowa, co prawda nieco w stylu demagogicznym, ex catedra, ale nieodwracalna decyzja. Rewolucja nikomu nie może pobłażać! W konsekwencji, widocznie więc karnie biedny, zastraszony Strach został zesłany do jakiegoś zapadłego gułagu syberyjskiego. A stało się to absolutnie bez niepotrzebnego tracenia czasu oraz narażenia społeczeństwa na zbyteczne i nadmierne koszta, unikając więc karygodnej rozrzutności związanej z przeprowadzaniem skomplikowanego przewodu sądowego - niewesołe reminiscencje, jednak podświadoma, pobieżna analiza nie tak odległego okresu, nasunęła tego rodzaju możliwość.

cdn.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ostatnie pożegnanie ks. Jana Kurconia

2024-04-18 17:04

Ks. Paweł Jędrzejski

Grób księdza Jana Kurconia

Grób księdza Jana Kurconia

Przeczów: W kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa odbyła się ceremonia pogrzebowa ks. Jana Kurconia. W ostatniej ziemskiej drodze zmarłemu kapłanowi towarzyszyło 35 kapłanów, delegacje OSP, a także reprezentanci kół łowieckich oraz wierni parafii.

Eucharystii pogrzebowej przewodniczył ks. Adam Łuźniak, wikariusz generalny metropolity wrocławskiego. We wstępie zaznaczył, że każdy człowiek posiada swoją historię życia i taką też miał zmarły ks. Jan Kurcoń, a ponieważ posługiwał i mieszkał przez wiele lat pośród wiernych w Przeczowie, to każdy miał jakąś część swojego życia związaną z historią życia ks. Kurconia. Homilię wygłosił ks. Piotr Oleksy, obecny proboszcz przeczowskiej parafii. Zaznaczył, że uroczystość pogrzebowa jest przejściem do życia wiecznego. Podkreślił też, że dom ks. Jana był zawsze otwarty dla ludzi, chętnie ich gościł, słuchał, interesował się ich życiem i dbał o życie sakramentalne parafian. - Dziś ks. Jan niesie nam przesłanie: “Obyś nigdy nie zgubił Jezusa - mówił ks. Oleksy, podkreślając, że zmarły kapłan był miłośnikiem przyrody, kochał las i dostrzegał obecność Boga w przyrodzie.

CZYTAJ DALEJ

Rzymskie obchody setnej rocznicy narodzin dla nieba św. Józefa Sebastiana Pelczara

2024-04-19 16:24

[ TEMATY ]

Rzym

św. bp Józef Sebastian Pelczar

100. rocznica

Archiwum Kurii

Św. Józef Sebastian Pelczar

Św. Józef Sebastian Pelczar

Mszą św. w kaplicy Polskiego Papieskiego Instytutu Kościelnego w Rzymie wieczorem 18 kwietnia zainaugurowano jubileuszowe spotkanie poświęcone św. Józefowi Sebastianowi Pelczarowi.

Polski Papieski Instytut Kościelny w Rzymie oraz Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego (Siostry Sercanki) to dwie instytucje obecne w Rzymie, u początku których stoi były student rzymski, a potem profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz biskup przemyski, dziś święty Józef Sebastian Pelczar. To właśnie ks. prof. Pelczar wraz z s. Ludwiką, dziś błogosławioną Klarą Szczęsną, w 1894 r. założyli w Krakowie Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: Wystawa unikatowych pamiątek związanych z bitwami pod Mokrą i o Monte Cassino

2024-04-19 18:33

[ TEMATY ]

Jasna Góra

wystawa

BPJG

Unikatowe dokumenty jak np. listy oficera 12 Pułku Ułanów Podolskich z Kozielska czy oryginalną kurtkę mundurową typu battle-dress z kampanii włoskiej, a także prezentowane po raz pierwszy, pochodzące z jasnogórskich zbiorów, szczątki bombowca Vickers Wellington Dywizjonu 305 można zobaczyć na wystawie „Od Mokrej do Monte Cassino - szlakiem 12 Pułku Ułanów Podolskich”. Na wernisażu obecny był syn rotmistrza Antoniego Kropielnickiego uczestnika bitwy pod Mokrą. Ekspozycja znajduje się w pawilonie wystaw czasowych w Bastionie św. Rocha na Jasnej Górze.

Wystawa na Jasnej Górze wpisuje się w obchody 85. rocznicy bitwy pod Mokrą, jednej z najbardziej bohaterskich bitew polskiego żołnierza z przeważającymi siłami Niemców z 4 Dywizji Pancernej oraz 80. rocznicy bitwy o Monte Cassino, w której oddziały 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa zdobyły włoski klasztor.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję