Reklama

Tyle wiary, ile przekonania o zmartwychwstaniu

Niedziela łomżyńska 19/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Najdostojniejsi Arcypasterze Kościoła Łomżyńskiego:

Księże Biskupie Stanisławie, Księże Biskupie Tadeuszu,

Bracia w posługiwaniu biskupim, Drodzy Bracia Kapłani, Alumni,

Droga i zasmucona Matko ks. Antoniego, Pani Leokadio,

i Najbliższa Rodzino,

Żałobni Bracia i Siostry, Żałobni Słuchacze,

Drodzy Bracia i Siostry.

Bardzo jest wzruszający ten święty czas wielkanocny. Jest wielką lekcją realizmu chrześcijańskiego. Pokazuje, że Chrystus wzywa nas do wstępowania na górę Golgoty, dźwigając krzyż cierpienia, krzyż boleści. Słyszeliśmy, że dzięki Jezusowej śmierci wszystko będzie przemienione, dzięki tej śmierci, każda boleść ma szansę być przemienioną i każde wydarzenie, każda radość, ma szansę zyskać nowy wymiar - nieskończoność.

A jednak momenty takie jak ten mówią bardzo wiele, mówią inaczej do każdego z nas. Spróbujmy popatrzeć na tę śmierć kapłana - człowieka z perspektywy tego tygodnia wielkanocnego, kiedy to relacje Apostołów o zmartwychwstaniu są zdumiewająco proste: "Nie ma Go tu. Szukacie Jezusa ukrzyżowanego? Zmartwychwstał!". Dla św. Pawła bez zmartwychwstania Chrystusa próżna jest nasza wiara, próżne jest przepowiadanie, próżne życie, które traci sens. Św. Piotr w swojej katechezie tłumaczył zaś wszystkim, że zostaliśmy wykupieni "nie srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa". Przez Niego uwierzyliśmy w Boga, który wskrzesił Go z martwych. Tak oto i nasza wiara opiera się na zmartwychwstaniu Chrystusa. Można by powiedzieć, że "ile przekonania o zmartwychwstaniu, tyle wiary". Współczesny poeta powie jednak, że istnieje konieczność wyciągnięcia wniosków życiowych ze zmartwychwstania, że ono powinno znaleźć odbicie w naszym myśleniu i w naszym życiu:

"Nie umiem być srebrnym aniołem, ni gorejącym krzakiem,

tyle zmartwychwstań przeszło, a serce mam byle jakie.

Tyle procesji z dzwonkami, tyle już alleluja,

a moja świętość dziurawa, na ćwiartce włoska się buja" .

Wiara więc ma nas prowadzić do lepszego życia, budzić pragnienie świętości. Niby w codziennej Mszy św. - pamiątce męki i zmartwychwstania Zbawiciela "wyznajemy śmierć Twoją, Panie, i oczekujemy Twego przyjścia w chwale". Ale jakże ciągle daleko nam do patrzenia wiarą na każde wydarzenie życia. Daleko do tego, że każde słowo, uderzenie serca, każde uczucie stanie się wyznaniem wiary. Szczególnie trudne wybory, a są takie w życiu dziecka, młodego człowieka i dorosłego. Te szczególne wybory mówią wiele. Są inspirowane wiarą. Wtedy stają się świadectwem, apostolstwem przykładu, dobrego słowa. Ubogacać trzeba to nasze życie, ale jeszcze ważniejszy jest czyn, dobry czyn, czyn życzliwości, miłości, posłuszeństwa Bożemu prawu. Obserwujemy wszyscy dzisiejsze życie. Wiele się dzieje, wiele się mówi, depcze się wiele podstawowych naszych chrześcijańskich, polskich wartości. Nie wolno zwątpić, mimo że nieraz jest trudno. Nie mogę zrozumieć, dlaczego i dzisiaj zagłusza się ciągle głos prawdy? Dlaczego kłamstwo ma prawo obywatelstwa na tylu szpaltach naszych gazet? Dlaczego ciągle zagłusza się głos rabina Jacoba Beikiera z Jedwabnego? 10 marca tego roku powiedział na łamach Rzeczpospolitej, że to "Antosia Wyrzykowska, polska dziewczyna, polska kobieta uratowała jego rodzinę, uratowała właśnie w Jedwabnym siedmioro Żydów, narażając siebie". Dlaczego pomija się przestrogę Abrachama Wegemana z Izraela, który mówi dosłownie w tymże piśmie: "To Polacy uratowali 80% całej mojej rodziny. Myśmy nie chcieli wojny, ani Polacy jej nie chcieli, to Niemcy wymyśli holocaust. To, co się dzieje teraz, to sianie nienawiści między dwoma narodami".

Tak wiarę buduje prawda, buduje ją miłość. Ale dziś za wszelką cenę wiarę próbuje się zniszczyć kłamstwem, próbuje się zniszczyć wiarę nakręcaną nienawiścią i to jest klucz do zrozumienia wielu spraw w relacjach ludzkich. Wiarę Apostołów i wiarę naszą buduje prawda taka, jaką znamy. Apostołowie nie mogli dać innej relacji, jak dali, nie wszystko wiedzą, nie wszystko rozumieją, nie rozumieją, jak to się stało. Ale Chrystus zmartwychwstał, nie tylko dlatego, że Go tu już nie ma, ale że wypełnił Pisma, że zrealizował to dokładnie, jak zapowiedział. Natychmiast uczniowie odnoszą to wydarzenie do innego wymiaru, do nadprzyrodzoności, do planów Bożych.

Przez dziesiątki lat rektorem Seminarium Duchownego w Łomży był kapłan wielkiej wiary, ks. Józef Perkowski. On to uratował wielu Żydów, podobnie jak ks. Stanisław Falkowski, któremu jednego z tych uratowanych przekazał. Żyje dotychczas uratowany świadek, kosztowało to wiele, ale tak trzeba było. Kiedyś wybuchł pożar w seminarium. Podejrzeń o źródło dziwnego pożaru było bardzo wiele, zwłaszcza że wiadome czynniki siały niepokój. Tę metodę znano już w innych seminariach. Ksiądz Rektor przyszedł do kleryków z bardzo głęboko przeżywanym problemem. Czuło się to wielkie napięcie. A on otworzył swoje usta i dał świadectwo pytaniem: "A może to znak, że w naszych sercach, że w sercach alumnów nie płonie należycie mocno ogień miłości Bożej?". To dla niego był problem: czy miłość Boża płonie w sercach wychowanków? Piękna jest sprawa wizji wiary. Widzieć, patrzeć, oceniać wiarą każdą sytuację, każde wydarzenie życiowe.

Śp. ks. inf. Antoni Boszko miał wielu wielkich nauczycieli w swoim życiu. Powoli w niejednej sprawie sam stawał się mistrzem i to niezrównanym.

Przyszedł na świat w 1942 r. w wierzącej, katolickiej rodzinie. Pamiętam ten jeszcze stary ładny dom w Kamiennej, promieniujący staropolską gościnnością i serdecznością. Tam Antoni nabierał od swojej matki wrażliwej delikatności, wzrastał w wierze, a od ojca uczył się wytrwania w pracy i zdecydowania w dążeniu do wyznaczonego celu. Nawiązał też wyjątkowo mocne więzy ze swymi duszpasterzami, których dom w przyszłości miał stać się dla niego drugim domem. W czasie pobytu w seminarium całego jego rodzina uzyskała możliwość wyjazdu do Stanów Zjednoczonych na stały pobyt. Widzimy tu, jak Opatrzność kieruje drogami ludzkimi. Ta decyzja przydała się potem kilkakrotnie w przyszłości. To dzięki obecności rodzeństwa w Ameryce i życzliwości tamtejszych kapłanów stało się możliwe leczenie w tych ostatnich chorobach, leczenie w Stanach Zjednoczonych i przedłużenie życia, a także jego dojrzewanie w wierze, dojrzewanie poprzez cierpienie, oczyszczające cierpienie dla nieba. Kleryk Antoni na stałe do Stanów Zjednoczonych nie wyjechał. Sprawdziło się zalecenie Pana Jezusa, że "kto przyłożył rękę do pługa, wstecz się niech nie ogląda". I drugie wskazanie: "Zostaw ojca i matkę i idź za Mną!". Został w seminarium, pokochał myśl o kapłaństwie, bo ono było pragnieniem jego serca, a później stało się pasją jego życia. Tak było w Bakałerzewie i Śniadowie, gdzie pracował jako wikariusz, tak było na studiach, na profesorstwie i podczas rektoratu w seminarium, i w pracy kurialnej.

Godność kapłańska i serdeczny humanizm promieniował z niego zawsze, szczególnie w czasie choroby. Pamiętam zachwyty i przeżycia bardzo głębokie kilku chorych, którzy leżeli z nim na wspólnej sali w szpitalu na Płockiej w Warszawie. Dla nas - mówili - zaczął się nowy, inny czas chorowania dzięki ks. Antoniemu. Ale wtedy on był jeszcze silny, świeży, choroba się dopiero zaczynała.

Ks. Antoni otrzymał od Boga wiele darów, autentycznie utalentowany był w wielu dziedzinach, człowiek o unikalnym poczuciu humoru, promieniował nim na innych. Wiele jego trafnych powiedzeń będzie krążyć jeszcze długo wśród ludzi. Był przy tym człowiekiem wielkiej wrażliwości i każde słowa, zachowanie, reakcje, przeżywał głębiej niż to wyglądać mogło na zewnątrz. Dlatego długo niekiedy wyjaśniał, zastrzegał się zanim wydał jakiś osąd. Potem niejednokrotnie umiał przeprosić za niezawinioną przykrość. Autentyczny człowiek, wierny swemu wrażliwemu sumieniu kapłan. Krytyczny wobec siebie i trzeźwy w osądzie ludzi i spraw. Zawsze kierował się w osądach i spojrzeniach wiarą, wyrozumiałością nadprzyrodzoną i autentyczną miłością. A serce miał wielkie i mocne, i bardzo wrażliwe. Budził niekiedy do siebie przywiązanie w niezamierzony sposób. Umiał być wtedy bardzo delikatny, ale jeszcze bardziej zdecydowany, wprost nieugięty. Dlatego szedł przez to życie otoczony przyjaźnią i ofiarną życzliwością tak wielu, wielu ludzi. Dowodem jest tu dzisiaj nasza wspólna obecność, wzruszającą obecność przez swoją liczbę i modlitwę, obecność ludzi - kapłanów, biskupów, rodziny i świeckich. Dla rodziny i prezbiterium łomżyńskiego może pozostać wzorem i to wzorcem twórczym. Bo pięknie zrealizował swoje życie. Krótko przed śmiercią, już po 19 marca, zadzwonił ze szpitala. Z wdzięcznością wspomina odwiedziny i koncelebrowane przy łóżku szpitalnym Msze św. z ks. Radzisławem, który go wtedy odwiedził. Był bardzo wdzięczny swemu bp. Stanisławowi za odwiedziny i bardzo wielu ludziom za serce i pomoc. Mówił o tym. Po raz kolejny mówił o swej matce, którą tym razem zawiedzie, bo nie będzie mógł spełnić przy niej synowskiej posługi w nadchodzących latach. To ona zamknie mu oczy. Był świadomy stanu swej choroby. Każdy dzień uważał za nowy dar Boży. Chciał żyć, ale wiedział już, że nowotwór ma przerzuty do mózgu. Oddawał się do dyspozycji, posłuszny kapłaństwem aż do końca. Powinienem - mówił - według obliczeń medycyny już przed trzema laty umrzeć. Gotów jestem - raczej przygotowuję się do tej chwili każdego dnia. Ks. proboszcz Machalski z Brooklynu zadzwonił tuż po jego śmierci i mówił, że Antoni bardzo cierpiał przez ostatnie dni. Modlił się słowami pierwszego Kapłana, a może próbował wraz z Nim przeżywać głębię kapłańskiej ofiary, ofiary opuszczenia: " Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!". Wielka to tajemnica wiary i niełatwa. Groźna swą głębią samotnej boleści, bezradnością autentyczna, a po Chrystusowemu skuteczna. "Ojcze, jeżeli można, oddal ode mnie ten kielich! Ojcze, jeżeli trzeba chcę Twoją wolę wypełnić" - śpiewał tę pieśń wiele razy. Zaśpiewał ją potem w swoim cierpieniu, swoją chorobą, swoim ostatnim tchnieniem. Księże Antoni, infułacie i proboszczu katedry łomżyńskiej, tym pełnieniem woli Bożej wskazanej Ci przez bp. Stefanka i nałożonej w krzyżu cierpienia przez Boga usłużyłeś parafii katedralnej, usłużyłeś ludziom, dzieciom i młodzieży, usłużyłeś kapłanom i alumnom inaczej niż wszyscy, inaczej niż przyzwyczailiśmy się oczekiwać. Usłużyłeś tak, jak chciał Bóg. Wypełniłeś wolę Ojca, wypełniłeś ją z Jezusem, aż do końca. Tego właśnie potrzebowała parafia, teraz łatwiej pójdą wszystkie inne sprawy. Tego potrzebowała diecezja - głębi potrzebowała, nie blichtru, cierpienia. To dlatego zadzwoniłeś do łomżyńskiej furty seminaryjnej przed laty, ty parafianin archidiecezji białostockiej dotarłeś tutaj. Dziękujemy Ci, Panie, Dawco wszelkiego dobra, za tego kapłana, za ks. Antoniego, dziękujemy Łomży za tę jedyną atmosferę, w której mógł tak wyrosnąć i tak zrealizować swoje kapłaństwo. Dziękujemy wszystkim za dzisiejsze modlitwy i za obecność przy grobie ks. Antoniego. W ramiona matki ziemi składamy jego ciało jak ziarno dojrzałe, dorodne. Może wyda nowy, nieoczekiwany plon. Wyda, jeśli taka będzie wola Pana, jeśli ją właściwie odczytamy. Amen.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. Ripamonti: jesteśmy świadkami wycofywania się z prawa do azylu w Europie

2024-04-18 17:39

[ TEMATY ]

Unia Europejska

Włochy

migracja

Ks. Ripamonti

robertopierucci/pl.fotolia.com

W Europie jesteśmy świadkami wycofywania się z prawa do azylu - uważa ks. Camillo Ripamonti, kierujący Centro Astalli - jezuickim ośrodkiem dla uchodźców w Rzymie. Postawę taką sankcjonuje, jego zdaniem, Pakt Migracyjny, przyjęty kilka dni temu przez Parlament Europejski.

Według niego fakty i sytuacje z 2023 roku pokazały, że „zjawiska migracji nie rozwiązuje się poprzez outsourcing [kierowanie migrantów do krajów trzecich - KAI], push-backi, brak realnej polityki ratowniczej na morzu i przyspieszone procedury na granicy”. „Tego, co uważa się za problem migracyjny, nie rozwiązuje się poprzez usuwanie ludzi z ziemi europejskiej, ale poprzez usuwanie przyczyn przymusowej migracji” - wskazał włoski duchowny.

CZYTAJ DALEJ

Czy przylgnąłem sercem do Jezusa dość mocno?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Grażyna Kołek

Rozważania do Ewangelii J 6, 44-51.

Czwartek, 18 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Książka, która zmienia perspektywę

2024-04-19 09:12

mat. organizatorów

To doskonały podręcznik dla rzeczników prasowych instytucji kościelnych, a zarazem książka, która może zmienić naszą perspektywę oceny wydarzeń, które dzieją się dookoła nas – mówił ks. Rafał Kowalski podczas konferencji poświęconej książce Joaquina Navarro-Vallsa „Moje lata z Janem Pawłem II. Prywatne zapiski rzecznika prasowego Watykanu 1984-2006, zorganizowanej przez Stowarzyszenie na rzecz edukacji i rodziny NURT we Wrocławiu.

Rzecznik metropolity wrocławskiego przytoczył jeden z fragmentów książki, w którym Joaquin Navarro-Valls opisuje wspólną z papieżem wyprawę w góry. Kiedy Jan Paweł II podczas przerwy na odpoczynek zasnął rzecznik Stolicy Apostolskiej miał zapisać: „Patrzę jak spokojnie zasypia powierzając ster Kościoła Bogu”. – My byśmy napisali, że papież śpi. Oni widział coś więcej i dostrzegania tego czegoś więcej możemy się uczyć z tej publikacji – przekonywał ks. Rafał Kowalski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję