Reklama

Klerycka pielgrzymka do Apostolskich progów

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Miała to być zwykła relacja z podróży do Rzymu; zapis następujących dzień po dniu wydarzeń skrzętnie utrwalanych w podręcznym kajeciku. Nie będzie to jednak ani sprawozdanie, ani reportaż, ani żadna typowa forma publicystyczna, jakiej można by się tu spodziewać. Nie potrafię bowiem z dystansem i dziennikarską obiektywnością opisać tych siedmiu dni spędzonych we Włoszech, a zwłaszcza przeżyć towarzyszących naszemu podążaniu śladami Ojca Świętego podczas całego Triduum Paschalnego. Śmiech przeplatał się tam ze wzruszeniem, komizm z nastrojem powagi, zachwyt z momentem modlitewnego zamyślenia, słońce z zimnym wiosennym deszczem. Próba przedstawienia tego wszystkiego w zapisie suchych faktów jest z góry skazana na niepowodzenie. Z drugiej strony nie mam ambicji wszechstronnego utrwalenia całego przedsięwzięcia i jest to zadanie ponad moje siły. Jednak, aby zachować choć część klimatu panującego podczas pielgrzymki, pozwolę sobie zawrzeć w tej relacji moje własne wrażenia i spostrzeżenia. Będzie to moja własna pielgrzymka, taka jak ją przeżyłem i zapamiętałem.

Podróż

Wyjechaliśmy w Wielki Wtorek dziesiątego kwietnia br. po Mszy św. odprawionej wcześnie rano. W głowach rodziło się mnóstwo pytań, mieliśmy wiele oczekiwań, rozpierały nas emocje. Żeby zobaczyć jak najwięcej, żeby nawiedzić wszystkie Bazyliki Większe, oby była ładna pogoda... Czy spotkamy się z Ojcem Świętym? Mieliśmy jeszcze w pamięci kazanie bp. Alojzego Orszulika z poniedziałkowej Mszy św., podczas której pożegnał nas przypominając, abyśmy nie traktowali tego wyjazdu w sposób czysto turystyczny.

Organizatorami wyprawy byli księża rektorzy: ks. Jacek Skrobisz i ks. Dariusz Kuźmiński. Oprócz nich jechali z nami: ks. Mirosław Nowosielski i obydwaj ojcowie duchowni: o. Adam Bednarczyk i o. Paweł Kozakowski. "Chciałbym, żeby ta wyprawa pozwoliła więcej czasu spędzić razem - powiedział rektor ks. J. Skrobisz - żebyśmy mogli wspólnie porozmawiać. Poza tym będziecie mogli poznać tę wielość kultur charakterystyczną dla Rzymu, inny sposób zachowania, modlić się z ludźmi innych nacji i kolorów skóry. To jest bardzo rozwijające. Czy te wszystkie nadzieje dadzą się spełnić? Zobaczymy".

Pierwszym przystankiem naszej podróży był Wiedeń. Tam zaznaliśmy gościnności szkoły prowadzonej przez braci szkolnych i kolegi seminaryjnego Księdza Rektora, ks. Alexandra Fuchs´a. Przybyliśmy tam późnym wieczorem. Po zjedzeniu kolacji i rozłożeniu swoich rzeczy w pokojach spróbowaliśmy poznać jeszcze Wiedeń nocą. Niestety, droga do centrum zajęła bardzo dużo czasu, tak że lepiej poznaliśmy wiedeńskie podziemie - metro niż samo historyczne centrum miasta.

Podczas drogi ks. Alexander został poproszony o powiedzenie kilku słów na temat rzeczywistości Kościoła w Austrii. Zauważyliśmy, że robił to z wyraźnym oporem. Dlaczego? "Może to nie było dobre miejsce - tramwaj - na taką rozmowę... Może z miłości do swojego Kościoła nie chciał dotykać trudnych spraw..." - powiedział Rektor.

Wyprawa do Wiednia nie była bardzo udana, za to bardzo wyczerpująca. Dotąd jeszcze się nie zdarzyło, żeby klerycy musieli podnosić na duchu ojca duchownego, tak jak to zdarzyło się tym razem.

Gdy wróciliśmy do pokojów, po szybkiej toalecie od razu zmęczeni poszliśmy spać. Następnego dnia czekała nas dalsza droga. Do samego Rzymu.

Na podbój Wiecznego Miasta

Nasze pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym miało miejsce w Wielki Czwartek rano podczas Mszy św. Krzyżma. Zaraz po Mszy św. spotkaliśmy się wszyscy na Placu św. Piotra pod obeliskiem. Zbyszek - nasz senior zaproponował, żebyśmy podziękowali organizatorom wyprawy. Zaczęliśmy więc śpiewać na cześć naszych obydwu Rektorów. Chór sześćdziesięciu chłopaków w sutannach musiał wywołać niezłe zamieszanie, bo gdy robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia, wokół nas rozbłyskały flesze aparatów fotograficznych zagranicznych turystów. Niektórzy (zwłaszcza turystki z Japonii) mieli ochotę na zdjęcie w naszym towarzystwie. Odnalazł nas także reporter Radia Watykan i poprosił o krótkie wypowiedzi na temat, jak polscy księża przeżywają Triduum w Rzymie.

Niedaleko Watykanu jest podziemny parking, gdzie stał nasz bus. Tam szybko przebraliśmy się i ruszyliśmy na podbój miasta. Szliśmy via Conciliazione, obok Zamku Anioła, zatrzymaliśmy się gdzieś na szybki posiłek i dalej ruszyliśmy wąskimi uliczkami w stronę Piazza Navona. Tam mieliśmy zabawić kilka minut, aby przyjrzeć się architekturze, a zwłaszcza trzem stojącym tam fontannom Berniniego. Na placu było gwarno i tłumnie. Moją uwagę przykuł pewien żywy "pomnik" - ktoś w stroju artysty z XVI w. stał na niewielkim podwyższeniu i udawał martwy kamień. Cały, od stóp do głów (łącznie z twarzą) pomalowany był na szaro. Co jakiś czas tylko poruszał się powoli i za pomocą gestów wyznawał swoją miłość mijającym go paniom.

Nadszedł już czas zbiórki. Część z nas czekała w pobliżu jednej z krótszych pierzei placu. Nikt nie nadchodził. Bardziej w głębi placu zobaczyliśmy grupę "naszych", przyglądających się wyczynom kuglarzy. Przesunęliśmy się więc w ich kierunku. Jednak ja odwróciłem się w kierunku owego "zakochanego pomnika". Po chwili odwracam się i... nie widzę nikogo z kolegów. Gdzie oni się podziali. Szukam ich w tłumie, ale... kamień w wodę. Zniknęli jak kamfora.

Trudno, zginęli to zginęli. Na pewno się odnajdą. Teraz najważniejsze to dostać się na Lateran, gdzie Papież będzie celebrował Mszę Wieczerzy Pańskiej. To zadziwiające, jak trudno w Rzymie o prawdziwego rzymianina. Większość osób, które prosiłem o wskazanie drogi, jeśli w ogóle była Włochami, okazywało się, że nie jest stąd. Sporo też osób udawało, że nie rozumie mojego angielskiego. Nie pozostawałem dłużny - udawałem, że nie rozumiem ich włoskiego. Dowiedziałem się w każdym razie po co są w Rzymie światła uliczne. Tutaj w ruchu drogowym nie obowiązują żadne przepisy, po prostu, kto pierwszy, ten lepszy. Włosi muszą być wyśmienitymi kierowcami, bo jak mówią fachowcy, jeździ się tutaj całkiem bezpiecznie. W tych warunkach wydawać by się mogło, że światła - semafori to atrapa. A jednak nie. Są po to, aby w najprostszy sposób wyjaśnić obcojęzycznemu turyście, kiedy ma skręcić, tj. na których światłach. Semafori - bardzo ważne słówko. Trzeba je zapamiętać, bo może się przydać.

A zatem z Piazza Navona przez Corso Vittorio Emanuele do Piazza Venezza, stamtąd via Fori Imperiali do Koloseum, za Koloseum trzeba jeszcze tylko znaleźć via di San Giovanni in Laterano i już jesteśmy w domu. Ładny kawałek drogi. Niektórzy radzili pojechać metrem. Łatwo powiedzieć, gdy przy sobie nie ma się ani lira.

Miałem za to aparat fotograficzny. Do końca nie mogłem się zdecydować, czy mam się zachowywać jak człowiek zagubiony w nieznanym mieście, czy jak turysta zafascynowany otaczającą go rzeczywistością. Nie mogłem jednak przejść obojętnie obok świadków historii ponad dwóch tysięcy lat. Via Fori Imperiali prowadzi przez pozostałości starożytnych forów - centrów starożytnego Rzymu - Forum Romanum, czy Forum Trajana. Wśród tych ruin wyrastają kościoły tak starożytne jak świętych Kosmy i Damiana, czy też wybijający się ponad forami barokową kopułą kościół San Giuseppe dei Falegnami. To wszystko są niemi świadkowie ciągłości i owocności wiary w Wiecznym Mieście.

Na via San Giovanni di Laterano natknąłem się niespodziewanie na niepozornie wyglądający od strony ulicy kościół. Wszedłem do środka z czystej ciekawości. Wewnątrz odkryłem niezwykłe skarby wczesnorenesansowej architektury i sztuki kościoła św. Klemensa z przepiękną mozaiką w absydzie nawy głównej, w której centrum jest krzyż, z umieszczonymi na jego ramionach gołębiami, adorowany przez procesję owieczek. Nie zostałem tam długo. Czas naglił, a chciałem jak najszybciej dotrzeć na Lateran. Na szczęście stąd było już niedaleko.

Dotarłem wreszcie na plac przed Bazyliką. Z jednej strony samochód karabinierów, z drugiej patroluje policja municypalna, czerwone światła, ale to jest Rzym, można spokojnie przechodzić na drugą stronę.

Wreszcie jestem na miejscu. Przed Bazyliką św. Jana zgromadził się już spory tłum i ludzie mający bilety wpuszczani już są do środka. No tak. Mój bilet ma przecież Ksiądz Wicerektor. Czekam i spokojnie wypatruję mojej grupy. Czas nagli, a ruch przed Bazyliką robi się coraz większy. Niektórzy stoją przy barierkach i niemal żebrzą o bilety od tych, którzy nie mają zamiaru zostać na wielkoczwartkową Mszę i wychodzą z Bazyliki. Zaczynam się niepokoić. Przyszło mi do głowy, że może wszyscy są już w środku, a porządkowi nie pozwalają nikomu wychodzić z zajętych już sektorów. Proszę strażników o pomoc. Niestety, bez biletu nie mogę tego sprawdzić. Co tu robić? Nie przypuszczałem, że będzie musiało do tego dojść - dołączyłem się do grupy "żebrzących" . Nie miałem wielkiego przebicia ze względu na język, ale udało mi się kogoś przekonać. Bilet był mój. Wszedłem do środka, obszedłem całą świątynię - nikogo nie ma. Wyszedłem na przedsionek Bazyliki. Nagle widzę zbliżającą się do bramki kontrolnej grupę kleryków w sutannach i komżach. Nareszcie. Oby tylko ktoś wziął ze sobą moją sutannę...

cdn.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowi kanonicy

2024-03-28 12:00

[ TEMATY ]

Zielona Góra

Karol Porwich/Niedziela

Podczas Mszy Krzyżma bp Tadeusz Lityński wręczył nominacje i odznaczenia kapłanom diecezji. Życzenia otrzymali również księża, którzy obchodzą w tym roku jubileusze kapłańskie.

Pełna lista nominacji, odznaczeń i jubilatów.

CZYTAJ DALEJ

Tak, proszę, Jezu Chryste, obmyj mnie

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Pio Si/pl.fotolia.com

Rozważania do Ewangelii J 13, 1-15.

Wielki Czwartek, 28 marca

CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio tajemnice Męki Pańskiej nie tylko kontemplował, ale jej ślady nosił na ciele

2024-03-28 23:15

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

św. o. Pio

Wydawnictwo Serafin

O. Pio

O. Pio

Mistycy wynagrodzenia za grzechy są powołani do wzięcia w milczeniu grzechów i cierpienia świata na siebie, w zjednoczeniu z Jezusem z Getsemani. Rzeczywiście, Ojciec Pio tajemnice Męki Pańskiej nie tylko kontemplował i boleśnie przeżywał, ale jej ślady nosił na własnym ciele, aby w zjednoczeniu ze swoim Boskim Mistrzem współdziałać w wynagradzaniu za ludzkie grzechy. Jako czciciel Męki Pańskiej chciał, aby i inni korzystali z jego dobrodziejstwa.

„Misterium miłości. Droga krzyżowa z Ojcem Pio” to rozważania drogi krzyżowej, które proponuje nam br. Błażej Strzechmiński OFMCap - znawca życia i duchowości Ojca Pio. Rozważania każdej ze stacji przeplatane są z fragmentami pism Stygmatyka. Książka wydana jest w niewielkiej, poręcznej formie i zawiera także miejsce na własne notatki, co doskonale nadaje się do osobistej kontemplacji Drogi krzyżowej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję