18 listopada br. w Collegium Novum Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej we Włocławku przedstawiciel Niemiecko-Polskiego Pojednania - dr Gustaw Bekker wygłosił referat
pt. Nieszawa i okolice - sentymentalny powrót do lat dzieciństwa. Wystąpienie stanowiło część programu III Seminarium z cyklu Kreowanie tożsamości lokalnej na Kujawach i ziemi
dobrzyńskiej. W drugiej części spotkania referaty prezentowali uczniowie szkół z Włocławka i regionu.
„Tu jest moja mała ojczyzna” - mówił dr Bekker. W Polsce urodzili się jego rodzice, on przyszedł na świat w 1936 r. w Wiktorynie k. Nieszawy.
Byli wyznania protestanckiego, utrzymywali jak najlepsze stosunki z sąsiadami - Polakami. Wszystko zmieniło się już w chwili rozpoczęcia II wojny światowej. Większość okolicznych
Niemców poczuła strach, chodziły słuchy o aresztowaniach i rozstrzelaniach. Po wkroczeniu armii niemieckiej odbyła się egzekucja na kilku Polakach. G. Bekker stwierdził: „Urodziłem
się jako obywatel polski, a po wybuchu wojny zostałem wpisany na listę volksdeutschów II grupy”. Niemiecka lista narodowa składała się z czterech grup: do grupy I wpisywano
osoby narodowości niemieckiej, które w okresie międzywojennym wykazywały niemiecką aktywność narodową. Do grupy II zaliczano osoby narodowości niemieckiej, ale zachowały niemieckość w języku,
obyczajach itp.). Do grupy III wpisywano osoby pochodzenia niemieckiego, które spolonizowały się, nieniemieckiego pochodzenia żyjące w małżeństwie z osobami narodowości niemieckiej,
o niewyjaśnionej przynależności narodowej, do IV - osoby pochodzenia niemieckiego, które uległy całkowitej polonizacji. Polacy nie wpisywani na niemiecką listę narodową otrzymali bliżej
nie określony status „podopiecznych Rzeszy”. W ten sposób okupant łamał sumienia, zmuszał do podejmowania dramatycznych decyzji: stawką była utrata dobytku, ryzyko wywiezienia na
roboty do Rzeszy lub też deportacja do Generalnej Guberni. Podejrzenia o działalność patriotyczną wystarczały, by człowiek został wysłany do obozu koncentracyjnego.
Po wojnie, jak większość zasiedziałych w Polsce Niemców, Bekkerowie postanowili uciekać. Znaleźli się w Gniewkowie. Jednak widząc Rosjan, wrócili do Wiktoryna, przekonani, że
ich sumień nie obciąża krzywda Polaków. Ich myślenie okazało się błędne: ojciec Gustawa został wkrótce zabrany przez oficera Armii Czerwonej i towarzyszącego mu pracownika Urzędu Bezpieczeństwa.
Zabierano i innych Niemców. Nigdy nie wrócili do rodzin.
Gospodarstwo Bekkerów przekazano repatriantowi zza Buga, a ich samych niebawem wywieziono do Aleksandrowa Kujawskiego. Matkę przemocą nakłaniano do przyjęcia obywatelstwa polskiego: odmówiła.
Później był transport zatłoczonym pociągiem, który miał zatrzymać się w Niemczech. Bali się, czy nie jest to transport na Sybir... Pociąg ruszył na zachód, ale zatrzymał się w Potulicach
k. Nakła, gdzie utworzony był obóz dla przesiedleńców. W latach wojny był tu obóz pracy i obóz karny dla Polaków i jeńców ze Wschodu. Panujące w nim
wówczas warunki nie różniły się od warunków w obozach koncentracyjnych.
Gustaw Bekker wraz z matką miał opuścić to miejsce we wrześniu 1948 r. Wyjechali do Niemiec.
Po raz pierwszy od tamtego czasu przyjechał do Potulic w 1966 r. Chciał postawić pomnik upamiętniający wszystkich zamęczonych tu ludzi. Nagłośnił sprawę wśród przetrzymywanych w obozie
Niemców i Polaków, więzionych tam w latach wojny. Pomnik postawiono.
* * *
Od kilku lat młodzież z Potulic i Nakła wyjeżdża do Niemiec, młodzież niemiecka odwiedza Polskę. Inicjatorem pojednania niemiecko-polskiego w Potulicach jest Gustaw Bekker, emerytowany lekarz z Elsterwerdy. A wszystko zaczęło się od historii dwóch chłopców: więzionego podczas wojny w potulickim obozie Stanisława Gapińskiego i żyjącego w nim po wojnie Gustawa Bekkera. Jako dorośli zapisali w historii kartę pojednania dwóch narodów. Według relacji S. Gapińskiego, podczas pierwszego spotkania opowiedzieli sobie o swoich przeżyciach, każdy wypowiedział swoją prawdę. Później pod pomnikiem w Potulicach podali sobie ręce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu